51

1.1K 58 17
                                    

Ariel

Wylądowaliśmy w Waszyngtonie. Serce waliło mi w piersi nierównomiernie. Czułam się tak, jakbym szła na ścięcie, choć to nie ja miałam dzisiaj umrzeć. 

Xiao był przy mnie. Głaskał mnie po plecach, a gdy wsiedliśmy do samochodu, położył dłoń na moim udzie. Był blisko, jakby wiedział, jak bardzo potrzebowałam jego obecności. Byłam w stanie zrobić wszystko, aby nie musieć jechać do rodzinnego domu, ale to było coś, co należało zrobić. Wiedziałam, że nie było szans, aby zrezygnować z tego okropieństwa. 

- Niedaleko twojego domu znajdują się dwa wozy wypełnione ludźmi, którzy nam pomogą. 

Spojrzałam pytająco na mojego chłopaka. Przez ułamek sekundy zobaczyłam wzrok Petera w lusterku wstecznym. Peter Whitehall był facetem, który powitał nas na prywatnym lotnisku. Był dobrym znajomym Xiao, więc mu ufałam. Mężczyzna był cichy, ale czułam, że bacznie nas obserwował. Wiedziałam, że taka była jego praca, ale czułam się z tym trochę niekomfortowo. 

- Jacy to ludzie? Co będą robić? 

Xiao spojrzał na mnie z politowaniem. Objął dłonią mój policzek. Wtuliłam się w jego ciepłą rękę, ciesząc się tym, że dla mnie był w stanie zdobyć się na morderstwo.

- To przyjaciele Petera z pracy - wyznał, na co spojrzałam na Petera, który skinął głową. - Są wyszkolonymi mordercami. Znają najróżniejsze sposoby tortur, ale co najważniejsze, są dla efektywni. Pomogą nam obezwładnić twoich rodziców, kochanie. 

- Mówisz o tym, jakby to było coś normalnego. Zamiast jechać poznać moich rodziców, ty ich zabijesz na dzień dobry.

- Chagi...

Schowałam twarz w dłoniach, pochylając się do przodu. Pokręciłam przecząco głową.

- Przepraszam. Moja mama cię zgwałciła, a ja zachowuję się jak rozwydrzone dziecko.

- Spójrz na mnie.

- Xiao...

- Jestem twoim panem nie tylko w sypialni, skarbie. Pan jest po to, aby opiekować się osobą, którą wziął pod swoje skrzydła. Rozumiem, że chcesz być silna i pewna siebie, żeby pokazać rodzicom, jaka się stałaś, ale nie zawsze musisz być silna. Czasami możesz pozwolić sobie na słabość. Widzę, że nie chcesz przejmować się tym, co się dziś stanie, ale nie musimy udawać. Boisz się. To zrozumiałe. Dzisiaj zniknie ważna część twojego życia. Owszem, twoja matka bardzo mnie skrzywdziła, ale to wciąż twoja mama. Rozumiem, że ją kochasz. 

- Wcale jej nie kocham. 

Zauważyłam, że wjechaliśmy na ulicę, którą doskonale kojarzyłam. Znajdowaliśmy się około dziesięć minut drogi od mojego domu. Domu, który tak właściwie już nie był mój i nigdy nim nie był. To była klatka. Moje małe więzienie, z którego nie miałam prawa się ruszać, aby nie przynieść rodzicom wstydu. 

Powiedziałam Xiao prawdę. Nie kochałam mamy. Taty również nie darzyłam żadnymi szczególnymi uczuciami. Rodzice wyrządzili mi taką krzywdę, której nic nie było w stanie wymazać. Nie dość, że traktowali mnie jak swoją marionetkę, to jeszcze nie powiedzieli mi o swojej przeszłości. 

Kochałam wyobrażenie rodziców, jakie stworzyłam w swojej głowie. Oczami wyobraźni widziałam ich jako dobrych ludzi, którzy naprawdę mnie kochali. Pozwalaliby mi robić, na co miałam ochotę. Mogłabym dokonywać własnych wyborów, niekoniecznie dobrych. Na tym właśnie polegało życie. Człowiek przez cały czas się uczył.

Przełknęłam łzy. Spojrzałam Xiao w oczy i odnalazłam w nich spokój. 

Wiedziałam, że po odejściu rodziców z tego świata, zostanie mi tylko Xiao. Nie mogłam się doczekać życia z nim, jednak strach przed nowym otoczeniem był dojmujący. Wiedziałam, że już nigdy więcej miałam nie porozmawiać z rodzicami. Tata nie miał poprowadzić mnie do ołtarza, a mama nie będzie ze mną, gdy będę wybierać suknię ślubną. To wszystko mnie ominie, ale taka była kolej rzeczy. Może rodzice nie zasługiwali na śmierć, jednak dzięki temu wszyscy mieliby poczuć się bezpiecznie. 

Sinner's HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz