Rozdział 17

308 18 0
                                    

Drake 

Odsunąłem się od kobiety, a ta wyglądała jakby z trudem utrzymywała się na nogach. Przyjrzałem się mojemu dziełu z którego byłem naprawdę zadowolony.

Droga od szyi aż do obojczyka była pokryta czerwonymi śladami. A jeszcze bardziej byłem zadowolony ze stanu do którego ją doprowadziłem. Jej poliki były różowe, przez co zabójczyni wyglądała tak niewinnie. Gdybym jej nie znał to nigdy nie powiedziałbym, że zabija z zimną krwią.

Nie spodziewałem się, że widok jej oczu może doprowadzić mnie do takiego stanu. Myślałem, że wcześniej czułem do niej dziwną słabość teraz jednak miałem ochotę nie tyle co się z nią przespać, choć na pewno bym nie narzekał. Miałem jednak chęć na wiele innych rzeczy. Mieć ją w ramionach tak jak dzisiejszej nocy. Długo nie mogłem zasnąć wsłuchując się w jej miarowy oddech. Trzymając w ramionach jej niewielkie ciało. Powinienem to zakończyć zanim w ogóle się zaczęło. Nie zdawałem sobie sprawy, że może być taka krucha. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero teraz. 

W momencie kiedy nie potrafiła przejrzeć się w lustrze. Nie mam pojęcia jak ktoś taki może mieć jakikolwiek kompleks. Nigdy nie spotkałem tak pięknej i silnej kobiety. W tamtej chwili, jednak była kobietą nie zabójczynią. Zobaczyłem jej ludzkie oblicze, a te było zaskakujące. Może dlatego zamiast po raz kolejny zrobić to co zwykle i wziąć ją brutalnie, ja jedynie obsypałem jej szyję pocałunkami. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Może to brak narkotyków tak na mnie zadziałał? Od razu odrzuciłem tę myśl. Przecież wcześniej nie brałem, a lubiłem dominować i doprowadzać kobiety do szaleństwa. Prawda jest jednak taka, że czasem traciłem nad sobą kontrolę. A zdarza się to coraz częściej. 

- Drake? 

Spojrzałem na Maze, która obróciła się w moim kierunku. Jej oczy były jeszcze piękniejsze niż wcześniej. Odbicie lustrzane nawet trochę nie umywało się do tego jak teraz wyglądają. Miałem jednak wrażenie, że wyrażały zmartwienie, ale przecież to bezsensu. Poza Daphne nikt się o mnie nie martwił ani nie troszczył. Przynajmniej tak było przez pierwsze lata mojego życia. Byłem jej oczkiem w głowie i każdą wolną chwilę mi poświęcała. A było ich niewiele z powodu licznych prac jakich musiała się podejmować. Wszystko się jednak zmieniło, a ja zostałem sam. Lepiej chyba będzie jeśli tak pozostanie. Prędzej czy później ją stracę. Nie może mi zacząć na niej zależeć. Właśnie teraz powinienem jej to pokazać. Potraktować ją brutalnie i bezuczuciowo tak jak każdą inną. Tylko, że ona nie jest każdą a ja nie potrafię tego zrobić.

Nie mam pojęcia od kiedy stałem się taki miękki. Przecież wychowała mnie ulica. Nie wiem co to litość. 

- Drake. - położyła dłoń na mojej twarzy, a ja wzdrygnęłem się na jej niespodziewany dotyk 

- Wszystko w porządku? 

- Tak. 

- Na pewno, bo tak nie wygląda. 

- A jak według ciebie powinienem wyglądać. - warknąłem nieprzyjemnie. Następnie zdjąłem jej dłoń z twarzy. Wreszcie odwróciłem wzrok od jej oczu i wyszłem z łazienki. 

Muszę jak najszybciej stąd wyjść. Moje myśli i zachowanie stanowczo mi się nie podoba. To nie jestem ja. Jestem bezwzględnym członkiem mafii, a nie jakaś miękką kluchą. 

Ruszyłem w stronę wyjścia, jednak w chwili gdy otworzyłem drzwi o mały włos nie wpadłem na stojąca kobietę. Ta cofnęła się wystraszona. Wcale jej się nie dziwię w końcu byłem od niej dużo wyższym i większy. Jej niebieskie oczy wydały mi się dziwne znajome. 

- Drake poczekaj! - usłyszałem krzyk kobiety. Ta szła w moim kierunku zapinając ostatni guzik koszuli. - Musimy, jeszcze coś omówić. - dopiero wtedy podniosła wzrok i spojrzała najpierw na mnie, jednak już po chwili zwróciłam się do stojącej obok mnie kobiety. - Co ty tu robisz? Coś z Matheo? 

- Ja.. Nie założyłaś soczewek? 

Maze natychmiast zasłoniła dłonią oczy, próbując je zakryć. Wyglądała jakby całkowicie  zapomniała o ich braku. Jednak najprawdopodobniej zdając sobie sprawę jak głupie i dziecinne to było odsłoniła je. Przełknęła ślinę i wreszcie odezwała się do zmieszanej kobiety. 

- Nie zdążyłam ich założyć. Przejechałaś po coś konkretnego? 

- Chciałem ci jedynie przekazać, że Mat się obudził. Nie pamięta jednak co się wydarzyło. Wspomniałam jedynka policji, że to ty go znalazłaś. 

- W porządku. Później go odwiedzę. Na długo zostajesz w mieście? 

- Muszę. Jutro idę do pracy. Chciałam jeszcze omówić z tobą co zrobimy z Matheo. Ale widzę, że coś wam przerwałam. 

Kobieta posłała mi niepewne spojrzenie. Ja za to zastanawiałem się dlaczego jeszcze stąd nie wyszłem. Powinienem to zrobić i nie wahać się. Zamiast tego, stoję na korytarzu pomiędzy dwoma osobami, które miały do siebie całkowicie odmienne nastawienie. Maze miała założone ręce na klatce piersiowej, wyglądała na negatywie nastawioną do swojej mamy. Zaś ta była wyraźnie wystraszona. Bardzo mnie ciekawiło dlaczego bała się własnej córki. 

- Najlepiej będzie, jak każesz mu wrócić do siebie. Przynajmniej nie będzie miał głupich pomysłów. 

- Obie wiemy, że się na to nie zgodzi. Uważa się za dorosłego. Zwłaszcza teraz, gdy zaczął na siebie zarabiać. 

- Jaki masz w takim razie pomysł, żeby mu pomóc? Mam być jego niania czy jak. - prychnęła i posłała matce zniesmaczone spojrzenie. - To ty jesteś matką, więc chociaż raz zachowaj się tak jak powinnaś. 

- Maisie. Jesteś dla mnie nie sprawiedliwa. 

- Ja dla ciebie. - dziewczyna wyglądała jakby miała wybuchnąć. W tedy jednak przypominała sobie o mojej obecności i próbowała się uspokoić. - Po prostu już idź. 

- Pójdę, ale wiedz, że nie zasłużyłam sobie na takie traktowanie. 

Kobieta miała głos, jakby ledwo powstrzymywała płacz. Kiedy odwróciła się do córki dostrzegłem w jej oczach gromadzące się łzy. Zaś Maze nie patrzyła na nią. Wolała patrzeć na ścianę niż na osobę, która ją wychowała. Kiedy w pokoju było słychać trzaśnięcie drzwiami, ta zwróciła się do mnie. 

- Możesz iść. Na co czekasz. Porozmawiamy jutro. 

Mnie jednak całkiem opuściły chęci do wyjścia. Podeszłem do niej i zapytałem prosto z mostu. 

- Jak mogłaś tak potraktować własną matkę? 

- Czemu cię to interesuje. To moja matka i będę traktował ją tak jak w moim mniemaniu na to zasłużyła. - warknęła. - Wynoś się! 

Podeszłem do niej i chwyciłem za jej ciało, które potrząsnąłem. 

- Może nie, ale będziesz tego żałowała. - ta otworzyła szerzej oczy nie spodziewając się mojego wybuchu. Zresztą ja również. 

- Wyjdź. Nic nie rozumiesz. - jej głos się załamał i próbowała się wyswobodzić z mojego uścisku. Ja jednak nie zamierzałem jej na to pozwolić. Choć ta zaczęła się coraz bardziej szarpać. Zignorowałem ból, gdy kopnęła mnie w stopę. Poirytowany rzuciłem ją na podłogę przyciskając moim ciałem. Skoro wcześniej się udało to czemu by nie zrobić tego samego. 

Dziewczyna nadal próbował się wyrwać, ale już po chwili opadła z sił. Włosy zasłaniały jej twarz, jednak byłem stanowczo zbyt blisko, żeby nie usłyszeć jej cichego płaczu. Kolejny raz mnie tym zaskakując. 

- Maze. 

- Ty nic nie rozumiesz. Ona mnie nienawidzi. 

Przesunąłem jej włosy odsłaniając tym samym jej oczy wypełnione łzami. Które zaczęły już tworzyć strużkę wzdłuż jej polików. 

- O czym ty mówisz? Przecież wydawało mi się, że…

- Że jej na mnie zależy? - prychnęła. - Uważa mnie za potwora. Zresztą ma rację. Puść mnie Drake. Zostaw mnie. 

Słysząc tyle bólu w jej głosie nie mogłem się powstrzymać i złączyłem nasze usta. Tym razem jednak całowałem ją delikatnie. Jak jeszcze nigdy wcześniej żadnej kobiety. Nie mogłem jej zranić. Po prostu nie mogłem. 

N.A.R.A

Zabójcza Piękność #5 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz