Rozdział 30

267 15 0
                                    

Drake 

- Jak to możliwe. 

- Nie mam pojęcia, ale najwyraźniej zgubienie towaru było najlepszym chwytem wizerunkowym jaki mogłeś zrobić. 

Zmierzyłem go wzrokiem, bo w tedy nie było mi do śmiechu zresztą mu też. Przecież o mały włos go nie zastrzeliłem. Jednak informacja, że wielu pracowników wraca do miasta, jest nadal sporym zaskoczeniem. Najwyraźniej moje wcześniej poczynienia był powodem dla którego odeszli. A ponoć każdy człowiek ma prawo do popełnia błędów. Szkoda tylko, że niektórych błędy kosztują ludzi zdrowie a nawet życie. 

Teraz tylko pozostaje mi ich jakoś do siebie przekonać. Jeden zły ruch i znowu wyjadą, a to nie powinno tak działać. Nawet jeśli mam po swoje stronie Bruca i Maze to ludzie muszą szanować mnie ze względu na wszystko. A nie tylko ze powody opinii innych. Nie ważne czy chodzi o Dexa czy ludzi, którzy liczą się w Albany. Nie mam pojęcia jak to osiągnąć, więc po prostu będę ostrożny. 

- Coś jeszcze? - zapytałem, gdy mężczyzna nie ruszył się z miejsca. 

Zaczął się rozglądać i przeczesał nerwowo grzywkę do tyłu. Zaczynałem się już niecierpliwić jego milczeniem. Tak to gada jak najęty, a jak przychodzi co do czego to milczy. 

- Chodzi o Matheo. 

- Kogo? 

- Brata Maze. - przytaknąłem jednocześnie pośpieszają go. 

- Co z nim? 

- Nie mam pojęcia jak do tego mogło dojść, ale od miesiąca handluje. Jest na samym dole hierarchii, ale Maze nie będzie zadowolona kiedy się dowie. 

- Przecież to nie nasza wina. Mogła go lepiej pilnować. 

Nie rozumiałem jego strachu. W ogóle coraz bardziej dziwił mnie to jak wiele osób się jej obawia. Może roztacza swoją obecnością aurę, która wzbudza pewien niepokój. Przynajmniej tak słyszałem, gdy doszła do mnie rozmowa dwóch ochroniarzy. Spinali się na jej widok. A powinni to robić na mój. Oczywiście obawiają się mnie i dostrzegam to za każdym razem, ale jej boją się bardziej.

Zresztą ja nigdy się jej nie obawiałem. Nawet kiedy jej nie znałem. Plotki krążące o niej sprawiły, że zaczęła mnie fascynować. Teraz, gdy już kilkukrotnie ją pokonałem. W dosłownym i przenośnym tego słowa znaczeniu. W końcu już kilka razy podczas słownej potyczki musiała odpuścić i się ze mną zgodzić. Zresztą już dwa razy się przy mnie rozkleiła. Przejrzałem ją na wylot, więc jak mam się bać kogoś takiego. Poznałem jej ludzką stronę, na moje nieszczęście ona była świadkiem mojej. 

- Coś jeszcze? 

- Chodzi do klubu hazardowego Jeda. 

- Żartujesz sobie ze mnie. 

Po jego bladej twarzy zrozumiałem, że mówi poważnie. Kurwa mać. 

Przecież jak Jed dowie się czyim bratem jest Matheo to go zabije. On nie myśli logicznie. Ćpa od tylu lat, że narkotyki przeżarły mu mózg. Nie zdziwiłbym się, gdy to on kazał chłopaków podpalić burdel swojego ojca. Syn Jeffreya jest nieobliczalny. Wiem, bo już zdążyłem go poznać. Gdyby nie interwencja jego ojca to już dawno byłby martwy. Z tego co zdążyłem się dowiedzieć to od lat był skłócony z ojcem. Nie mam pojęcia dlaczego i w ogóle mnie to nie obchodzi. 

- Maze o tym wie? 

Ten spojrzał na mnie wymownie. No właśnie z jej temperamentem to zrobiła by tam taką aferę o której wszyscy by mówili. Na myśl przyszedł mi jeden pomysł, który choć mi się nie podobał musiałem go zrobić. Wątpię czy jeśli Maze dowie się, że o wszystkim wiedziałem a nic z tym nie zrobiłem, by mi darowała. Z kim wtedy bym się pieprzył.

Zabójcza Piękność #5 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz