Sen

14 1 0
                                    

Jedziemy właśnie w wyznaczone miejsce, w którym ma się odbyć spotkanie "solo". Damian jak gdyby nigdy nic siedzi na kolanach Gabriela, wkurwia mnie to już, powoli tracę cierpliwość do niego i jego pieprzonego zachowania. Nikt tego na szczęście nie widzi, nikt oprócz Marcusa, który wie o co chodzi z moim zachowaniem teraz. Mam dosyć tego pieprzonego debila, tylko wszystkich robi w konia. Szmata nie człowiek. Patrzę się za szybę auta, Felix, szofer skręcił w zjazd z drogi prowadzący do polnej drogi obok opuszczonej fabryki żelaza i mostu, obie konstrukcje od dawnya nie są już używane i są niebezpieczne. Wy siadamy po kolei z auta, ja, Gabriel, mój ojciec, Felix, Damian i Marcus. Owszem siedzeń w aucie jest tylko pięć a i tak jechało z sześć osób, no nie licząc dwóch innych pojazdów, którymi jechali ludzie mojego ojca. Na miejscu jest już kilkanaście osób, kurwa, serio? Nas jest z dwadzieścia osób ich z trzydzieści, no ja pierdole, kto normalny przychodzi z taką eskortą? Ale no heh, jebać to.

-Dzień dobry -mówi pewnie szef tam tej mafii, grupy, uśmiecha się do nas, to nie jest dobry znak, nikt nie wiedział o tym co za chwilę miało się stać. Facet spojrzał na Damiana, a ten tylko pokiwał głową i powiedział.

-Witam szefa -wszyscy oprócz mnie i Marcusa byliśmy w szoku, najbardziej szkoda było mi mojego brata, biedak patrzył się na swojego chłopaka w otępieniu.

-J... Jaki szefie?-wy jąkał, tylko tyle był w stanie powiedzieć, serio, było mi go szkoda, mój brat, kurwa, współczuję mu. Jakby coś takiego przytrafiło się mi to bym już się albo odjebał albo kogoś rozjebał i wydarł się na kogoś, na przykład na bliską mi osobę, czego  bym pewnie później żałował. Gabriel jednak zachował spokój i powiedział ze spokojem. Wszystkich bardziej przeraził jego spokój, nikt nie rozumiał jak może być spokojny, przecież właśnie jego całe życie runęło.

-Normalnie kurwo, to mój szef, obok niego stoi mój brat, a obok niego moja dziewczyna i jej bracia. - Damian przedstawia wszystkich po kolei  z uśmiechem na twarzy. Nie no kurwa mam jeszcze większą ochotę go zajebać. -I tak, nie kocham ciebie tylko ją, nie jestem gejem, brzydzą mnie, brzydzicie mnie wy, mam dość takich jak wy. -splunął mi, Marcusowi i Gabrielowi pod nogi. Ten ostatni dalej wpatrywał się w szoku na niego.

-Damian, skarbie... Ale jak? -pyta, w odpowiedzi dostaje tylko w pysk od niego, za jego plecami słychać gromkie brawa i wiwaty. Tym razem nie wytrzymuje i rzucam się na chłopaka mojego brata, napieprzam go z całej siły po mordzie, nie ma jak uciec to moja szansa, podnoszę cegłę leżącą obok i napieprzam nią go po łbie z kilkanaście razy, jestem jak w transie, nie potrafię przestać go bić po głowie. Czuje pod swoimi dłońmi, że z jego twarzy już nic nie pozostało, jego czaszka jest rozstrzaskana, ale dalej go po niej bije.

-On nie żyje.... -słyszę szepty do okoła mnie, ktoś podchodzi do mnie od tyłu i łapie mnie za ręce. To dziewczyna, ta sama, o której Damian mówił, że to jego dziewczyna. Ma pistolet w ręce. Celuje mi w głowę, w środek czoła, a potem przenosi lufę pistoletu na moją skroń.

-Zabiłeś mojego chłopaka -ciska we mnie te słowa jak grom, patrzę się na nią martwymi oczami, nie czuje teraz emocji, jedynie chęć mordu -Kurwa. Jeśli ciebie teraz nie zabije to... -przerywam jej.

-Wybije was wtedy, i tak już nie macie ze mną szans, zabije wszystkich i wszystko co się rusza. A ciebie jako pierwszą.

-Zamienił się w maszynę do kończenia życia.

-Morderca!

-Psychopata!

-Psychol?!

Słyszę z każdej strony wyzwiska skierowane w moją stronę, mam wrażenie, że zaraz oszaleje, mam tego dość. Wyrywam dziewczynie pistolet i celuje nim jej w głowę, ona jednak wykorzystuje moment i bierze nóż zza mojego pasa, wbija mi go w ramię a potem w między obojczyki. Krwawię, ale czy to mnie interesuje? Nie, nie zwracam na to uwagi. To zbija ją z tropu i nastroje chwila w której jestem w stanie zrobić wszystko co tylko zechce, kładę palec na spust, wszystko dzieje się tak szybko, naciskam i słyszę krzyk, po chwili jest cisza i tylko czuje siłę odrzutu po strzale.

-Arthur!

-Kochanie! -podbiega do mnie Marcus i zabiera mi broń, patrzę się na niego martwym i zimnym wzrokiem, nie zwracam uwagi, że to on, chce jeszcze kogoś zamordować. Potrząsa mną. -SKARBIE OTRZĄŚNIJ SIĘ!

-Morderca!

-KURWA KOLEŚ NIE POMAGASZ! -Hades strzela chłopakowi w serce, a ten pada jak długi.

Uginają się pod mną nogi, w ostatniej chwili mój chłopak mnie łapie, wraca ze mną do auta. Mój tata zajmuje się moim bratem, a Felix siada za kierownicą. Reszta osób zajmuje się szefem i ludźmi tam tej mafii.

Widzę jak ich zabijają, jadka, jak zwykle przy takich sprawach, to norma.

Kolejny Jeff the killer?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz