Rozdział 19

277 18 0
                                    

Drake 

Wziąłem głęboki oddech, kiedy poczułem jak dym wypełnia moje płuca wypuściłem wielki obłok do góry. Zrobiłem to jeszcze kilka razy, aż nie wypaliłem całego. Podniosłem się z łóżka i zacząłem zastanawiać się co powinienem  zrobić. Nadal nikt nic nie wie o tajemniczym mężczyźnie który podłożył mi bombę. Choć wolałbym o tym nie myśleć, nie mam zbytniego wyboru. Zostało mi coraz mniej czasu. Jednak straciło to dla mnie jakikolwiek sens. Miałem już wszystkiego dosyć. 

- Czego. 

- Może trochę grzeczniej bracie. 

Skrzywiłem się na to określenie. Postanowiłem to przemilczeć. Ustawiłem telefon na głośno mówiący i ruszyłem w stronę barku. Miałem tam skrytkę z czymś mocniejszym od marihuany, która przestała na mnie działać. Nie ważne ile jej wciągnąłem nie czułem się lepiej. Jakby mój mózg się do niej przyzwyczaił. Wyciągnąłem saszetkę z białym proszkiem i położyłem na stoliku.

- Dzwonisz po coś konkretnego? - zapytałem mając dość jego milczenia.

- A co robisz coś ważnego? - prychnął. - Chciałem cię jedynie ostrzec przed tym, że ktoś morduje zarządców. 

Powstrzymałem się przed wciągnięciem kreski i zamiast tego nastawiłem uszy. Czy to możliwe, żebym się przesłyszało. 

- O czym ty mówisz? 

- Zalecam ci jedynie ostrożność. 

- Od kiedy cię obchodzę? Nie musisz udawać wiem, że mnie nie cierpisz. Moja śmierć byłaby ci na rękę. 

- Jesteśmy rodziną. Nie ważne jak irracjonalnie to brzmi. Łączą nas więzy krwi. 

- Tylko one. 

- Drake kogo ty chcesz oszukać? Dalej chcesz udawać, że nic cię nie obchodzi. Jak bardzo wszystko po tobie spływa. Błagam cię. Gdyby faktycznie tak było to byś przestał ją odwiedzać. Zresztą nie ważne. - dodał czując za pewne, że wszedł na niepewny grunt. Dobrze dla niego, bo mam parszywy humor, a kłótnia z Dantym mogałby się źle skończyć. Zwłaszcza dla mnie. - Nie musisz szukać już tego mężczyzny z nagrania. Znaleźliśmy go martwego na moim terenie. 

Miałem ochotę prychnąć. Przecież to niewiele mi mówi. Cały stan wchodzi w skład jego terenu. Więc mógłby być bardziej konkretnym. 

- Świetnie. 

- Jeszcze nie skończyłem. Masz przestać brać. Nie po to dałem ci pod pieczę jedno z większych miast, żebyś to zaprzepaścił. Większość zdobyła takie stanowisko ciężko wieloletnią pracą. A nawet jeśli po latach by to osiągnęli to masz pojęcie, jak często spadali na samo dno. Ciebie przed tym chronię ja, jednak jeśli dalej będziesz traktował tak swoich ludzi to nawet ja mogę ich nie zdążyć powstrzymać. 

- Mówisz to z konkretnego powodu? 

- Jak myślisz. - prychnął, czyli tak. - Weź się w garść. Nikogo nie obchodzi jak bardzo jest ci źle. Bierz się do roboty. 

Rozłączył się a ja przekląłem siarczyście. Nie cierpiałem go, ale miał rację. Powinnam wreszcie stąd wyjść. Zamiast tego od kilku dni siedzę w apartamencie nikogo nie wpuszczając. Nie mogłem jednak wiecznie jej unikać, zresztą wątpię czy po tym co się stało szukałaby jakiegoś kontaktu. Miała swoje problemy, jak zresztą każdy. 

Patrzyłem na biały proszek i wściekły zrzuciłem go na podłogę. Miałem pozostałości na dłoni, skrzywiłem się na ten widok i poszedłem do łazienki. Umyłem ręce i spojrzałem w lustro. Widząc bliznę przecinającą część mojej twarzy przypomina mi się Maze. 

Zabójcza Piękność #5 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz