Rozdział 24

287 19 0
                                    

Drake 

Dawno nie czułem się tak dobrze, pomimo panującej na zewnątrz atmosfery. Jednak nawet odejście kilku ludzi nie jest w stanie popsuć mi humoru. Co oznacza strata pachołków w porównaniu do tego co udało mi się zyskać.

Posiadając na wyłączność kobietę taką jak Maze nie można być niezadowolonym. Stanowczo jednak wolę jej wybuchy od panującego spokoju. Uparła się, że musi pomóc mi przekonać ludzi, bo inaczej może to się skończyć źle. Jak dla mnie za bardzo się tym przejmuje, ale w pewnym stopniu ma rację. Jednak nie zamierzam otwarcie się do tego przyznać. Zresztą już zacząłem starać się szanować moim pracowników. Nadal jednak ciężko mi wyzbyć się starych nawyków. A przecież tak niedawno byłem na ich miejscu. 

A nawet gorzej. Byłem zwykłym dostawcą, który widział zarządcę raz. Była to jednak najgorsza chwilą w moim życiu. Czego innego miałbym spodziewać się po każę. Jeden jedyny błąd kosztował mnie bliznę na brzuchu. Podobno wszyscy  go szanowali, z jakiegoś jednak powody Dex się go pozbył. A to przecież nie trzyma się kupy. Co gorsza miał większy szacunek ode mnie. Było to jednak spowodowane jednym powodem. Zapracował na swoją pozycję. Ja zaś ją dostałem. 

Teraz ponoszę tego żniwo. Muszę zrobić coś, żeby obraz moich ostatnich klęsk zamazał się w umysłach ludzi. Tylko co takiego miałoby to być? 

Wyprostowałem się na krześle, gdy ktoś wszedł bez pukania do gabinetu. Bruce ciężko dyszał i wyglądał na przejętego. 

- Szefie mamy problem z towarem. 

- Co się stało? 

- On. - przełknął ślinę. - Zniknął. 

Patrzyłem na niego oniemiały. To nie było coś małego żeby od tak miało wyparować albo się zgubić. Dzisiaj miała przyjechać cała ciężarówka koki, wartej grube miliony. Ciężko zgubić coś o takich gabarytach. Może chodzi mu o coś innego? Wziąłem głęboki oddech i z całych sił próbowałem zachować spokój. 

- Masz na myśli ten, który miał przyjechać dziś rano. - kiedy przytaknął, warknęłam poirytowana. - Jak cała ciężarówka mogła zniknąć? 

- Nie wiem. 

- Jak możesz nie wiedzieć! - uderzyłem z całej siły w biurko. Mężczyzna podskoczył wystraszony. Zaczął rozglądać się za drogą ucieczki. Oboje jednak wiemy, że nie miałby na to żadnych szans. 

- Z tego co się dowiedziałem to kierowca, który miał ją przywieźć został znaleziony martwy. Na jednej ze stacji. 

- Przecież nie miał robić żadnych postojów. 

Wziąłem po raz kolejny głęboki oddech i zacząłem zastanawiać się co powinienem zrobić. To o czym mówi musiało wydarzyć się kilka godzin temu. W tym czasie ten kto to zrobił mógł być już daleko stąd. Sięgnąłem do kieszenii, wyciągnąłem broń, którą położyłem na biurku. Cały czas trzymałem palec na spuścia. Bruce cały pobladł. Wyglądał jakby miał zemdleć. Ja jednak byłem zbyt wściekły, żeby zastanowić się nad prawidłowością mojego postępowania.

To on miał wszystko przypilnować.

Zawalił. 

Wycelowałem w niego broń i wstałem. 

- Szefie… 

- Zawaliłeś. 

Przełknął głośno ślinę, a ja już miałem go zastrzelić, gdy drzwi się otworzyły. Widząc wkurzony wyraz Maze nie rozumiałem o co jej chodzi. Zwłaszcza gdy stanęła przed mężczyzną zasłaniając go ciałem. Choć w głowę bym trafił. 

Zabójcza Piękność #5 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz