Rozdział 31

262 16 0
                                    

Maze

- Nadal nie rozumiem co cię tak martwi. 

Spojrzałam na mężczyznę smutno. Jak może nie rozumieć. Mój ojciec zabił dziecko, a ja jestem zabójczynią. Tak ciężko pojąć moje obawy. 

Siedzieliśmy w jego gabinecie, który był w ciemnych barwach. Nawet biurko było z drewna o ciemnobrązowym kolorze. Zaś ściany były szare. Poza dwoma fotelami oraz komputerze nic więcej tutaj nie było. Znając jednak mojego byłego mentora ma gdzieś ukrytą broń. To, że jest na emeryturze nie oznacza, że nie jest przygotowany na każdą ewentualność 

- Chodzi o to, że wybrałam tę ścieżkę zawodową jeśli tak można określić zabijanie ludzi na zlecenie, dlatego że chciałam być taka jak on. Teraz jest wręcz przeciwnie. Nie chcę taka być. 

Zmarszczyłam czoło, gdy usłyszałam, że mężczyzna zaczyna się śmiać. Ja się przed nim otwieram, a ten się ze mnie nabija. Popełniłam ogromny błąd przyjeżdżając tutaj. Wstałam, żeby wyjść. 

- Poczekaj Maze. 

- Na jeszcze większą salwę śmiechu. Podziękuję. 

- Nie jesteś taka jak on i nigdy nie będziesz. 

- Skąd możesz o tym wiedzieć? 

- Znam cię. - parsknęłam śmiechem. Sama siebie nie znam, a ten mówi mi coś takiego. 

- Zachowaj te banały dla kogoś innego. 

- Usiądź, a wyjaśnię ci co mam na myśli. - niechętnej to zrobiłam. W końcu nie mam nic lepszego do roboty. - Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie. Zazwyczaj pracowałaś za barem, ale tamtego dnia roznosiłaś alkohol. Podeszłem do ciebie, gdy miałaś zanieść jeden osobie na którą miałem zlecenie. Choć wcześniej robiłem to setki razy tym razem było inaczej. Zauważyłaś, że dorzuciłem coś do jego drinka. Pamiętasz co wtedy zrobiłaś? 

- Oczywiście. Nie zrobiłam absolutnie nic. - nie rozumiałam dokąd zmierza. 

- Dokładnie. Ale już później coś zrobiłaś. Kiedy pomagałem wyjść mężczyźnie, który na pierwszy rzut oka wyglądał na pijanego, podeszłaś do mnie. W chwili, gdy pakowałem go na tyle siedzenie ty udawałaś, że wyszłaś na papierosa. Zaczęłaś mnie wypytywać. Choć muszę przyznać, że szło ci to całkiem dobrze to jednak od razu cię przejrzałem. 

- Nie musisz mi przypominać. Byłeś tak rozbawiony, że nie miałam pojęcia czego mam się po tobie spodziewać. 

- Taki już jestem. - wzruszył ramionami. - Wrócimy jednak do tego co się stało potem. Zrobiłem krok w twoim kierunku, ale ty stałaś pewnie. Nie bałaś się, wręcz przeciwnie analizowałaś czy w starciu ze mną miałabyś jakiekolwiek szanse. Wtedy powiedziałaś coś czego do końca życia nie zapomnę. 

- Pamiętam. Zapytałam czy na to zasłużył. Co cię wzięło na wspominki przecież to nie ma sensu. 

- Chcę ci pokazać różnice. Twój ojciec zabijał zależnie od swojego widzimisię. Zaś ty choć nie przejmowałaś się tym, że ktoś ma zginąć to upewniałaś się czy na to zasłużył. Nigdy nie złamałaś tej zasady, więc czemu myślisz, że nagle będziesz chciała to zrobić? 

Nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć. Żadne logiczne wyjaśnienie nie przychodziło mi do głowy. Cały czas jednak miałam przed oczami obraz, że kiedyś to nastąpi. Obraz siebie mordującej dziecko. A nie ma nic straszniejszego od skrzywdzenia kogoś kto jest wzorem niewinności. Nawet w Biblii, która jest przesiąknięta strasznymi zdarzeniami, jest napisane, że nie ma nic gorszego od skrzywdzenia dziecka. Chociaż spora część ludzi to ignoruje. Najtragiczniejsze jest to, że często są to osoby duchowne. Księża lub zakonnice. Nie mam pojęcia kto jest gorszy. 

Zabójcza Piękność #5 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz