Rozdział 26

262 16 0
                                    

Drake 

- Jak długo współpracujesz z Maze? 

Bruce cały się spiął. Może nie powinienem przeprowadzać tej rozmowy w trakcie jazdy zwłaszcza, że to on prowadzi. Nie mogłem jednak dłużej z tym zwlekać. Kiedy milczał dodałem. 

- Radzę ci być szczery. 

- Znamy się od lat. - wyglądał, jakby uważał na każde wypowiedziane przez siebie słowo. Dobrze chociaż, że się stara. Przydałoby mu się być ostrożnym również podczas wykonywania obowiązków wtedy do tego całego bałaganu by nie doszło. - Czasem mnie o coś zapyta. 

- O co? Podaj przykład. 

- Głównie chodzi o pańskie poczynania szefie. - odpowiedział cicho. Szybko jednak dodał. - Mam jednak stuprocentową pewność, że jest po naszej stronie. 

Prychnąłem. To akurat wiedziałem. Mam do niej słabość, ale to działa w dwie strony. Każdy kij ma dwa końce. O Maze można wiele powiedzieć, ale na pewno nie to, że nie jest wierna. Przestrzega zasad, jak również umów. Wiem, bo zawarłem z nią ich już wiele. Za każdym razem dotrzymywała swojej części.

- Długo już to trawa? 

- Od początku. 

Jestem  doprawdy zaszczycony. Tyle razy nazywała mnie dzieciakiem, a teraz okazuje się, że ten dzieciak bardzo ją interesuje. Przebiegła kobieta. Od początku próbowałem ją z prowokować. Co udawało mi się osiągnąć z większym mniejszym skutkiem. Teraz jednak okazuje się, że pomimo jej słów najwyraźniej to lubi, skoro tak długo o mnie wypytuje. Może jest to spowodowane stanowiskiem jakie zajmuje, ale szczerze wątpię. 

- Pracowałeś u wcześniejszego zarządcy? - przytaknął nie pewnie. - O niego też tyle cię wypytywała?

- Wydaje mi się, że nie. Pytała bardziej ogólnie co się dzieje i o czym powinna wiedzieć. 

- Interesujące. 

Uśmiechnąłem się szeroko na tę informację. Jakoś od razu mi lepiej na myśl, że od samego początku na nią działam. Może ona stała się jednym z moich słabych punktów, w końcu za jej prośbą nie pozbyłem się mężczyzny siedzącego obok. Chociaż miała rację twierdząc, że jest przydatny. Ma większe doświadczenie w pracy i muszę go do siebie przekonać. Potrzebuję prawej ręki, której mógłbym zaufać. 

Chociaż w pewnym stopniu już nim jest. W końcu powierzam mu większość zadań. Momentami może się wydać, że to on rządzi. Jednak teraz chce go uczynić moim wspólnikiem. To chyba będzie najbardziej adekwatnym do tego słowem. 

- Nie musisz się obawiać Bruce. Trochę mnie poniosło, ale to już więcej się nie powtórzy. 

Mężczyzna spojrzał w moim kierunku. Nie wyglądał na przekonanego, ale nie miał innego wyjścia, jak się zgodzić. 

- Mam dla ciebie propozycje. 

- Jaką? 

- Od teraz będziesz nietykalny. Dla mnie nietykany. - poprawiłem się. - Nie ważne co się stanie. Nie będę mógł cię zabić. Oczywiście chyba, że mnie zdradzisz, ale to oczywiste. Proponuję ci również, żebyś bardziej niż prawą ręką był moim wspólnikiem. Czyli będziesz zajmował się tym co robiłeś dotychczas, ale daje ci możliwość wyrażania opinii na temat mojej działalności. Nie waż się jednak podważ mojego autorytetu, bo inaczej gorzko tego pożałujesz. - zagroziłem mu. 

Między nami zapadła cisz. Wyglądał, jakby analizował moje słowa. Postanowiłem dać mu tyle czasu ile potrzebował. Nie to, żeby miał jakieś inne wyjście niż zgodzenie się ze mną. Jednak może potrzebuje więcej czasu, aby zrozumieć co przed chwilą mu zaproponowałem. 

- Dlaczego? 

- Doceniłem twoją pracę i zrozumiałem jak istotny jesteś w moich szeregach. - wzruszyłem ramionami. Kiedy jednak usłyszałem jego śmiech, spojrzałem w jego stronę. 

- W ogóle nie ma to związku z Maze? - zapytał ze śmiechem, a ja zacisnąłem mocniej szczękę. - Spokojnie. Przecież dałeś mi swobodę wypowiedzi, prawda? 

- Tak. - odburknąłem. Już wiem, że ciężko mi będzie się do tego przyzwyczaić. 

- Znam Maze od lat i jeszcze nie widziałem ją w takim stanie, jakim jest przy tobie. 

- Co masz na myśli?

Starałem ukryć zaciekawienie w głosie. Jednak z marnym skutkiem. Nawet ja się nie dałbym nabrać a co dopiero on. Zresztą jego kpiący uśmieszek dał mi tego jasne potwierdzenie. Może zbyt pochopnie go oceniłem. Skąd jednak mogłem wiedzieć, że jest taki bezpośredni. Tylko strach hamował jego gadatliwą naturę. Choć użyłem złe słowo, żeby go określić. W końcu kiedy trzeba umie trzymać język za zębami. Jedno jednak jest pewne będę musiał bardzo się pilnować, żeby go nie zamordować. 

- Zazwyczaj jest spokojna. Przy tobie jednak osoba, która zawsze ma plan na każdą ewentualność. Zdobywająca jak najwięcej informacji o przyszłej ofierze zachowuje się zupełnie inaczej. Nie tylko ja to zauważyłem. W końcu po każdym waszym spotkaniu wychodziła wściekła z twojego gabinetu. Nigdy nie spodziewałbym się zobaczyć ją w takim stanie. Wyzbyła się też planu, bo przyjechała od razu, gdy po nią zadzwoniłem. Poszła na żywioł co w jej przypadku rzadko się zdarza. Również pomóc komuś. Ona nawet nie zabija, jeśli nie ma z tego jakiś korzyści. 

- Przecież mówiłeś, że się przyjaźnicie? 

- Przyjaźń to za duże słowo. Ale bardzo dobrze się znamy. Dlatego widok jak nadstawia dla mnie karku był zaskakujący. Skoro już o tym mowa. Czemu jej posłuchałeś? 

Zacisnąłem mocniej szczękę. Obyśmy jak najszybciej pojechali, bo mu przywalę. Jeśli jednak mamy współpracować muszę mu odpowiedzieć. Ale już czuje, że to będzie bardzo trudne. 

- Dostałem coś w zamian. Nawet nie pytaj co. - nie dałem mu dojść do słowa. - Teraz zamknij się i skup na drodze. 

- W porządku. - wreszcie. - Dodam tylko, że myślałem, iż krócej wytrzymasz mojej gadaniny. 

Westchnęłam i spojrzałem za szybę. Napawa łem się ciszą. Choć trwała raptem kilka minut. 

- Jaki jest plan? - zapytał całkowicie poważny. Przez chwilę zastanawiałem się o co pyta. No właśnie jedziemy odzyskać towar. Jak mogłem o tym zapomnieć. 

- Po prostu tam wejdziemy. Jesteśmy uzbrojeni. Zresztą jest nas dosyć dużo. 

- Co jeśli to pułapka. 

- Co masz na myśli? 

- Po prostu ktoś chciał cię zabić, a to jest dobra sposobność. 

Musiałem przyznać mu rację. Choć Dex zabił człowieka odpowiedzialnego za próbę zamachu na moją osobę to był on małym elementem wielkiej maszyny. Vigilantes nie są przecież głupi. Do ich szeregów należy mnóstwo ludzi, nawet nie wiadomo ile konkretnie. Faktycznie bardzo możliwe, że są za to odpowiedzialni. W końcu mieli środki i sposobność, żeby coś takiego zorganizować. Nie mam zamiaru się ich obawiać. Nie leży to w mojej naturze. 

- Zobaczymy jak dojedziemy. 

Kiedy dotarliśmy wysiedliśmy. Poczekaliśmy kilka minut na całą resztę, a trochę to zajęło. W końcu było to pięć samochodów w każdym po trzy czasem czterech ludzi. Każdy trzymał broń, której nie zawahałby się użyć. Zresztą każdy człowieka zrobi wszytko, żeby uratowała życie. To normalna reakcja. 

Podzieliliśmy się na dwie grupy. Bruce ze swoją miał wejść od tyłu, a my od przodu. Weszłem jako pierwszy. Tym razem nie zamierzałem popełniać tego samego błędu. Wezmę czynny udział w tej operacji, nawet jeśli kosztowałoby mnie to uszczerbek na życiu. Magazyn był jednak pusty, na środku znajdowała się jedynie ciężarówka. Kiedy zobaczyłem, że Bruce idzie w moim kierunku. Otworzyłem drzwi. Towar był na swoim miejscu. O co w tym wszystkim chodzi? Na pierwszy rzut oka wygląda, jakby nie zginął nawet gram. Kazałem Brucowi jechać ciężarówką do miasta. Reszta ludzi miała mieć go na oku.

Wsiadłem do samochodu poirytowany. Zanim ruszyłem Włożyłem dłoń do kieszeni w poszukiwaniu skręta. Zamiast niego znalazłem telefon, który nie należał do mnie. Był Maze. Zapomniałem jej oddać. Będzie jednak świetnym pretekstem, żebym do niej pojechał. 

N.A.R.A

Zabójcza Piękność #5 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz