21

7.4K 329 37
                                    


Była druga w nocy, a ja z Robinem siedzieliśmy nad niewielkim urwiskiem oświetleni światłem księżyca. Jakieś pięć metrów pod naszymi nogami rozpościerała się równina, którą porastały szkielety krzewów, ich liście zaściełały ziemię niczym dywan. Gdyby cokolwiek lub ktokolwiek się pojawił, od razu byśmy zauważyli. 

Wiatr na szczęście nie wiał, chociaż i bez niego drżałam z zimna. Robin narzucił mi na ramiona zabrany z domu koc, jednak byłam pewna, że cieplej byłoby w jego ramionach. 

- Rozmawiałem z Castorpem - wyznał w pewnym momencie, bawiąc się uschniętym liściem. 

Nie mogłam powstrzymać przewrócenia oczami. 

- Ten sztywniak ci coś powiedział?

- Nie, nie do końca. Castorp jest naprawdę w porządku. Nie mieliście dobrego startu, ale z pewnością się polubicie, jestem tego pewien. 

- A ja nie jestem, niewielu ludzi lubię. 

Robin uśmiechnął się lekko. 

- Mnie lubisz - oczywiście stwierdził, a nie zapytał. Ten facet miał tupet. 

Jak to się stało, że jeszcze kilka dni temu zawzięcie walczyliśmy, a dzisiaj posyłaliśmy sobie uśmiechy? Nie, on nie walczył - ja walczyłam. Tak wytrąciło mnie z równowagi jego pojawienie się w moim życiu, że za każdym razem chciałam się kłócić. Wyzwalał we mnie silne i sprzeczne emocje, czułam się przez to, jakbym codziennie miała okres. 

- Możemy tak założyć - zgodziłam się uprzejmie. 

- I lubisz Lilę - drążył chłopak. 

-Jest denerwująco głośna, ale może być. 

- I moich ro...

- Hola, nie zapędzajmy się! Twoja mama mnie przeraża, to na pewno. Poza tym zmieniasz temat. Co powiedział ci ten gnój, którego nazywasz bratem?

Liść rozdarł się na pół, a potem jeszcze na pół i jeszcze...

- Robin.

- Naprawdę nic takiego nie powiedział. Kazał mi się nie martwić, bo wszystko w stadzie jest pod kontrolą.

- To... dobrze - stwierdziłam, rzeczywiście nieco zagubiona. W takim razie co martwiło Robina?

- No właśnie. Pod moją obecność nic nie było pod kontrolą - wyjaśnił, posyłając szczątki liścia na krzewiasty cmentarz. - Mało kto mnie słuchał, wilki się buntowały. Tak bardzo skupiłem się na tobie, że w ogóle nie przejmowałem się watahą, a o nich też powinienem dbać. 

- Daj spokój, Robin, im nigdy nic nie pasowało. To banda rozwydrzonych, fałszywych...

- Nie tak powinno wyglądać stado - przerwał mi z naciskiem. - Alfa powinien umieć je poprowadzić. Jak mój ojciec i Castorp. 

Z każdym jego słowem robiło mi się coraz zimniej. 

- Serio będziesz się do nich porównywał? Oni mają wiele lat doświadczenia za sobą! Mogę się założyć, że na początku nawet twojemu ojcu zdarzały się wtopy. 

- Nie rozumiesz. Wataha mnie nie obchodziła, tylko ty się liczyłaś. 

Zamurowało mnie. Robin spojrzał w końcu w moją stronę, chociaż tym razem wolałabym, żeby odwrócił wzrok, bo za bardzo palił! No dobrze, może jednak siedzieliśmy bliżej siebie, niż przypuszczałam. 

Robin złapał mnie mimochodem za rękę, a mi przypomniało się, co mu zarzuciłam jakąś godzinę wcześniej - że zawsze szuka pretekstu, aby mnie dotknąć. Cóż, to akurat była najprawdziwsza prawda... i nigdy przecież nie powiedziałam, żeby mi to szczególnie przeszkadzało. 

MateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz