Gdy tylko zobaczyłem przerażenie napływające do oczu Gwen wraz ze łzami, moje myśli skupiły się na jednym słowie - zagrożenie. Ian zagrożeniem. Ian, którego bał się najwyraźniej również Jeremy, niepewnie wyglądający przez okno, jakby w każdym momencie spodziewał się wizyty starszego brata.
- Jeremy, siadaj na miejscu - oznajmiłem nieznoszącym sprzeciwy głosem. Chłopak posłuchał bez sprzeciwu, zamiast jednak podejść do łóżka, klapną na podłodze. Kłykciami palców wciąż stukał o skroń.
Poczułem adrenalinę gromadzącą się w ciele jak przed walką. Ktoś w końcu musiał opanować sytuację.
Zwróciłem się do Gwen, która stała w miejscu niczym posąg.
- Wszystko dobrze - zapewniłem ją z całą pewnością. Nawet jeśli kolejny jej brat miałby przybyć i robić awantury, czy cokolwiek miał w zwyczaju, znalazłby się na mojej ziemi. W moim domu.
Nie byłem jednak pewien, czy Gwen mnie usłyszała, bo w jej dziwnym spojrzeniu nie rozbłysła żadna iskierka, żaden mięsień na twarzy się nie poruszył. Natomiast Jeremy pokręcił głową:
- Nic nie jest dobrze. Od dawna nic nie jest dobrze.
- Zamknij się.
- On przyjdzie i ona przyjdzie i może nie zrobią mi krzywdy, jeśli teraz wszyscy umrzemy - biadolił dalej. Równie dobrze mógł właśnie dorzucać suchych patyków do palącego się we mnie ognia.
Z wściekłością doskoczyłem do chłopaka. Kraciasta koszula jęknęła w proteście, gdy szarpnąłem za nią Jeremy'ego. Był wychudzony - zawisł w powietrzu jak balonowa lalka.
- Powiedziałem spokój. Odpowiadasz tylko na moje pytania - zarządziłem. Nie miałem czasu na cackanie się z szaleńcem, który był potencjalnym zagrożeniem dla mojej partnerki i stada. - Kim jest "ona"?
Wzrok Jeremy'ego się skupił, grdyka zadrżała.
- To potwór. Zagnieździła się w domu jak tarantula, wszędzie pajęczyny, wszędzie.
- Robin - odezwała się cicho Gwen - czy to może być Mojra?
Mimowolny dreszcz przeszedł mi po kręgosłupie, ale chociaż miałem ochotę skontrolować, czy z Gwen wszystko w porządku, starałem się nie poddać panice.
- Tarantula? Mojra może nie wygląda za pięknie, ale pająka nie przypomina.
- Pajęczyny w umyśle - wyjaśnił Jeremy, stukając palcem o skroń. - Oplata nas jak tarantula. Ian jest jej ulubieńcem, mama nie żyje.
- Mama nie żyje?!
Gwen w końcu się ruszyła, by podbiec do nas. Musiałem puścić Jeremy'ego, bo tym razem to dziewczyna miała ochotę chwycić go za fraki. Po za tym ból w sercu oraz dziwna, niezharmonizowana gama uczuć rozlała się w moim sercu, odbierając mi siły w rękach. To zdecydowanie nie były moje emocje.
Spojrzałem z uwagą na Gwen. Nie była blisko rodziny, ale w jej oczach przez moment zabłysło szaleństwo. Przeraziła ją ta wiadomość, choć gdzieś w głębi... poczuła ulgę? Czy można było czuć te dwie rzeczy jednocześnie?
- Jeremy, co się stało z matką?
- Strzeliła sobie w łeb - oznajmił z rozbrajającą szczerością. - Jej mózg ściekał po ścianach. A później zaczęła do nas mówić w głowie, kazać różne rzeczy. Kazała mi zabić Oktawię - Jeremy załkał. - Nie chciałem tego zrobić, nie chciałem być już w domu, ale Ian wykonywał rozkazy bez wahania. Wszędzie była krew, okna były w krwi, wszystko było w krwi. Zostałem tylko ja i Ian.
CZYTASZ
Mate
Fantasy- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hipnotyzujące. - Ty tego nie czujesz? Mój zapach na ciebie nie działa? Nie masz wrażenia słabości, prz...