Powoli zaczęłam otwierać oczy. Rozejrzałam się do około i z smutkiem stwierdziłam, że nie znam miejsca, w którym jestem.
Z lekkim przerażeniem rozglądałam się po pomieszczeniu, aż przypomniałam sobie sytuacje z szkoły. Miałam teraz bardzo dużą ochotę walnąć z otwartej ręki w czoło, że dałam się tak łatwo zmanipulować, jednak uniemożliwiła mi to mocno zawinięta taśma wokół nadgarstków. Miałam wiele okazji, w których mogłabym im się przeciwstawić a oni by nic na to nie mogli poradzić. Jednak zastraszanie mają bardzo dobrze wyćwiczone.
Nagle usłyszałam za sobą skrzypienie starych drzwi. Automatycznie w pośpiechu odwróciłam się w tamtą stronę, aby dowiedzieć się kto właśnie przyszedł.
Do pomieszczenia weszli dwojga mężczyzn w garniturach a w dłoniach mieli pistolety. Rozszerzyłam oczy na ich widok. Zaczęłam szybciej oddychać z przerażenia.
-Dzień dobry Victorio- do pomieszczenia wszedł kolejny mężczyzna, którego już poznawałam.
Connor...
-Czemu płaczesz?- spytał, chociaż doskonale znał odpowiedź. Spojrzałam mu w oczy, chcąc pokazać, iż tak łatwo się nie poddam jak myśli.
-Nie wiesz?- parsknełam ironicznie. -Nie wiem gdzie jestem, nie wiem po co tu jestem...- zaczęłam wymieniać, jednak zostałam szybko uciszona, przez jednego z mężczyzn w garniturze uderzeniem pięścią w twarz.
-Widocznie Will nie postawił cię do pionu, ale tutaj panują inne zasady, jak których się nie wykona to zostaje się ukaranym- zaczął spokojnie swój monolog. - Ty właśnie jedną zasadę złamałaś, czyli nie odzywać się bez pozwolenia. Masz szczęście, że jesteś nowa, wiec masz prawo nie znać naszych zasad, wiec jak kolejny raz powtórzysz ten błąd, on nie będzie taki miły- kiwnął na faceta, który stał nade mną.
Z moich oczu coraz więcej leciały łzy. Chciałam opanować swój płacz, jednak nie potrafiłam nie wydobyć z siebie szlochu.
-Słoneczko, jak Will naprawdę cię kocha to ocali cię, jednak musi oddać daną kwotę— wzruszył ramionami. -Tak to jest, jak się umawia z zdrajcami-
-On nie jest zdrajcą!- krzyknęłam oburzona, co odrazu pożałowałam. Tym razem dostałam kopnięciem w brzuch. Skuliłam się, przez ból i więcej leź wypływały mi z oczu.
-Myślałem, że wyraziłem się jasno- mruknął ze złością. -Wiec słoneczko, jeszcze raz. Masz mówić tylko wtedy, kiedy na to ci pozwolę. Bez mojej zgody masz siedzieć na dupie i mieć zamkniętą mordę!- wrzasnął. Kiwnęłam głową na potwierdzenie jego słów. Na ten gest mężczyzna roześmiał się i ukucnął przede mną.
-Jesteś mądrą dziewczynką, dla tego nie radzę ci z nami zadzierać-Will błagam!
***
Pov: Will
Jeden dzień późniejWłaśnie wchodziłem do domu z treningu. Jestem mocno wkurwiony, przez sytuacje z Victorią. Nigdy był nie pomyślał, że może zrobić mi taką okropną rzecz.
Nie chce jej widzieć już na oczy. Co najprawdopodobniej poczuła po wczorajszej sytuacji na korytarzu, gdyż już jej nie widziałem.
Będąc na korytarzu, zdjąłem buty i kurtkę, chcąc jak najszybciej znaleść się w swoim pokoju, jednak głos mamy uniemożliwił mi to.
-Will, podejdź tutaj na chwileczkę- usłyszałem z salonu, wiec z westchnieniem ruszyłem w tamtym kierunku.
Zmarszczyłem brwi, kiedy w salonie zauważyłem rodziców Victorii.
Co prawda bywają u nas często, jednak zawsze z zapowiedziałem i Sophia zawsze była uśmiechnięta, ale tym razem na twarzy widniał strach z pomieszaniem z zmartwieniem, tak samo jak na Harry'M.
-Dzień dobry- przywitałem się niepewnie.
-Widziałeś dzisiaj Victorie?- te pytanie, sprawiło gęsią skórkę na moim ciele.
-Dzisiaj nie, ale wczoraj- odpowiedziałem. -A czemu takie pytanie?-
-Nie wróciła wczoraj do domu i nie odbiera telefonu- na słowa mamy Victorii poczułem lekką obawę. Co prawda zraniła mnie tym zachowaniem z Thomas'em, jednak moje uczucia co do niej nie wyparowały.
I właśnie w tym momencie uświadomiłem sobie, że coś czuje do tej słodkiej blondyneczki.
Zakochałem się w niej?
-Może jest u Emily?- zaproponowałem, mając nadzieje, iż jeszcze tego nie sprawdzili i okaże się, że była tam cały czas.
-Sprawdzaliśmy już- po policzku Harry'ego poleciała łza. Mimo, że nie dogadywałem się z nim to poczułem współczucie do niego i jego żony.
Nagle poczułem w tylnej kieszeni wibracje telefonu. Wyszedłem nie zauważalny z salonu i szybko włączyłem telefon.
Od: Richard
Musimy pogadaćDo: Richard
Nie mam teraz czasuOd: Richard
Uwierz mi, to jest ważneDo: Richard
Muszę porozmawiać z VictoriąNapisałem byle co do niego, aby go spławić.
Od: Richard
Z moją pomocną może ci się udaDo:Richard
Co masz na myśli?Od: Richard
Wiem gdzie ona jestNa ta wiadomość szybko podbiegłem do drzwi wyjściowych.
W pośpiechu wsiadłem do auta, aby pojechać do Richard'a.
Przez całą drogę byłem niespokojny. Pije palce cały czas obijała się o kierownice. Jestem bardzo zestresowany, tym, iż Richard wie gdzie ona jest. Boje się o nią. Mimo, że mnie zraniła to nie chce sprawiać bólu.
Zaparkowałem przed wysokim blokiem. Szybko wyszedłem z auta i podbiegłem do klatki schodowej. Na szczęście drzwi wejściowe były otwarte, wiec nie musiałem wpisywać kodu.
Chciałem czekać już na windę, jednak zauważyłem schodzącego po schodach Richard'a.
-O co tu chodzi?!- podniosłem głos i ze złością na niego spojrzałem.
-Will, spokojnie- mruknął. -Wiem gdzie ona jest, jednak musimy omówić ważną kwestie-
-Niby jaką?!- spytałem cały czas mając podniesiony głos.
-Will, ja wiem, że nie wiesz gdzie jest twoja dziewczyna...- przerwałem mu.
-To nie moja dziewczyna- fuknąłem, chociaż bardzo bym chciał tak ją nazwać.
-Teraz to nie jest ważne- odparł. -Chodź do mojego samochodu, wszystko ci wyjaśnię- zaproponował, wiec bez udzielenia odpowiedzi ruszyłem w stronę jego auta.
***
-To wyjaśnij o co tu chodzi- rozkazałem ze wściekłością. Richard prowadził i kierowaliśmy się w znanym mi kierunku, jednak nie miałem pojęcia co to ma związek z zaginięciem Victorii.-Pamiętasz jak kazałem ci wzbudzić zaufanie u Connor'a?- spytał nie pewnie, na co pokiwałem głową. -To od tamtej port chce się zemścić na nas, przez naszą ostatnią akcje- na jego słowa zaniemówiłem.
-Czyli Connor porwał Victorie?- zapytałem czując coraz większą złość płynącą w moich żyłach.
-Tak, tylko jest mały problem- mruknął pod nosem. Spojrzałem w jego stronę.
-Jaki?-
-Taki, że chcą z powrotem naszych pieniędzy, które niby „ukradliśmy"- odparł.
-Ale przecież zabraliśmy pieniądze, które to oni nam zabrali- powiedziałem lekko zmieszany.
-No właśnie. I nie oddadzą nam jej, kiedy nie oddamy pieniędzy- wyjaśnił, przez co miałem wielką ochotę coś zepsuć, aby rozładować swoją agresje.
-Nie oddamy pieniędzy- odparłem. -Victorie odbierzemy w inny sposób-
CZYTASZ
Beautiful love
RomanceOd zawsze nienawidzili siebie, jednak jeden wieczór zmienił wszystko. ❗️Korekta będzie po zakończeniu❗️