28

8.1K 334 19
                                    


Gdy tylko zobaczyłem przerażenie napływające do oczu Gwen wraz ze łzami, moje myśli skupiły się na jednym słowie - zagrożenie. Ian zagrożeniem. Ian, którego bał się najwyraźniej również Jeremy, niepewnie wyglądający przez okno, jakby w każdym momencie spodziewał się wizyty starszego brata. 

- Jeremy, siadaj na miejscu - oznajmiłem nieznoszącym sprzeciwy głosem. Chłopak posłuchał bez sprzeciwu, zamiast jednak podejść do łóżka, klapną na podłodze. Kłykciami palców wciąż stukał o skroń. 

Poczułem adrenalinę gromadzącą się w ciele jak przed walką. Ktoś w końcu musiał opanować sytuację. 

Zwróciłem się do Gwen, która stała w miejscu niczym posąg. 

- Wszystko dobrze - zapewniłem ją z całą pewnością. Nawet jeśli kolejny jej brat miałby przybyć i robić awantury, czy cokolwiek miał w zwyczaju, znalazłby się na mojej ziemi. W moim domu. 

Nie byłem jednak pewien, czy Gwen mnie usłyszała, bo w jej dziwnym spojrzeniu nie rozbłysła żadna iskierka, żaden mięsień na twarzy się nie poruszył. Natomiast Jeremy pokręcił głową:

- Nic nie jest dobrze. Od dawna nic nie jest dobrze. 

- Zamknij się. 

- On przyjdzie i ona przyjdzie i może nie zrobią mi krzywdy, jeśli teraz wszyscy umrzemy - biadolił dalej. Równie dobrze mógł właśnie dorzucać suchych patyków do palącego się we mnie ognia. 

Z wściekłością doskoczyłem do chłopaka. Kraciasta koszula jęknęła w proteście, gdy szarpnąłem za nią Jeremy'ego. Był wychudzony - zawisł w powietrzu jak balonowa lalka.

- Powiedziałem spokój. Odpowiadasz tylko na moje pytania - zarządziłem. Nie miałem czasu na cackanie się z szaleńcem, który był potencjalnym zagrożeniem dla mojej partnerki i stada. - Kim jest "ona"?

Wzrok Jeremy'ego się skupił, grdyka zadrżała.  

- To potwór. Zagnieździła się w domu jak tarantula, wszędzie pajęczyny, wszędzie. 

- Robin - odezwała się cicho Gwen - czy to może być Mojra?

Mimowolny dreszcz przeszedł mi po kręgosłupie, ale chociaż miałem ochotę skontrolować, czy z Gwen wszystko w porządku, starałem się nie poddać panice. 

- Tarantula? Mojra może nie wygląda za pięknie, ale pająka nie przypomina. 

- Pajęczyny w umyśle - wyjaśnił Jeremy, stukając palcem o skroń. - Oplata nas jak tarantula. Ian jest jej ulubieńcem, mama nie żyje. 

- Mama nie żyje?!

Gwen w końcu się ruszyła, by podbiec do nas. Musiałem puścić Jeremy'ego, bo tym razem to dziewczyna miała ochotę chwycić go za fraki. Po za tym ból w sercu oraz dziwna, niezharmonizowana gama uczuć rozlała się w moim sercu, odbierając mi siły w rękach. To zdecydowanie nie były moje emocje. 

Spojrzałem z uwagą na Gwen. Nie była blisko rodziny, ale w jej oczach przez moment zabłysło szaleństwo. Przeraziła ją ta wiadomość, choć gdzieś w głębi... poczuła ulgę? Czy można było czuć te dwie rzeczy jednocześnie?

- Jeremy, co się stało z matką?

- Strzeliła sobie w łeb - oznajmił z rozbrajającą szczerością. - Jej mózg ściekał po ścianach. A później zaczęła do nas mówić w głowie, kazać różne rzeczy. Kazała mi zabić Oktawię - Jeremy załkał. - Nie chciałem tego zrobić, nie chciałem być już w domu, ale Ian wykonywał rozkazy bez wahania. Wszędzie była krew, okna były w krwi, wszystko było w krwi. Zostałem tylko ja i Ian.

MateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz