Właściciel

25 2 0
                                    

Powoli kroczyłem po mieszkaniu, domu podejrzanego, dokładnie rozglądałem się, aby niczego nie przeoczyć. Na przykład podejrzanego listu, broni lub czegoś tego pokroju, w tym stylu. Niczego takiego nie znalazłem. Co mnie lekko zmyliło, postanowiłem jednak trzymać się planu, który ułożyłem sobie na szybko w głowie.

W następnym pomieszczeniu, w salonie zobaczyłem leżącego na podłodze faceta, właściciela domu, mieszkania. Facet miał nóż wbity w serce, podcięte gardło i ranę na czole, zrobione... Moim nożem z mojej sypialni, skąd on tu? Nie wiedziałem co właściwie się teraz dzieje, ale wiedziałem jedno, że to mi się kurwa bardzo nie podoba.

Usłyszałem policyjne syreny i zobaczyłem niebiesko- czerwone światła.

Nie mówcie mi, że facet specjalnie się odjebał, żeby było na mnie. Nie no to mi się kurwa nie mieści w głowie, chciałem wziąć nóż i wyjść szybko z posesji, ale nie udało mi się. Byli szybsi, jeden z funkcjonariuszy złapał moją dłoń w której miałem nóż, nie no kretynie brawo. Wziąłeś do ręki jedyną rzecz, która twierdziła, że właśnie ja to zrobiłem. 

- Kurwa typie zajebałeś starszego człowieka, typ jest byłym komendantem i ma z 60-siąt lat.- Co? Nie mówcie mi, że to dziadek Michała, on też nie żyje, z nie mojej ręki, ale fakt faktem. Poczułem jak czyjeś silne ramiona zakuwają moje ręce w kajdanki, nie mogłem się wyrywać bo to by tylko potwierdziło ich przepuszczenia, że go zabiłem.- Idziemy na komendę , tam nam wszystko zdradzisz, i nawet nie próbuj się wyrywać Arturze.- powiedział policjant i wyprowadził mnie z pomieszczenia, odwracając się na chwilę do swoich ludzi, powiedział- Zostańcie i poczekajcie na FBI i osoby od badania DNA, z laboratorium, ja zabieram go na posterunek, i tam przesłucham.

Chciałem spojrzeć jeszcze raz w stronę faceta, a raczej zwłok, jego martwego ciała, lecz policjant był szybszy, złapał mnie za kark i odchylił moją głowę w dół. 

- No co? Chcesz popatrzeć na swoją zbrodnie? - spytał mnie, wyprowadził z budynku prowadząc do radiowozu. Otworzył tylne drzwi i kazał mi usiąść, zrobiłem to. Zamknął drzwi na klucz, także nie miałem jak uciec, byłem w czarnej dupie i to kurwa dosłownie. 

Nie cieszyłem się z tego, ale wiedziałem, że jestem nie winny, a oni widzą tylko dowody, które karzą im twierdzić inaczej. Heh, banda kretynów.

Policjant usiadł na miejscu kierowcy i odpalił silnik, powoli i ostrożnie wyjechał z chodnika, nie uszkadzając przy tym żadnego innego pojazdu, wjechał na ulicę i jechał na syrenach, pewnie na komisariat. Oparłem głowę o szybę, akurat zaczął lać deszcz, ale czego się tutaj spodziewać po listopadzie? Deszcz i śnieg to norma. 

Było cicho, ani ja ani on nie mieliśmy ochoty na rozmowy, nic nie zrobiłem, powtarzałem to sobie w myślach, aby nie oszaleć przez tą sytuacje. Nie raz byłem w takiej, wtedy jednak byłem winny, natomiast teraz nie, facet mnie wkopał w swój własny dół wykopany jego własnymi rękoma. Jakby żył to by pewnie nie pożył za długo, czekaj, jeśli nie wrócę do wieczora to Marcus i reszta tam pojadą, oby nikogo wtedy tam nie było. Zacząłem się "modlić" w myślach o to, żeby tamci, FBI i osoby z laboratorium szybko skończyli swoją robotę i zmyli się z budynku.

Aczkolwiek Marcus wiedziałby, widziałby, przecież radiowóz, pojazd FBI i biały samochód ludzi z laboratorium. Pewnie by się zaszył w bezpiecznej odległości z idealnym widokiem na posesje, wszyscy by siedzieli w aucie i obserwowali, wybierając idealny moment do wejścia do środka.

Uspokoiłem się dzięki temu, policjant odebrał telefon, służbowy, nie miałem nic lepszego do roboty od oglądania kropli spływających po szybie, więc patrzyłem się na krople i słuchałem jego rozmowy.

Zaciekawiła mnie, nie powiem, że nie.

- Tak, oczywiście, już go wiozę, nie, nie ma przy sobie broni- jesteś pewny z tym ostatnim? A klucze od auta? A scyzoryk, to co? - Jest spokojny, nie wyrywał się.- a co by mi to dało? Jeszcze bym uszkodził stróża prawa, a wtedy to już na pewno miałbym przejebane.- Tak, to on, syn zabitego mafiosy- Czyli już o tym wiedzą, super, nie jestem jego synem, mam innego ojca.- Zaraz będziemy, będziesz mógł z nim porozmawiać.- akurat pojazd wjechał  na ul.Filipowską, na której znajdował się komisariat. Za chwilę na prawdę będziemy, przerwruciłem oczami.

Zaraz zaczną mnie przeszukiwać, a potem przesłuchiwać. Policjant pewnie zostanie albo wydalony z pracy, albo dostanie opiernicz od szefa, za to, że jednak miałem przy sobie broń.

Mężczyzna w granatowym stroju z napisem na klatce "Policja" , zaparkował radiowóz centralnie pod drzwiami komisariatu, wysiadł i otworzył drzwi od mojej strony, kazał mi wyjść z pojazdu, jak on to powiedział " Rusz dupę i wysiądź". Złapał moje nadgarstki, zamknął drzwi i użył kluczyka, schował go do kieszeni. Złapał mnie za kark, sprawiając, że miałem głowę w dół, łokieć oparł o moje plecy, drugą ręką trzymał moje nadgarstki. 

Nie próbowałem się wyrywać ani nic w tym stylu, dając się mu prowadzić do środka. Widziałem te spojrzenia ludzi, wszystkie oczy zwrócone w moją stronę. Nikt pewnie nie spodziewał się zobaczenia akurat mnie, w sumie już szefa, mafioze, a jednak zobaczyli. Policjant nie zwrócił na to uwagi, dalej prowadząc mnie przez korytarz. Zatrzymał się dopiero pod drzwiami z numerem " 45", z podpisem, że tu właśnie sprawdza się, czy podejrzany o na przykład morderstwo ma przy sobie jakąś broń. Okazało się, że mam. Drugi policjant obrzucił tego, który mnie przyprowadził, obrzucił go oburzonym spojrzeniem i powiedział.

- Mówiłeś, że nie ma przy sobie broni.- spojrzał na mnie i kontynuował rozmowę z policjantem- Chyba zdajesz sobie sprawę z tego kim on jest, a jak nie, to ci przypomnę, on jest szefem jednej z najsilniejszych mafii na świecie, a ty sobie po prostu przyprowadzasz go z bronią, jak gdyby nigdy nic? Nie no kurwa brawo za mózg kupiony na Vinted- przewrócił oczami- Zdajesz sobie sprawę z tego, że jakbym został tu sam z nim, to by mógł łatwo mnie zamordować? - zaklaskał w dłonie- Nie no serio brawo, a teraz wypierdalaj. Ja się nim zajmę i porozmawiam z szefem aby oddalić cię od sprawy.

Drugi próbował się spierać.

- Ale...- starszy mu przerwał, mówiąc, wręcz krzycząc, żeby wypierdalał, nie dziwie się jego złości, sam bym się zachował dosłownie tak samo jak on.

- A ciebie zaprowadzę na przesłuchanie- złapał mnie i zaprowadził do pomieszczenia z przeszkloną, pancerną, kuloodporną szybą, w którym prowadziło się rozmowy, a inaczej rzecz ujmując przesłuchania.

Policjant przekazał mnie w ręce dwóch innych i jednej dziewczyny, wracając zaraz potem do siebie, do swojej roboty.




Kolejny Jeff the killer?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz