Rozdział 41

280 18 0
                                    

Maze 

- Przyszłeś mnie dobić?

Otworzyłam oczy i spojrzała na mężczyznę stojącego w drzwiach. Pogoda nadal dawała siwe znaki. Lało jak z cebra. Gdyby nie to, że domek znajduje się w lesie, już dawno by nas zalało. Jestem co do tego przekonana. Zresztą jakie ma to znaczenie.

Nie ma jej.

Już nigdy więcej się z nią nie pokłócę. Nie odwiedzi mnie bez wcześniejszej zapowiedzi robiąc obiad na zgodę. Nie zapyt się co umie i upewni, że z Matheo wszystko w porządku.
Nie będzie próbowała się ze mną pogodzić, a szkoda bo tym razem to ja błagałabym ją o wybaczenie. Na to jednak stanowczo za późno. Tego nie da się naprawić. Tak samo całej reszty. Jestem toksyczna i każdy o tym wie. Pewnie dlatego mnie nienawidzą. No może poza dziewczynami. To jednak cecha prawdziwych przyjaciół są z tobą na dobre i na złe. Nie ważne jak bardzo jesteś popieprzona. A to dlatego, że one również takie są. Jednak jest to też powód czemu nie mam zamiaru z nimi rozmawiać. Jestem przekonana, że próbowałby mnie pocieszyć, a ja potrzebuje czuć się źle. 

- Na co czekasz? - zaśmiałam się. Jednak mój uśmiech nie dosięgał oczu, był jedynie aby ukryć prawdziwe uczucia. Mój wygląd jednak mówił sam za siebie. Siedzę po ciemku, sama w zimnym domku ubrana w kompletnie przemoczone rzeczy. Mój makijaż pewnie również pozostawia wiele do życzenia. Nie muszę patrzeć w lustro, żeby wiedzieć, że całość spłynęła mi po policzkach. 

Drake zamknął drzwi i zaczął iść w moim kierunku. Robił to powoli, jakby nie był pewny co zamierza zrobić. Patrzyłam uważnie na każdy jego ruch. Nie mam pojęcia na co liczyłam. Chyba, że zabije mnie kończąc tym samym mój parszywy stan. To byłoby najlepszą opcją, on jednak uklęknął przede mną.

Wzdrygnęłam się gdy położył dłoń na moim poliku. Spojrzałam na niego w szoku, gdy zaczął głaskać go kciukiem. 

- Co ty wyrabiasz? - szepnęłam. 

- Przepraszam. 

Zaczęłam kręcić głową na boki. Nie miałam zamiaru kolejny raz się nabrać. Jak może w tak okrutny sposób się nade mną pastwić, aż tak mnie nienawidzi. 

- Przestań. Odsuń się. Chyba, że planujesz mnie zabić. 

- Dlaczego miałbym to zrobić piękna? 

Poczułam jak moje naiwne serce zaczęło mocniej bić.

Stanowczo za szybko.

A przecież coś sobie obiecałam. Miałam dać sobie z nim spokój. 

Chciałam wstać, ale ten mi to uniemożliwił. 

- Co ty wyrabiasz?! - krzyknęłam ponownie, ten mocniej przytrzymał moje kolana. 

Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam się trząść. Zaczęłam uderzać go pięściami, ale ten nadal był blisko. Stanowczo za blisko. W pewnej chwili mnie przytulił, ale ja nie przestawałam go bić. Ten jednak w ogóle nie reagował. Milczał, a to jeszcze bardziej mnie wkurzało. 

- Puść mnie! Zostaw! - krzyczałam, próbując się wyrwać. Mężczyzna uparcie mnie trzymał, a mi coraz trudniej było to znieść. Pękłam. Zaczęłam płakać, choć bardziej zaczęło to przypominać szloch. 

- Nie duś tego w sobie Maze. Jestem przy tobie. 

Jego słowa pogłębiły mój stan. Dosłownie czułam, jak coś rozpada się w środku mnie. Nie miałam pojęcia jaki miał w tym cel. Przez to jednak, że był przy mnie w tak trudnym momencie zaczęłam się łudzić. A to jest bardzo niebezpieczne, jak nie najbardziej niebezpieczne zwłaszcza dla mnie. Przez niego znowu zaczynam coś do niego czuć, choć cały czas to czułam. Stałam się jednak przez cały ten czas schować to głęboko w sobie. Tak głęboko, żebym mogła o tym zapomnieć. Czemu muszę się przy nim czuć taka… kochana. Jestem taka żałosna. Przecież on nigdy tego nie poczuje. 

Kiedy się uspokoiłam, odsunęłam się od mężczyzny i spojrzałam w jego ciemnobrązowe oczy. Wyrażały troskę i chyba coś jeszcze, nie byłam jednak w stanie stwierdzić co takiego. 

- Musisz przestać. 

- Dlaczego? - parsknęłam. On naprawdę pyta. Skoro tak to muszę mu najwyraźniej przypomnieć. 

- Może dlatego, że jestem dla ciebie nikim. Kolejną osobą do pieprzenia. Jedynie ciałem. Mam wymieniać dalej? 

Odwróciłam wzrok, nie mogłam znieść jego spojrzenia. Było zbyt intensywne. Wręcz wypadało w moim wnętrzu ogromną dziurę. 

- Nie powinienem był tego mówić. 

- Czemu przecież byłeś szczery. - próbowałam wstać i tym razem mi na to pozwolił. Nie byłam jednak w stanie ustać na nogach. Ścierpły mi do tego stopnia, że gdyby nie szybka interwencja mężczyzny upadłaby na podłogę. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni mój wypadek. Po raz kolejny był świadkiem jak bardzo żałosna jestem. Powinnam się już do tego przyzwyczaić. 

Nikt nigdy tak często nie widział mnie słabą. Przy Drake zaś robiło się to tradycją. Nie mam pojęcia czemu miałam takiego pecha. 

Natychmiast się mu wyrwałam i podeszłam do kanapy. Jednym ruchem zdjęłam folie i usiadłam na kanapie. Patrzyłam w ciemny kominek. Wolałam jak było ciemno. Choć czułam się wtedy samotna i miałam wrażenie, że tonę w nicości potrzebowałam tego. Choć bardziej zasłużyłam, żeby się tak czuć. Na moje nieszczęście. Mężczyzna zapalił światło, gdy wszedł do środka. Choć słysząc grzmoty na zewnątrz mogę jedynie się domyślać, że niedługo ponownie zapanuje ciemność. 

Zacząłem się trząść z zimna. Nawet zaciskanie zębów niewiele pomogło. Moje ciało nie chciało współpracować. Choć i do tego powinnam była się przyzwyczaić. Przy Draku jest to norma, której jednak nie powinna przyjąć. Ale nie mam już siły. 

- Powinnaś zdjąć mokre ubranie. Będziesz chora. 

Spojrzałam na niego spod byka. 

- Od kiedy cię to obchodzi? - prychnęłam. - Nie mam takiego zamiaru. 

Wtedy mężczyzna położył mi na ramiona swoją granatową marynarkę. Ukucnął przed kominkiem. Podwinął rękawy białej koszuli i próbował go rozpalić. Gdybym go nie znała pomyślałbym, że się o mnie troszczy. Niestety już zdążyłam go poznać i to od każdej możliwej strony. 

Kiedy byłam pewna, że nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi zaciągnęłam się zapachem jego marynarki. Mimowolnie poczułam jak moje ciało się rozluźnia. Przed oczami pojawiły się wszystkie chwilę kiedy byliśmy blisko siebie. Nie mogłam zrobić nic gorszego. Odrzuciłam od siebie każdą erotyczną wizję. Jak mogłam w ogóle wpaść na coś takiego. Zwłaszcza w takim momencie. 

Monic nie żyje. 

To sprawiło, że się otrząsnęłam, zwróciłam się do mężczyzny. Nie ważne jak bardzo jest mi przy nim dobrze. Chcę zostać sama. 

- W co ty grasz Darkness? 

Mężczyzna wstał i uklęknął przede mną. Coś w tej pozie mnie rozczuliło. Nie mogłam pozwolić się zmiękczyć. Jestem silna. Muszę być. 

- W nic nie gram. Martwię się. 

- Martwisz? Tak jak wtedy, gdy zostawiałeś mnie po środku lasu. Upokorzyłeś i pobiłeś? Zabawne. Wyjdź. 

- Nie. 

Miałam ochotę go uderzyć, ale wtedy kichnęłam. Nie zdążyłam się zakryć i wszystko poleciało na mężczyznę. Ten wstał i zdjął z moich ramion okrycie. Zatrzęsłam się z zimną, pomimo że w kominku palił się ogień. 

- Będziesz chora. Rozbierz się. 

- Zrobię to jak wyjdziesz z mojego domu. 

- Dziecko. 

Miałam zamiar mu odpowiedzieć, ale zamiast tego ponownie kichnęłam. Drake jednym ruchem zdjął ze mnie mokre ubranie. Miałam zamiar na niego krzyczeć, ale ten mnie podniósł. Oplotłam rękoma jego kark, żeby nie upaść. Położył mnie do łóżka i przytulił do swojego ciała. Przykrył nas kołdrą, a ja nie miałam już siły się z nim kłócić. To był ciężki i długi dzień. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.

N.A.R.A

Zabójcza Piękność #5 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz