Rozdział 11 (16+/18+)

373 18 0
                                    

Maze 

Westchnęłam, gdy Drake wręcz zdarł ze mnie ubranie. Strzępki bluzki odrzucił na bok, zresztą już po chwili zrobił to samo ze spodniami. Nie miałam zamiaru się tym zbytnio przejmować. Później będę się martwić w czym wrócę do mieszkania. Teraz liczyło się coś zupełnie innego. Chciałam pozbyć się napięcia i mężczyzna okazało się do tego idealny. Nie potrafię jednak pojąć jak on to robi. Moje ciało praktycznie drży, gdy tylko je dotknie. Coś rozpala mnie od środka. Jeszcze nigdy się tak nie czułam, nie zamierzałam jednak narzekać. Zrozumiałam jedną ważną rzecz. Już dawno przestałam traktować go jak szefa wręcz przeciwnie bawiła mnie nasza wzajemna prowokacja. Już długo to on grał główne skrzypce teraz moja kolej. Skoro mógł mnie słownie prowokować do reakcji postanowiłam  odpowiedzieć mu pięknym za nadobne. Zresztą po tym co się dzisiaj działo chciałem pokazać mu, że nie może ze mną zadzierać. Nie wszystko jednak poszło tak jak planowałam. Nie chciałam przecież go zranić jedynie postraszyć, tymczasem zrobiłam mu bliznę która przebiega po jego poliku. Rana nie wyglądała jakby miała się zasklepić wręcz przeciwnie. Nawet na czarnej pościeli było widać plamy. 

- Teraz się nie uwolnisz. 

Szarpnęłam za metalowa rurkę, która była przymocowana do łóżka. Wyglądały jak dyby, różnica była jednak taka, że nie były z drewna. Mężczyzna gdzieś wyszedł, a ja ponownie próbowałam uwolnić ręce. Jak to możliwe, że dałam się w taki prosty sposób podejść. Nawet nie zauważyłam kiedy je wyciągnął, zresztą skąd w ogóle wytrzasnął coś takiego. 

- Przestań się szarpać to nic nie da. 

Spojrzałam na niego i patrzyłam oniemiała na jego ciało. Spodziewałam się, że ćwiczy, ale nie że aż tak. Był naprawdę umięśniony. A jego tors oraz ręce były pokryte tatuażami, ja sama zdecydowałam się na jeden. Mały sztylet znajdującym się po lewej stronie mojego ciała tuż nad piersią. Był wycelowany prosto w moje serce. Miało to dla mnie ogromne znaczenie, zaś jego wyglądają jak przypadkowe malunki. To smok na piersi, pistolet obok i wiele wiele innych. Moją uwagę zwróciło jednak imię. Daphne. Znajdowało się na lewym ramieniu i gdyby nie przypadek to pewnie nigdy bym go nie zauważyła. Do kogo może należeć? 

- Poraniłaś sobie nadgarstki. 

- Martwi cię to? - zapytałam z kpiną. 

- Niezbyt. 

- W takim razie do roboty, bo zaczynam się nudzić. 

Westchnęłam, gdy ścisnął moje uda i przysunął bliżej siebie. Usłyszałam stukot metalu o metal, jednak bardziej byłam skupiona na tym, że wyraźnie czułam jego wzwód choć przecież oboje mieliśmy nadal bieliznę. Spojrzałam na jego twarz, którą wyglądała nieco lepiej. Nawet jeśli sporą część zakrywał plaster. Ten zauważył, że zaczęłam mu się przyglądać i prychnął. 

- Podziwiasz swoje dzieło. 

- A co nie mogę. 

Jęknęłam, gdy ponownie mną szepnął.

- Naprawdę chcesz mnie prowokować, będąc całkowicie zdana na moją łaskę. 

Miał rację, ale zawsze lubiłam ryzyko. Nie byłam jak Skyler, która lubiła panować nad wszystkim poza chwilami, gdy się ścigała. Ja uwielbiam ryzyko to ono mnie napędzało. Sprawiało, że czułam, iż żyje. Choć czasem niemal nie kosztowało mnie życia. Zazwyczaj jednak kończyło się niewielkim uszczerbkiem na zdrowiu lub wyglądzie jak miało to miejsce dwa dni temu. 

- A jak myślisz. 

Oblizałam usta, które były całe popękane. No cóż będę musiała użyć więcej wazeliny. Czego się jednak nie robi dla dobrej zabawy. 

- Jesteś równie szalona co ja, a może nawet bardziej. - stwierdził. - Najpierw jednak muszę doprowadzić cię do porządku. 

