39

1.5K 68 5
                                    

Ariel

Letniskowy domek rodziny Yoon strawiły płomienie. Xiao i Alec nie poprzestali jednak na spaleniu tylko tego domu, a także pozostałych, które należały do majętnych koreańskich rodzin. Jedynym, co zostało, było piękne jezioro. Oraz kilka drzew. Pod jednym z nich został pochowany pan Yoon, o czym niebawem mieliśmy zamiar powiedzieć matce Xiao.

Alec prowadził samochód, podczas gdy Xiao siedział ze mną na tylnej kanapie. Mój chłopak, którego nazywanie w ten sposób wciąż było dziwne, obejmował mnie mocno. Podbródek opierał na czubku mojej głowy i głaskał mnie dłońmi po całym ciele, zupełnie jakby w ten sposób chciał zapewnić mi poczucie bezpieczeństwa oraz ciepło, którego w tej chwili tak bardzo potrzebowałam. 

- Najpierw pojedziemy do domu, chagi. Chciałbym, żeby Hyun mógł wrócić do nas, gdy będziesz spokojna. 

Kłóciłabym się z Xiao. Chciałam zobaczyć Hyuna jak najszybciej, jednak rozumiałam, dlaczego mój partner tak się zachowywał. Pragnął, abym najpierw uporządkowała swoje sprawy, żeby nasz syn mógł wrócić do ciepłego, kochającego domu. 

- Kochanie, gniewasz się na mnie? To znaczy wiem, że jesteś zła, ale...

Uniosłam głowę. Spojrzałam Xiao w oczy i lekko się uśmiechnęłam.

- Nie jestem na ciebie zła. Cieszę się, że dla naszego synka chcesz tego, co najlepsze.

- Chagi...

- Wróciłeś po mnie, Xiao - wyszeptałam z emocjami ściskającymi mnie za gardło. Uniosłam dłoń i pogładziłam mężczyznę po policzku. - Tylko to się dla mnie liczy.

- Kiedy pomyślę sobie, co mógł ci zrobić mój ojciec...

- On już nie żyje - odparłam, choć mówienie o tym nie powinno przychodzić mi tak lekko. - Xiao, czy ty zabiłeś go przeze mnie? 

Mężczyzna zamarł. Czułam, jak jego ciało się spięło. Bałam się, że zaraz wybuchnie. Wulkan uczuć, który tak długo w sobie trzymał, w końcu wybuchnie i przyniesie ze sobą mnóstwo szkód. Gdy jednak Xiao chwycił mnie za obie dłonie i przyciągnął je do swoich ust, poczułam, że być może nie będzie tak źle, jak mogłoby się wydawać. Mój porywacz bowiem przycisnął wargi do moich dłoni i przez dłuższy czas patrzył mi w oczy. 

Dawniej unikałam tak bliskich kontaktów z innymi, choć wcale nie miałam wiele możliwości, aby komunikować się z innymi osobami. Rodzice celowo odcięli mnie od świata zewnętrznego, jednak czasami odwiedzali nas partnerzy w interesach. Nazwisko Donnovan było znane w Waszyngtonie i wielu ludzi chciało współpracować z ojcem.

Pewnego dnia do naszego domu przyszedł stosunkowo młody mężczyzna. Miał trzydzieści dwa lata, a na imię miał William. Niesamowicie mi się spodobał. Miał blond włosy i niebieskie oczy. Podczas spotkania ojca z Williamem usługiwałam mężczyznom, serwując im ciasto i kawę. W końcu, po oficjalnej części spotkania, tata rozparł się wygodnie na kanapie i poprosił, abym dotrzymała towarzystwa Williamowi. Mężczyzna nie miał na palcu obrączki, a ja, jak głupia, zaczęłam się do niego przystawiać. Miałam wtedy dziewiętnaście lat. Patrząc na to z perspektywy czasu, William nie był aż tak fascynujący, abym się do niego kleiła jak rzep psiego ogona, ale był pierwszym facetem, który zwrócił na mnie uwagę. Chcąc zrobić na Williamie dobre wrażenie, położyłam niepewnie dłoń na jego udzie, podczas gdy on głaskał mnie po plecach. Mężczyzna popijał alkohol, rozmawiając z tatą o dziwkach. Czułam się wtedy nie na miejscu, ale zwaliłam winę za dziwne zachowanie mężczyzn na spożyty alkohol.

Po tym wydarzeniu nigdy więcej nie zobaczyłam Williama. Kiedy pytałam tatę o to, czy William znowu do nas przyjdzie, ojciec odpowiadał, że zakończył z nim interesy. Było mi przykro, ale to był mój pierwszy intymny dotyk z mężczyzną. Byłam jednak pewna, że William o mnie zapomniał, choć po jego odrzuceniu poczułam, że nie powinnam już dotykać niewinnie mężczyzn, jeśli nie chciałam ich od siebie odtrącić. 

Sinner's HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz