Rozdział 37 (1)

267 18 0
                                    

Maze 

Cały czas patrzyłam na wejście do budynku. Jak długo jeszcze będzie trwała ich rozmowa. Jeśli tym właśnie jest. Każdy był w stanie zobaczyć, jak wściekły był Dex. Mam nadzieję, że nic mu nie zrobi. Znając jednak jego niewyparzoną gębę na pewno powie coś czego nie powinien. 

- Maze czy ty mnie słuchasz? 

Przewróciłam oczami na pytanie Valerii. Jakby obchodziło mnie to jak bardzo chce się napić. 

- Rób co chcesz. Kogo to obchodzi. 

Ta jedynie prychnęła, kompletnie ignorując moje słowa. Na szczęście Jini w tej samej chwili do nas dołączyła. Nawet nie interesowało mnie dlaczego się spóźniła. Teraz interesowało mnie jedynie co się dzieje w budynku.

Po kilku minutach miałam już dosyć czekania, więc postanowiłam skupić się na ich rozmowie może wtedy moje absurdalne obawy się zmniejszą. W końcu jest z nimi Silvia, a ta nie pozwoli mężowi skrzywdzić brata. Przynajmniej taką mam nadzieję. 

- Myślałam, że masz już to za sobą. 

- Niby mam, ale nie rozumiem czemu jak jest okazja. Zwłaszcza taka, która się więcej nie powtórzy nie mogę zrobić toastu. Który zresztą przegapiliście. Zabłądziliście? 

- Tak. - przyznała zakłopotana Jini i od razu zmieniła temat. - A królowa gdzie jest? 

- Poszła, gdy zobaczyła wściekłego męża ciągnącego brata do jakiegoś pokoju. Rozmawiają już dobry kwadrans. 

- Może nadal boi się, że go zdradzi. Silvia coś na ten temat wspominała. - stwierdziła różowowłosa. - Może ty coś wiesz Maze? 

Spojrzałam na nią z rezerwą. Jednak nie mam w sumie już potrzeby tego ukrywać. Zresztą one są za bardzo uparte, żeby odpuścić. Nie są też głupie i połączą kropki prędzej czy później. Z tego powodu postanowiłam być z nimi szczera. 

- Pewnie się naćpał. Nie pierwszy i zapewne ostatni raz. Zanim spytacie skąd o tym wiem uprzedzę was mówiąc, że z Drakiem mamy układ. Od czasu do czasu się pieprzymy. 

Może nie całą prawdę, ale tyle powinno im wystarczyć. 

- Czyli to u niego byłaś kiedy Silvia mówiła nam o ślubu. To Drake powiedział, że jesteś piękna, a ty się zarumieniłaś. - odparła rozbawiona Sky. 

- To było ze złości i.. - przerwałam w połowie zdania, gdy zobaczyłam mężczyznę, który ewidentnie się gdzieś spieszył. Nie ma mowy, że mi ucieknie. 

Nawet nie pożegnałam się z dziewczynami, jedynie pobiegłam za nim. W ostatniej chwili zdążyłam wsiąść, gdy ten już miał ruszyć. 

- Nie możesz jechać w takim stanie. 

- W jakim stanie? - warknął. - Zresztą co cię to obchodzi. Wyjdź. 

- Nie. 

- W porządku. 

Mężczyzna ruszył gwałtownie, a ja chwyciłam się fotela, gdy zaczął jechać coraz szybciej. Miałam ochotę krzyczeć, ale zamiast tego zamknęłam oczy i mocniej chwyciłam się siedzenia. Nie miałam nawet odwagi się zapiąć. Zresztą pewnie jakbym nawet spróbowała to zrobić, zakończyłoby się to porażką Z bardzo prostego powodu. Zbyt gwałtowne pociągnięcie za pasy, blokuję je. 

Otworzyłam oczy dopiero, gdy poczułam, że Drake się zatrzymuje. Spojrzałam na niego, a ten wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Kiedy spojrzał na mnie wstrzymam oddech. Jego źrenice były rozszerzone, a szczęka zaciśnięta. Nie mam pojęcia o czym rozmawiał z Dexem, ale jest wściekły i to bardzo. 

- Skoro jesteś taka uparta to możesz się na coś przydać. 

- Co? - nie miałam pojęcia co ma na myśli. Nie jest typem, który zacząłby rozmawiać o swoich uczuciach. Zresztą jego uśmiech sprawił, że ciarki przeszły mi po plecach. 

Chwycił mnie brutalnie za włosy i przybliżył w swoją stronę. 

- Zrób mi loda. 

- Żartujesz? - nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. 

- Nie. Od tego w końcu jesteś. Zapomniałaś o umowie. 

Zrobiło mi się niedobrze. Dla niego jestem tylko po to, żeby spełniać jego zachcianki i pomagać pozbyć się napięcia. Poczułam się jak gówno. Ale może na to zasłużyłam. Niepotrzebnie się łudziła, że jestem dla niego kimś więcej. Nigdy nie powinnam była się w nim zakochiwać. 

Wyrwałam się z jego uchwytu i ukrywając ból oraz smutek za maską złości krzyknęłam.

- Nie jestem dziwką! 

- Nie?  

Jego śmiech sprawił, że ponownie poczułam mdłości. Zresztą nie tylko to stanowiło problem. Klatka piersiowa zaczęła mnie boleć. 

Skoro tak chcę się bawić to niech będzie. Zaczęłam się rozglądać po samochodzie w poszukiwaniu czegoś czym mogłabym go nastraszyć. Jak na złość nic nie miałam. W końcu po co skoro wszędzie miało być multum ochroniarzy. Zresztą w tej sukience byłoby to trudne. Wtedy otworzyłam skrytke. Na pewno ma tam broń. 

Tak jak się spodziewałam, znalazłam ją. 

Naładowaną broń wycelowałam w mężczyznę, który spojrzał na mnie rozbawiony. Ja za to poczułam jak coś spada na moje kolana. Zmarszczyłam czoło, gdy zrozumiałam co to było. 

- Po co ci woreczek kokainy? 

- To chyba oczywiste. Zresztą nie mam obowiązku z niczego ci się tłumaczyć. W końcu nie jesteś dla mnie nikim ważnym. 

Przełknęłam gule w gardle i wściekła chwyciłam za woreczek z białym proszkiem. Wyszłam tak szybko z samochodu, żeby mężczyzna nie zdążył mnie powstrzymać. 

- Co ty wyrabiasz?! - krzyknął. 

Ja za to uśmiechnęłam się do niego wrednie i otworzyłam woreczek, którego zawartość wyspałam. Wiatr zabrał biały proszek w siną dal.

Drake popchnął mnie z całej siły na drzewo stojące najbliżej. Pewnie patrzyłam w jego wściekłe oczy. Choć miałam wrażenie, że tym razem byłby w stanie mnie zabić. Dostrzegałam to w spojrzeniu, jakie mi posyłał. 

- Masz pojęcie co zrobiłaś? - zapytał przez zaciśnięte zęby. Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, gdy chwycił mnie za szyję odbierając mi natychmiast możliwość oddychania. Nie miałam zamiaru mu na to pozwolić. Zaczęłam się szarpać. Nie zdążyłam jednak kopnąć go w krocze. Odsunął się tak szybko kompletnie omijając moją nogę. Zamiast tego uderzył mnie w twarz. Upadłam zaskoczona na kolana. Długo jednak nie spędziłam w takiej pozycji. Pociągnął mnie za włosy i pochylił do mojej twarzy. 

- Tym razem przesadziłaś. Zapominasz, gdzie twojej miejsce. To ja rządzę! - zagryzłam wargę, żeby nie jęknąć, gdy szarpnął za moje włosy. - Pomogłem ci, a ty tak mi się odwdzięczasz? - prychnął. - W porządku. Przedstawię w takim razie sprawę jasno. Jeszcze raz wejdziesz mi w drogę, a gorzko tego pożałujesz. 

Wreszcie mnie puścił i tak po prostu odjechał. Zostawiając mnie samą niedaleko lasu. Usiadłam i oparłam głowę o korę drzewa. Byłam sama, dlatego nie zamierzam dłużej się powstrzymywać. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, a moje ciało zaczęło drżeć. Byłam taka głupia. Niepotrzebnie się mieszałam. Czasu jednak nie cofnę. Pozostało mi jedynie nauczyć się na błędach. Musi mi przestać na nim zależeć. 

N.A.R.A

Zabójcza Piękność #5 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz