Sokół wędrowny siadł na parapecie bogato zdobionego gabinetu. Czerwono-czarny kolor ścian powodował optyczne pomniejszenie pomieszczenia. Na środku przy stosach papierów w wielkim czerwonym fotelu siedział Logan. Ubrany był w garniturowe spodnie i grubą koszulę. Lampa stojąca na biurku sugerowała, że pracę rozpoczął już jakiś czas temu. Pochylony nad spisem świec zamówionych na następny wyjazd nie zauważył ptaka. Pociągnął nosem i wstał z krzesła w celu zamknięcia okna. Przystaną widząc zwierzę. Sokół rozłożył ogromne skrzydła i zatrzepotał nimi. Mężczyzna wzdrygnął się i chwycił leżące na stole obok świeczki w celu samoobrony. Złoty dziób zalśniły gdy zwierzę wzbiło się do lotu, a równocześnie do pokoju weszła złotowłosa kobieta w ciemnofioletowej sukni aż do ziemi i grubym swetrze. W dłoni miała posrebrzaną tace z parującymi napojami. Srebrna zastawa z cukrem i dzbankiem na herbatę należała kiedyś do matki dziewczyny. Odłożyła ona płaskie naczynie na stolik kawowy w rogu pomieszczenia i ruszyła w stronę ojca.
- Miałeś się nie przemęczać. Obiecałeś nam to, a już nadchodzi popołudnie. Viviana mówiła, że nie masz już gorączki, ale to nie znaczy że jesteś zdrowy. Od twojego powrotu minęło pięć a ty nic nie odpocząłeś tak naprawdę.- Scarllet ominęła skamieniałego ze zdziwienia ojca na widok ptaka i zamknęła wielkie białe okno. Chwyciła go pod rękę i zaprowadziła na jedną z czerwonych kanap przy stoliku.
- Powinieneś poleżeć w łóżku, jeszcze jakiś czas. - zasugerowała.
- Nie mam czasu na takie bzdury moja droga. - zaczął ojciec po łyku rozgrzewającej herbaty podstawionej pod nos. - Musze i chce zarabiać na takie piękności jak ty, a mam ich aż trzy! - powiedział radośnie ojciec.
- Pamiętaj, że zawsze możesz nas liczyć. - zaoponowała.
- Jestem mężczyzną, mam zarabiać na rodzinę. -
- Tato nie żyjemy już w czasach gdy ślub był jedynym wyjściem, a pracowali tylko mężczyźni. - przewróciła oczami.
- Co do mężczyzn, skoro już zaczęłaś ten temat. - uśmiechnął się cwanie. - Viviana kogoś znalazła prawda? Widziałem jak znika na prawie całe dnie. Poznałaś go już? Jaki jest? Z jakiej rodziny? - zasypał ją pytaniami.
Scarllet nie wiedziała co powiedzieć. Przemyślała wszystkie za i przeciw i na długim wydechu spróbowała skłamać jak najlepiej. Nie chciała aby ojciec kiedykolwiek poczuł się niedowartościowany lub aby stwierdził, że nie pracuje wystarczająco. Z głębokim przekonaniem opowiadała o miłym chłopcu z innej wioski, który przyjechał na wakacje do jednej z pobliskich rodzin.
- Chyba naprawdę między nimi zaiskrzyło. - Ojciec wyglądał na podekscytowanego, lecz Scar miała nietęgą minę. Próbowała zatuszować niepewność śmiechem na reakcje ojca.
- Tak, tak są chyba bratnimi duszami. -
- A jak Twój narzeczony? - Ojciec dolał sobie herbaty.
Scarllet rozpromieniała i z czułością mówiła o miłości życia i wspólnych planach.
Popołudnie minęło w ciszy i spokoju. Sokół nie powrócił już tego dnia, a myślenie o nim Logan zrzucił na drugi plan. Spędził resztę dnia z córkami czując jak jego serce napełnia się rodzinną miłością. Gdy Viviana wróciła do domu została zaproszona do suto zastawionego stołu. Zapach pieczeni unosił się po całym domu. Pieczone ziemniaki i warzywa z ogródka Scar dopełniały posiłek nadając mu przyjemny i rodzinny smak.- Kochanie jak tam u chłopaka? - spojrzał Logan na Vivi i puścił do niej oczko. Dziewczyna zakrztusiła się i już miała spytać ojca o co mu chodzi gdy wtrąciła się jej najstarsza siostra.
- Tato! Nie możesz jej tak pytać od razu! Powinieneś poczekać i posłuchać jej gdy stwierdzi że to czas na powiedzenie Ci gdzie tak znika! - Scar nerwowo nawijała, a Vi odkaszlnęła zaczynając rozumieć siostrę, natomiast Mia że zmarszczonymi oczami przyglądała się osobom będącym dookoła stołu.
CZYTASZ
Obrzydliwe piękno
Fantasy-Jestem potworem. - - Jest potworem. - - Którego powinno się zgładzić. - - Którego ja zgładzę. - Poszukujesz czegoś podobnego do Dworów, bądź Okrutnego księcia? Idealnie trafiłeś, zapraszam do zanurzenia się w Alwerii. Ludzkie zachowanie w...