- O czym ty… 

Zadrżałam z zimna, gdy przejechał po moim brzuchu mokrym ręcznikiem, którym sunął do góry. Dwoma palcami przechylił moja twarz w drugą stronę i zaczął ścierać już pewnie zaschniętą krew. Ja można mieć w sobie tyle sprzeczności. Raz jest brutalny i bez pytania bierze co chce nie bacząc na cokolwiek, innym robi coś takiego. Obchodzi się ze mną ostrożnie, jakbym była nie wiadomo kim, a przecież oboje chcieliśmy się jedynie zabawić. Kompletnie go nie rozumiem. 

- Kto ci to zrobił? - zapytał przez zaciśnięte zęby, a ja patrzyłam na niego oniemiała. Kiedy zastanawiałam się o co mu chodzi ten ścisnął mój podbródek przejechał kciukiem po poliku, a ja syknęłam. Jak mogłam zapomnieć o siniaku, który na pewne jest dużo większy. W końcu uderzyłam się o biurko. To brzmi jak bardzo dobra wymówka. 

- Naprawdę pytasz? Przecież przez ciebie uderzyłam się o biurko. 

- Masz mnie za istotę. Widzę przecież, że ma kształt dłoni! - krzyknął co mnie zirytowało. 

- Czemu cię to interesuje?! Przestań w końcu zadawać głupie pytania i zacznijmy się w końcu pieprzycie nie mam całego dnia, albo nocy. 

Poprawiłam się, gdy spojrzałam na zegarek. 

- A co wybierasz się dokądś? 

Miałam ochotę zedrzeć mu ten kpiący uśmieszek. Szarpnęłam ponownie, ale nie byłam w stanie nic zrobić.

- Uwolnij mnie, żebym mogła ci przywalić. 

Zdusiłam kolejny jęk, gdy gwałtownie ścisnął moją twarz. Jestem pewna, że jego place znajdują się na opuchniętym miejscu. 

- Zrobię to, ale najpierw mi odpowiedź. Kto. ci. to. zrobił.

Zaakcentował wyraźnie każde słowo, a ja miałam już go serdecznie dosyć. 

- Nie wszystko podczas wykonywania zlecenia poszło według mojego planu. Zadowolony? Świetnie, więc mnie uwolnij!

Krzyknęłam nie mogąc już wytrzymać. Moim błędem było jednak to, że ponownie się szarpnęłam. Zacisnęłam zęby czując, że właśnie poraniłam swoje nadgarstki. Wcześniej miałam jedynie siniaki teraz na ich miejscu na pewno znajduje się świeża rana, wyraźnie czułam jak po moich rękach zaczyna płynąć strużka czerwonej cieczy. Wtedy mężczyzna unieruchomił ręce i pochylił się do mojej twarzy. Uważnie go obserwowałam. Miał mnie przecież uwolnić, a zamiast tego zaczął się szeroko uśmiechać. 

- Jesteś masochistką. 

- O co ci znowu chodzi? 

- Nie uwierzę, że ktoś z twoim doświadczeniem dałby się komuś uderzyć. Tak samo teraz sama się zraniłaś. 

- To wina tego czegoś co założyłeś mi na ręce. - warknęłam, a ten ponownie się zaśmiał. Miałam go już serdecznie dosyć. Nikt nigdy tak często jawnie ze mnie nie kpił. Nawet mój młodszy brat mnie szanował, przynajmniej zazwyczaj tak było. Zmieniło się to w momentach kiedy poruszaliśmy temat rodziców. Był to nasz zapalnik, który, zawasze powoduje wybuch. Tym jednym nie różnimy się z Drakem oboje nienawidzimy mówić o przeszłości zwłaszcza jeśli w grę chodzi rodzina. Choć on miał jedynie matkę. Wiedziałam, że mu na niej zależy a to co dzisiaj zobaczyłam jedynie mnie w tym upewniło. Zwłaszcza, że przypomniało mi się jej imię. Daphne tak się nazywa. Ja nie jestem w stanie patrzeć na matkę, a co dopiero gdybym miała wytatuowane cokolwiek co się z nią łączy. Chociaż zawsze mógł mieć na ciele jej podobiznę. Z drugiej strony kto wie co znajduje się na jego plecach. 

Zadrżałam, gdy nagle przycisnął kolano do mojego krocza. 

- Teraz mnie słuchasz? 

- Odwal się. - przygryzłam wargę, żeby nie wydać żadnego niekontrolowanego dźwięku kiedy mocniej je przysnął. 

- Właśnie to potwierdziłaś. - spojrzałam na niego, a ten dłonią uwolnił moją wargę. - Ponownie je przygryzłaś. A przecież to ja miałem cię ukarać. 

Nie zdążyłam nic powiedzieć, gdy połączył nasze usta. Nienawidzę, gdy ktoś ma rację a ona ma i to w stu procentach. Rozgryzł mnie. Nie cierpię go. Chociaż dobrze całuję. 

N.A.R.A

Zabójcza Piękność #5 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz