38

5.2K 281 26
                                    



Po zamieszaniu z niespodziewanym atakiem, wilkołaki rozproszyły się, by przygotować do wspólnego polowania. Mieliśmy spotkać się na polanie podczas mojego ostatecznego sprawdzianu. 

Co mnie cholernie przerażało, ale nie miałam czasu za bardzo się nad tym zastanawiać. Gdy tylko Robin gniewnym głosem oznajmił, że niedługo rozpalenie ogniska, doskoczyłam do niego ze średnio ukrytą wściekłością. 

- Ty głupku - mruczałam pod nosem, próbując rozewrzeć zaciśniętą pięść, z której wciąż jeszcze sączyła się krew. - Jesteś totalnym świrem, ty to dopiero potrzebujesz psychiatry! Totalnie cię pogrzało.

Kątem oka zobaczyłam, że Monika chciała się wtrącić, ale Rockar chwycił ją za ramiona i wyprowadził z jadalni. Zostaliśmy sami - z Mojrą chrupiącą kurczaka po drugiej stronie stołu. 

Chłopak zdawał się mnie nie słuchać. Zwrócił się do istoty z gniewnym, ale i skupionym spojrzeniem, jakie widziałam u niego podczas pierwszego spotkania z Jeremym. Przełączył się na tryb działania. 

- To nie fair wymagać od Gwen całkowitej przemiany. Nie jest rodzonym wilkołakiem.  

- Jest wilkołakiem, kropka - oznajmiła Mojra ze wzruszeniem ramion. - Widziałam, jak się przemienia po raz pierwszy, Alfo. 

Robin zerknął na mnie zdezorientowany. No tak, nie mówiłam mu...

- To ona - szepnęłam pośpiesznie, sięgając po serwetki ze stołu. Robin w końcu rozluźnił pięść, więc szybko musiałam zatamować krwawienie. - Ona jest tą kobietą ze szpitala, o której ci mówiłam. Zabiła gościa, który mnie przemienił. 

- Ale mówiłaś, że Mojry nie mogą krzywdzić nikogo poza Mate. 

- Ten chory wilczek położył łapska na Mate, zmieszał z nią swoją krew. Oczywiście, że mogłam się z nim rozprawić - wyjaśniła kobieta z iskierkami ekscytacji w oczach. 

Serwetki były tak cienkie, że musiałam wepchnąć Robinowi całą garść. Chwyciłam dodatkowo papier śniadaniowy, którym przykryte było ciasto, ale z pośpiechu skaleczyłam się jego brzegiem. Cholerstwo było półprzezroczyste, a cięło niczym osa! Rana Robina na szczęście szybko zaczęła się zasklepiać, lecz widok krwi przyprawiał mnie o niekontrolowane dreszcze. 

- Czemu nie zabiłaś jej już wtedy? Gdy tylko została przemieniona? - Spytał Robin, odrzucając chusteczki. Zamiast nich, chwycił mnie za rękę, jakby mój dotyk mógł pomóc w cierpieniu. Postanowiłam już nic nie robić, skoro czułam pod palcami, że rana prawie się zabliźniła.  

- Czemu nie zabiła mnie wcześniej, gdy byłam jeszcze człowiekiem - poprawiłam go mimochodem, sama lekko zaciekawiona. To wciąż mnie zastanawiało, czy gdybym nie stała się wilkołakiem, nie byłoby przyszłości dla mnie i Robina? 

Mojra westchnęła ciężko, odrzucając wyjedzoną do czysta kość za siebie. Była jakaś fascynująca gracja w jej ruchach. 

- Nadal niewiele rozumiecie. Gwen, skarbie, poddano cię testom, a ja jestem ostatnim z nich. Nie mogłam cię zabić przed werdyktem moich sióstr, a one spały. Przebudziło je dopiero twoje spotkanie z Alfą, nić, która was łączy, rozedrgała się tego dnia jak struna instrumentu, twój zapach rozlał się niczym kropla krwi w morzu. Wyczuwamy takie rzeczy. 

Jak rekiny, krwiożercze bestie, to się zgadzało. 

- Nie mamy wpływu na to, kogo łączy los, ani kiedy łączy. Czy było to przy narodzinach? Może przy pierwszym upadku? Skąd mam wiedzieć! Ale w czasie naszego pierwszego spotkania już pachniałaś Alfą. 

MateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz