Domówka

23 2 0
                                    

Siedziałem na blacie biurka, w ręku miałem wyborne dobrego rocznika wino, Marcus dostał, w sumie wziął sobie spirytus, heh. Ja tam i tak wolę winko albo wishky. Gabriel, mój ojciec, pojechał załatwiać rachunki razem ze swoim szoferem, więc rezydencja zostało do naszej i tylko naszej dyspozycji.

-Kurwa, życie to kanał -powiedział Nikodem, już wolę Felixsa, ten szofer pewnie ma niezłe poczucie humoru po alkoholu, a ten to tylko zrzędzi na życie.

-Sam jesteś kanał Mafioso od siedmiu boleści, a raczej Królu ścieków panie Malboro. -czekaj co kurwa? Mój mózg dostał laga przez to co powiedział my brother. Ale skąd wytrzasnął szlugi w nazwie osoby to tego nie wiem.

-Eeeee ciebie do reszty coś pogięło braciszku? -zaśmiałem się i zacząłem wierzgać nogami jak małe dziecko, w przód, w tył, w przód, w tył i tak w kółko. Piłem w między czasie swoje wino, gdy się skończyło spojrzałem znacząco na Nikodema.

-Weź mi przynieś Jacka z łaski swojej -powiedziałem z uśmiechem, lubiłem pić Jacka Danielsa, smakował mi. Był ekstra, po prostu niebo dla mojej wady serca. Miałem wrodzoną wadę serca, jedna z komór nie do końca się domykała, co skutkowało nie odpowiednią pracą serca i żył. Jednakże to nie powodowało jakiejś znaczącej zmiany w moim życiu, nie potrzebowałem na to leków, jedynie jedna wizyta na rok i co jakiś czas badanie krwi czy wszystko jest w porządku. Mogłem pić normalnie, palić i ćpać, ale czy właśnie tego potrzebowałem? Tak, to na pewno, od czasu do czasu lubiłem się porządnie najebać. I to wcale nie tak, że napierdalam się przynajmniej raz na tydzień.

-Kochanie? -spytał mnie Hades, kładąc dłoń na moje udo i rozchylając lekko moje nogi,przez co byłem w delikatnym rozkroku. Pocałował mnie w usta, oczywiście, że oddałem pocałunek. Położyłem swoje dłonie na jego kark tak żeby się do mnie przybliżył, chłopak włożył dłoń pod moją koszule i zgrabnie rozpiął guziki, jeden po drugim. Nie patrzyliśmy na to czy ktoś nas widzi, po prostu liczyliśmy się tylko my, tylko ja i on.

Kątem oka zauważam, że chłopaki po cichu wycofują się z pomieszczenia, aby dać nam swobodę i miejsce do stosunku. Podoba mi się jak Marcus kładzie dłonie na moje pośladki i wbija się mocniej w moje usta powodując jęk, który mimowolnie wydostał się z moich ust. Zaczynam delikatnie gryźć jego sutki, co mu się za pewne podoba, mi tak samo, więc każdy jest happy.

-Skarbie?

-Mam imię-żartuje z niego.

-Kochanie?

-Nie, strzelaj dalej.

-Niuniek?

-Nie, nie prawda.

-Kwiatuszek?

-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz a dostaniesz w twarz mocniej niż Putin.

-Hmmm, słońce?

-Poddajesz się?

-Nigdy. -po czochrał moje włosy lekko całując mnie w czoło -No to w takim razie masz na imię Marcus?

-Nie, to twoje imię -zaśmiałem się.

- Imię, które będzie nosić nasze adoptowane dziecko.

Zarumieniłem się i mocno walnąłem go w nos, spojrzałem się na niego lekko zaniepokojony tym, że się nie odzywa.

-Ejjj Marcus? Kochanie?Geju?!

Nie odezwał się do mnie.

-Jeśli robisz mnie w konia to będziesz zmuszony do zajmowania się moimi kuzynami przez dwa dni zamiast mnie, a oni się drą i odpierdalają maniane. Specjalnie ich przyśle.

-Przyślesz dwu latków? -pogłaskał mnie po policzku. -Ojjj skarbie nie bije dzieci, przecież o tym doskonale wiesz.

-Emmmm, będziesz pobity przez mnie?

-Chcesz mnie bić? Ojjj nie ładnie kochanie, nie wolno innych bić a tym bardziej mnie.

-Nie bądź taki pewny siebie skarbie -cmoknołem go w policzek, zarumienił się, w końcu, hah. Otarłem się swoim udem o jego krocze i położyłem swoje dłonie na jego plecy. -Skarbie? Mogę ci najpierw ściągnąć spodnie?

-Tak, jasne-sięgnąłem lewą dłonią do paska jego spodni i agresywnie ściągnąłem go z jego spodni, pasek uderzył w jego tyłek i plecy przez co z jego ust wydobył się z jego ust, rzuciłem paskiem na koniec pomieszczenia, postanowiłem, że wezmę jeszcze jedną kreskę przez seksem z nim,wstałem i zacząłem ćpać maryche, Marcus wziął mnie od tyłu, ściągnął swoje bokserki a potem ze mnie spodnie i bokserki i wszedł we mnie powolnym, ale mocnym i zdecydowanym ruchem, położył swoje silne ramiona na moje biodra, naparł na mnie, oparł się o mnie i mocno pchnął, przez co wygiąłem się w łuk i jęknąłem, a biały proszek ubrudził mi twarz. Kichnąłem.

Kolejny Jeff the killer?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz