Odchrząknęłam niezręcznie, odwracając spojrzenie na rozmazany las za oknem. Cień rzucany przez chmury wlał się między drzewa, przez co pod zielonym baldachimem z koron nie można było dostrzec wiele więcej niż niepokojącą czerń.
- Nazywam się Gwen Adams - zaczęłam z nerwowym uśmiechem, chcąc nawiązać do wcześniejszej spowiedzi Robina. Nie mogłam tylko opanować rąk, chcąc rozładować napięcie zaczęłam drapać się po nadgarstku. - Mam dwadzieścia jeden lat, urodziłam się w hrabstwie Cass w Michigan. Cholernie nieprzyjemne miejsce. Nie układało mi się tak dobrze w rodzinie jak tobie, nie potrafię powiedzieć o nich niczego miłego. Patologiczna banda pijaków i tyle. Uciekłam z domu, chyba rok przed osiemnastką.
Harry powiedział ci prawdę, zostałam przemieniona. To miało miejsce gdzieś po drodze do Chicago, w wiosce, której nazwy nawet już nie pamiętam. Przyjęłam klienta w motelu. Strasznie dziwnie się zachowywał, jakby był chory. Ale nie miałam już w ogóle kasy, nawet żeby opłacić pokój, więc, cóż... desperacja i własna głupota doprowadziły do całej tej historii. Zaczepił mnie w barze. Oprócz gorączki wydawał się całkiem ogarnięty, nawet dziany, dlatego się zgodziłam. Ale coś mu zaczęło odbijać w pewnym momencie. Wpadł w szał, rozwalał meble. Przybiegła babka z recepcji, ale zrzucił ją ze schodów. Później leżałyśmy w tej samej szpitalnej sali, miała wstrząs mózgu i połamane nogi. Dla nas obu to była okropna noc. Już nie raz dostałam, ale pierwszy raz ktoś mnie pogryzł. Wyobrażasz to sobie? Dla kogoś, kto znał wilkołaki tylko z żenujących romansideł, to było całkowicie szalone. Zostałam pogryziona.
Opowiadanie, było jak rozbicie tamy. Gorzkie słowa wylały się nieopanowanym strumieniem, choć na szczęście nie związanym z płaczem. Łzy nie przeszły mi przez gardło, tylko niewesoły pełen ironii śmiech co jakiś czas zabarwiał historię.
- Policja, która przyjechała chwilę później na miejsce stwierdziła, że facet musiał się gdzieś zarazić wścieklizną, albo po prostu być pijany. Nie wiedzieli na pewno, bo zniknął: wyskoczył przez okno i uciekł. W szpitalu natomiast zaniepokoili się moimi ranami. Wydaje mi się, że to lekarz zawiadomił kogo trzeba. Kilka dni później, gdy w gorączce przeżywałam to wszystko wciąż na nowo, pojawiła się kobieta - między jednym mrugnięciem, a drugim. Była wysoka, chuda i poważna, to zapamiętałam. Powiedziała, że "już się go pozbyła". To śmieszne, ale wiedziałam, że mówi o tym gościu, który mnie pogryzł. Ale nie czułam radości, tylko wściekłość, że ja nie miałam szansy tego zrobić i, że koleś przestał już cierpieć. Następną pobudkę zaliczyłam w lesie. Nie miałam pojęcia jak się tam znalazłam, ale to też nie był moment na zastanawianie się, bo właśnie nadchodziła pierwsza przemiana. Czułam, jakbym płonęła od środka. Wszystko z siebie zdarłam, szukałam jakiegokolwiek ukojenia... kilka godzin później leżałam wyczerpana na ziemi w formie wilka. To było szaleństwo.
Dopiero, gdy poczułam jak duża, ciepła dłoń przykrywa moją, doszło do mnie, że samochód stoi na poboczu drogi, a ja wydrapałam sobie paznokciami szlak krwi. Robin siedział obok, całkowicie poważny, zatrzymując moje niespokojne ręce. Patrzył na mnie... jakoś tak delikatnie. Tak, jak chciałam żeby ktoś spojrzał. Byłam pewna, że słucha i czeka, aż sobie ze wszystkim poradzę.
- Wiesz, niewiele pamiętam z tego okresu. Nie wracałam do ludzkiego ciała, byłam pewna, że po prostu jestem wilkiem, a wszystkie wspomnienia to tylko jakiś sen. To nie było takie złe, dopóki nie nadeszła zima. Wszystkie zwierzęta się pochowały, nie mogłam trafić nawet na wiewiórkę. Teraz muszę przyznać, że miałam niewiarygodne szczęście, że teren, na którym polowałam, nie należał do żadnej watahy. Ale mimo tego chwycił mnie głód i zmuszona byłam szukać jedzenia. Wędrowałam, aż natknęłam się na Alana. Pomógł mi wrócić do ludzkiej postaci. Dołączyłam do jego... cóż, teraz już twojej watahy. I tyle. Cała historia.
CZYTASZ
Mate
Fantasy- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hipnotyzujące. - Ty tego nie czujesz? Mój zapach na ciebie nie działa? Nie masz wrażenia słabości, prz...