29

7.6K 321 38
                                    


Chwilowo nie obchodziło mnie co się dzieje z Jeremym czy Robinem. Wyszłam z domu Alfy, nabuzowana emocjami, których nie umiałam nawet nazwać, z którymi nie umiałam sobie poradzić. W żołądku przewracało mi się śniadanie. 

Nie zamierzałam zwierzać się jakiejś obcej osobie, która gówno wiedziała o moim życiu, ale gdyby chłopak to usłyszał, zacząłby mnie namawiać i robić tą zmartwioną minę, jaką miał od wczoraj nieustannie. Znów bym go rozczarowała. Zmusiłam się więc do zjedzenia całego, przyniesionego przez niego śniadania i po prostu wyszłam, gdy zadzwonił do niego telefon. Wielki i-cholera-super dom Robina zaczynał mnie przytłaczać.

Znajdywałam w tym jednak jeden plus. Zdziwienie, które mi zafundował, chwilowo przegoniło Falę Chłodu i chociaż na dworze szalał zimowy wiatr, goniąc po niebie chmury, od emocji zrobiło mi się gorąco. Dotarłam do swojej komórki nawet nie owijając się szalikiem.

Moja chatka wyglądała okropnie. Cholera. Mimo renowacji zorganizowanej przez Robina, przecież nie mogła równać się z jego domem - była mniejsza niż salon chłopaka. 

- Co za...

Kopnęłam kamyk, który poleciał wysokim łukiem, mijając komórkę o kilka centymetrów (Auć! Było blisko) i z klekotem wpadł między stare deski zostawione pod chatką. 

Całkowicie o nich zapomniałam. Mój niegdysiejszy, dziurawy dach i ściany. Ich widok przywołał to dziwne mrowienie w dłoniach... 

Za moimi plecami rozbrzmiały kroki, jednak wiedziałam, że nie należą do Robina - on poruszał się bezszelestnie. Po za tym, gdy tylko się zbliżał, włoski stawały mi dęba na całym ciele. 

- Patrzysz na coś konkretnego, czy tak po prostu stoisz sobie na mrozie? - Spytał Harry, zatrzymując się obok mnie z rękami schowanymi w kieszeniach kurtki i głową wciśniętą w szalik. 

- Masz wiertarkę? - Spytałam zamiast odpowiedzi. 

Chłopak rozejrzał się, jakby upewniając, że mówię do niego. 

- Kobieto, Alfa kazał cię pilnować, więc jeśli złapiesz przeziębienie, to mnie się oberwie. Chodź, zrobisz mi jakąś ciepłą herbatę.

- Nie żartuję, pożyczysz mi narzędzia? Mam ochotę coś zrobić. 

- Mam nadzieję, że ta ochota nie obejmuje atakowania znienawidzonych braci wiertarką. 

Westchnęłam cierpiętniczo, kopiąc kolejny kamyk. Tym razem lżej, żeby nie miał nawet szansy zbliżyć się do chatki. 

- Czy cała wataha już wie o Jeremym?

- Nie cała. Alfa zadzwonił do mnie, żebym przez chwilę dopilnował twojego bezpieczeństwa. Zgaduję, że dużo go to kosztowało. Odnoszę wrażenie, że facet mnie nie lubi - dodał teatralnym szeptem. 

Uśmiechnęłam się pod nosem, zdumiona, że w ogóle byłam do tego zdolna. 

- Nie potrzebuję opieki - sprostowałam, choć bardziej z obowiązku. Troska Robina przestała mi przeszkadzać. - Po za tym powiedziałeś Magdalenie, zgadza się?

Harry skinął głową z miną "Oczywiście, a da się inaczej?".

- A więc wie już cała wataha. 

- Jesteś dla niej niesprawiedliwa, ona wcale...

- Im dłużej gadasz, tym dłużej stoimy na mrozie. Potrzebuję narzędzi. 


***

MateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz