Rozdział 14

294 17 0
                                    

Maze 

Siedziałam w poczekali i z każdą kolejną minutą robiłam się coraz bardziej nerwowa. Wstałam gwałtownie, gdy usłyszałam kroki, ale kiedy się obejrzałam okazała się to być jedynie pielęgniarka. Nie mogłam w ogóle się opanować, jak długo będzie to trwało. Mam wrażenie jakbym spędziła tu całe wieki.

Usiadłam ponownie i włożyłam ręce do kieszeni bluzy. Kiedy poczułam pod palcami paczkę papierosów miałam ochotę stąd wyjść i zapalić. Choć najlepiej byłoby jakbym się stąd nie ruszała. 

Westchnęłam zdając sobie sprawę, że może to potrwać nawet kilka godzin.

Jak mogłam do tego dopuścić. Jestem starsza powinnam, go ochronić. Zamiast tego mój brat ucierpiał i właśnie lekarze być może ratują mu życie. Nie mam nawet na ten temat żadnych informacji. Ledwo co przyjechaliśmy, a ten zaczął pluć krwią. Kiedy zaczęłam krzyczeć lekarz wraz z dwoma pielęgniarkami do nas podbiegli. Gdyby nie to, że obok nas przechodzili ich reakcja mogłaby nie być taka szybka. Odsunąłem się dając im przestrzeń, żeby mu pomogli. Kiedy jednak zobaczyłam, że stracił przytomność poczułam jak ogarnia mnie panika. Coś ścisnęło mnie w środku sprawiając, że zapomniałam jak się oddycha. 

Położyli go na noszach i założyli na jego twarz maskę. Kiedy zaczęli go gdzieś wieźć pobiegłam za nimi. 

- Tu pani nie może wejść. - zatrzymała mnie jedna z pielęgniarek. 

- Ja muszę… 

- Tutaj zostać. 

Próbowałam ją wyminąć, jednak mi to uniemożliwiła jestem pewna, że gdybym się uparła to by mi się to udało. Ale jej kolejne słowa wywarły na mnie zbyt duże wrażenie. 

- Ratujemy mu życie. Nie chcę pani nam w tym przeszkadzać prawda? 

- Nie, ale… 

- Wszytko będzie dobrze. 

Pokiwałam jedynie głową, a ta weszła na salę, której napis spowodował u mnie dreszcze operacyjna. Ciężko dysząc oparłam plecy o ścianę i zsunęłam się na podłogę. Z oczu zaczęły mi płynąć łzy, które wręcz mnie paliły. Nie miałam jednak ani siły ani ochoty, żeby je zatrzymać.

Jeśli z tego nie wyjdzie to nigdy sobie tego nie daruje. Przecież powinnam była coś zrobić. Cokolwiek. Tylko co?

Zamiast pilnować brata ja zabawiałam się z Drakiem. Może gdybym poświęciła mu więcej czasu do niczego by nie doszło. Ale co mogłam zrobić przecież uważa się za dorosłego. Choć to co zrobił kompletnie temu zaprzeczyło. Jestem jednak pewna, że sam na to nie wpadł. Ktoś musiał mu ten pomysł podsunąć. Jeśli się dowiem kto to go chyba zabiję. Zresztą to samo zrobiłambym z Jeffreyem. Teraz jednak musiałam zrobić coś innego. Coś na co nie miałam najmniejszej ochoty. Wyciągnąłem telefon i ignorując nieodebrane połączenia od Draka zaczęłam dzwonić do osoby która powinna tu być. Już po drugim sygnale odebrała komórkę. 

- Coś się stało Maisie? - zapytała niepewnie. Przełknęłam głośno ślinę, a kobieta z przerażeniem zapytała. - Maisie. 

- Mat jest w szpitalu. Operują go. - pod koniec nie wytrzymałam i głos mi się załamał. Spojrzałam na białą ścianę i próbowałam się uspokoić. Nie byłam jednak w stanie. Szukałam czegoś na czym mogłabym zawiesić wzrok, jednak nigdzie nic nie było. No może poza wiszącą instrukcją jak prawidłowo powinno się myć ręce. Jakby kogoś to obchodziło. Przecież to nie ma znaczenia. Zwłaszcza teraz. 

- Już jadę. 

Przytaknęłam, choć przecież nie mogła tego zobaczyć. Rozłączyła się, a ja odłożyłam telefon na podłogę. Przyciągnęłam kolana do brody i czekałam na jej przyjazd. Dawno nie czułam się taka bezbronna.

Zabójcza Piękność #5 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz