〖Prolog〗

314 6 1
                                    

        Szedłem czarną uliczką prowadzącą do budynku który wyglądał jak myjnia samochodowa, ale tak na prawdę pod ziemią działo się bardzo dużo, nie koniecznie dobrych. Budynek z zewnątrz wyglądał jak ruina, dosyć piękna ruina, był z lat 90 , kiedy na świecie trochę ucichła mowa o atakach terrorystycznych, kamizelek samobójczych, narkotyków, ludzi którzy krzywdzili innych po to żeby przed wszystkim zarobić , a nie którzy byli na prawdę solidnie wynagradzani,w sumie dalej są, teraz nawet bardziej.

Przed wejściem do budynku usłyszałem dźwięk przy chodzącej wiadomości z mesa,spojrzałem na wyświetlacz :

"Siema Steve, szef się lekko wkurza że cię nie ma, mamy nowe zadanie do wykonania".

Odpisałem mu szybko.

" Jestem pod drzwiami, będę na dole za max. 10 minut."

Schowałem urządzenie do kieszeni,złapałem za klamkę drzwi, niestety budynek nie posiadał takich drzwi jak Nowocześnie teraz mają na przykład stacje paliw takich jak "Orlen" albo sklepów takich tak "Biedronka". 
      Drzwi budynku były duże, mosiężne, ciężko było je otwierać bo od dwóch lat nich o nie dbał, bo po co? I tak mamy inne wejścia, ja akurat wchodziłem tym które było najmniej lubiane przez resztę osób i nie używane tak często jak inne. Lubiłem tędy wchodzić , bez większego powodu, po prostu lubiłem i tyle.

    Otworzyłem drzwi, weszłem , spojrzałem na kasę, nikogo tam nie było, chociaż powinien tam być Divan syn syna faceta tej myjni którą nam od sprzedał , chłopak jako jeden z najmłodszych osób, bo są jeszcze młodsi niż on, mający mniej niż 10 lat, ale ci po prostu służą za przynętę, wiedzą jak się zachować i nie tylko, a po za tym są osoby które pilnują aby im się coś nie stało na tego typu sytuacjach, kiedy wroga organizacja " dokucza" i zaczyna się kłócić o tak zwanego "lizaka" jak dziecko.

Zastanowiłem się gdzie może być 10 latek, przecież zawsze tutaj jest aby jakby ewentualnego przyjścia jakiegoś randoma albo osoby podejrzanej, wrogo nastawionej, wysłać do kogoś z nas esemesa z informacją że cos sie dzieje, wystarczyło by jedno słowo jakby napisał albo wysłał emotke "Ślimak /🐌".

Heh, wydech wdech pewnie wszyscy są na dole, winda znowu nie działa, kurwa jebana mać mieli ją naprawić, debile jebane, dobra jebać ich. Zszedłem schodami na sam dół, na -4 piętro, tam gdzie były narkotyki, zwłoki , sala tortur i strzelnica.

W pomieszczeniu znajdowało się już kilka osób, wszyscy dziwnie smutni i zmęczeni wszystkim, a dopiero się dzień zaczął, helloł o czym ja do cholery nie wiem, czekaj, ja o czymś nie wiem, co się dzieje? Chciałem się już o to spytać, ale nasz główny lekarz, ten co opiekował naszym chorym od jakiegoś czasu na serce i płuca szefem, czekaj kurwa... Zrozumiałem, ale nie chciałem tego do siebie przyjąć.

-NIE! KURWA NIE! TYLKO NIE TO! -Max złapała mnie za rękę a dwie inne osoby przy trzymały abym się tak nie szamotał-KURWA PUŚĆCIE MNIE DO CHOLERY!

Ktoś dał mi jakieś tabletki i powiedział żebym zjadł, bo to pomoże mi się uspokoić, nie chce żadnych leków.

-NIE, DAJCIE MI DO NIEGO PÓJŚĆ -to powiedział Marcus, nasz  główny diler mnie zszokowało.

-Do nich, pięć osób.

-ILE? KTO? -mów kurwa mać bo ci zaraz przyjebie.

-Szef, zastępca, twój brat, Divan i Suzan-mój wujek, tata, jeden z nas najmłodszych i jego dużo młodsza siostrzyczka, i mój brat...

-CO SIĘ DO KURWY STAŁO? COŚ CIĘ ODPIERDOLILI? GADAĆ KURWA! -wydzierałem się, nie nie nie, kurwa to nie może być prawda, nie oni, błagam nie oni.

-Nie przypilnowałem Suzan, zastrzelili ją bo ich wkurzyła przez płacz, twój brat poszedł ją uratować ale go zabili, uderzeniem w tył głowy, miał wtedy Divana obok siebie, go zabili bez trudu, udusili go, twój tata i wujek umarli od kamizelek... Przepraszam... To moja wina- spuścił wzrok na swoje buty, i dobrze mu tak do kurwy, moja cała rodzina nie żyje i osoby którymi miałem się opiekować.

-M-mogę ich chociaż zobaczyć t-ten ostatni raz? ... -zapadła gromka cisza, każdy bał się odezwać przy mnie, kiedy byłem pierwszy raz w takim stanie, każdy, nawet nasz seryjny morderca Mateusz, i psychopatyczny doktorek Felix, każdy bez wyjątku, jedynie doktorek się nie bał, a jak bał to tego nie okazywał, przynajemniej jeden w miarę normalny.

-Tak, jasne, chodź, szefie -aha, czyli teraz ja jestem szefem? Dlatego się mnie bali?

-Ta, idę -udałem się za nim krokiem typowego zombiaka, nikt się nie patrzył na mnie, zbyt się bali. Nie dziwie sie, teraz byłbym wstanie zrobić wszystko, nawet bez funkcji lidera liderów tego debilnego interesu który zabił mi rodzinę, zemszcze się, na odchodnym się tylko krótko od wróciłem do tego chłopaka który wtedy pilnował małej Suzan.

-Masz przerąbane koleś, nawet nie próbuj uciec bo cie znajdę. -powiedziałem to ledwo słyszał nie ale nie aż tak aby nikt tego nie usłyszał,każdy usłyszał, bardzo dobrze, niech nie próbują teraz coś odwalic, źle zrobić czy coś to czeka ich surowa kurwa kara z mojej własnej ręki.

-Sala 456 trzy pierwsze łóżka -oznajmił lekarza, jak to trzy? A nie powinno być pięć? On jakby czytając w moich myślach ciągnął dalej- Wszystkie ciała były, są mega zmasakrowane, dwie osoby, czyli twój tata i wujek , ich nie udało się nawet tu jakoś w jaki kolwiek sposób przynieść ani nic, rozwaliło ich na kawałki, przykro mi-czyli już nigdy ich nie zobaczę, nawet ich ciał , mój tata i wujek...

-A reszta? -spytałem słabo. Chyba nie chciałem wiedzieć, ale podświadomie musiałem się dowiedzieć heh.

-Twój brat nie ma oczu w ciele, prawej ręki i ogólnie ma ranę z tyłu głowy. Mała Suzan ma ranę na brzuchu i ranę po strzałową z tyłu pleców, a Davin ma sam zobaczysz, tylko błagam cię nie żygaj na widok jego ciała i tego zapachu, wiem że będzie cuchnąć ale jest i tak lepiej, bo zadałem ich ciała i je skremowałem a jego jeszcze popsikałem perfumami. Jest lepiej ale dalej da się łatwo zrzygać.

Pierwszy był właśnie Divan,jego stół operacyjny, łóżko, kurwa...

Kolejny Jeff the killer?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz