24

8K 367 28
                                    


We wspólnej jadalni nie było już miejsc, prawie wszyscy się pojawili - może z wyjątkiem dyżurujących, którzy pilnowali granic watahy. Teoretycznie oprócz Mojr nic nam nie zagrażało, co i tak było moim indywidualnym problemem, lecz taką już mieliśmy tradycję. Swoją drogą, zaczynało mnie martwić, że Mojry zapadły się pod ziemię. Nie tęskniłam za nimi, ale przecież nie odpuściłyby sobie tak łatwo. 

Czyhały na mnie, mogłam więc bez wyrzutów sumienia twierdzić, że miałam w życiu poważne problemy, brak popularności nie mógł być od nich gorszy. Dlatego starałam się nie przejmować krzywymi spojrzeniami, jakie wszyscy mi posyłali. 

Dawno nie byłam na wspólnym obiedzie, w dodatku zazwyczaj zajmowałam miejsce na końcu stołu, dzisiaj jednak siedziałam po prawej stronie Robina. Zgadza się, u szczytu. Rozumiałam, że wielu osobom mogło to stawać kością w gardle.

Sama zresztą nie czułam się jakoś wyjątkowo swobodnie. 

- I Gwen Adams ma zostać Luną? - Niedowierzał jeden z mężczyzn. 

Robin skinął głową, opierając się biodrem o moje krzesło. Dodało mi to trochę otuchy, muszę przyznać.  

- Przepraszam bardzo - odezwała się jedna ze starszych kobiet. - Haruję jak wół, pracuję i opiekuję się dziećmi, a ty mi mówisz, że ta... że to leniące się całymi dniami coś, ma stanąć na czele watahy?

Nie lenię się całymi dniami! Może czasem... Ale nie powinna tak lekceważąco zwracać się do swojego Alfy.

- Ja stoję na czele watahy - poprawił ją Robin, z szacunku godnym spokojem. Chyba dopuścił możliwość usłyszenia dzisiaj kilku nieprzyjemnych określeń. - Poza tym ręczę za Gwen.

- Też mogę ręczyć za swoje dzieci, doskonale wiedząc, że wiele okien jeszcze rozwalą, zanim się czegoś nauczą. Ja płacę za stłuczone szyby, a ty, Alfo?

- Lepiej pilnuj te swoje bachory, żeby nikomu okien nie rozwalały - rzuciłam pod nosem, za co oberwałam od Robina z biodra. 

- Problemy twoich dzieci są problemami watahy, uszkodzone okna to też koszt całej watahy - Robin założył ręce na piersiach - Gwen jest członkiem stada i nią również powinniśmy się opiekować.

- Tą...

- Czy wiedzieliście, że Gwen została przemieniona przez ugryzienie?

Stężałam. Czemu Robin wspominał o tym, przy całym stadzie? Jakim prawem?!

Mimo wszystko wilki nie wydawały się zaskoczone. Wiele osób wymieniło porozumiewawcze spojrzenia, niektórzy spuścili głowy w zawstydzeniu. Nikt nic nie powiedział, więc Robin kontynuował, pochylając się nad stołem. 

- Jeżeli ktoś zostaje zaatakowany, stado powinno zapewnić mu opiekę, przede wszystkim psychologiczną. Z tego co słyszałem, Gwen nie mogła na to liczyć. Nie znaliście zasad? Nie było to instynktowne zachowanie wobec ofiary? Bo widzę, że każdy z was wiedział. 

- Przepraszam - zaćwierkała Nela, niepotrzebnie zabierając głos w dyskusji dorosłych. Uśmiechnęła się przy tym przepraszająco, jakby czegoś nie rozumiała i prosiła nauczyciela o pomoc - chcesz powiedzieć, Alfo, że to przez ugryzienie nasza Gwen stała się prostytutką? Biedaczyna. Najwyraźniej musiała ją pogryźć inna prostytutka, że zaraza przeszła na Gwen. Tylko czy nie spała z każdym jak popadnie już wcześniej?

Punkt dla siedemnastoletniej suki, wspaniałe rozegranie akcji. Nie ma to jak omawiać podobne kwestie na forum. A jednak zgodnie z poleceniem Robina, uniknęła zakazanego słowa na "d".

MateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz