- Witaj, Skye - podeszłam do mojego konia, to silny zwierzak i nigdy mnie nie zawiodła. Zawsze zawiozła tam gdzie chciałam i w takim tempie jakim chciałam. Ufam jej. - Gotowa na przejażdżkę?
Skye jedynie podeszła do mnie na tyle ile pozwalała jej lonża i pokręciła z zadowoleniem głową.
- Już skarbie...ci...wszyscy przygotowują się do kolacji, podczas której matka ma ogłosić moje małżeństwo, a ja z zadowoleniem mam się uśmiechać. Absurd!
Wsiadłam wściekła na Skye i ruszyłyśmy. Standardowo szybko przemierzałyśmy kolejne kilometry mijając wywieszone tarcze. Sięgnęłam za łuk i strzeliłam w sam środek, jak zawsze celnie. Jechałyśmy do momentu aż nie skończyła nam się trasa, więc zboczyłam z wydeptanej ścieżki i ruszyłam pod rzeczkę. Pierwszy raz ją widzę, jest cudowna. Szum wody odbijającej się o krawędzie spadku strumyku. Usiadłam na krawędzi wody, nie zwracając uwagi na suknię. Przymknęłam oczy. Ten dźwięk...był taki spokojny tak uspokajający. Nie wiem dlaczego, ale przysnęłam z głową opartą o brzuch Skye, która ani razu nie odstępowała mnie choćby na krok.
Wiem, że chciało jej się pić, dlatego podniosłam się z jej brzucha i wskazałam głową na strumyk. Od razu powolnym krokiem podeszła do niego i łapczywie brała wodę.
- Chyba cię dzisiaj trochę wymęczyłam... Przepraszam Skye.
Na moje słowa koń podniósł głowę i ochoczo zaczął skakać wokół mnie, pokazując ile ma jeszcze siły.
- Jesteś niesamowita, wiesz?
Skye widocznie ucieszona moim komplementem podeszła do mnie i usiadła obok mnie, pokazując, abym ją pogłaskała.
- Ale z ciebie pieszczota, wiesz? - Uśmiechnęłam się. - Jabłko? - spytałam się jej, na co ona zamachała ogonem.
Sięgnęłam do torby z jabłkami i wyjęłam z niej trzy jabłka, dwa dla Skye i jedno dla mnie.Obie jadłysmy powoli naszą przekąskę, ciesząc się z naszej małej wycieczki.
Mijały dwie godziny, a z przyjemnego październikowego popołudnia nie zostało nic. Ściemniło się do takiego stanu, że było ciemno na całej łączce. Zdecydowanym krokiem ruszyłyśmy ze Skye w stronę jej boksu, żegnając ją buziakiem w pyszczek, a potem sama weszłam do zamku.
To co zobaczyłam bardzo mnie zdziwiło. Był tam mój tata oparty o kulach przy blacie, a obok niego stały moja matka i Rose.
Kiedy tylko przekroczyłam próg wielkiej, obstawionej już przystawkami, jadalni, wzrok wszystkich powędrował w moim kierunku.
- Wszystko w porządku? - Nikt się nie odezwał. - Rose? Ojcze? - spojrzałam na nich niepewnie, po czym westchnęłam. - Matko?
- Ellie, gdzie byłaś? Martwiliśmy się... - powiedziała Rose. W jej głosie wyczułam troskę...
- Przecież mówiłam, że jadę się przejechać. - Nie rozumiałam ich.
- Mówiłaś o godzinie, a wróciłaś po trzech! - Krzyknęła królowa, dla której najważniejsze było, abym dobrze się prezentowała podczas kolacji.
- Czas tak szybko leciał...nie zauważyłam nawet kiedy upłynął.
- A twoja suknia? Czemu jest z tyłu brudna?
- Ja... - muszę coś wymyśleć...przecież nie powiem, że znalazłam piękną rzekę, bo w bardzo szybki sposób przerobią ją na staw. Tak jak z innymi rzekami. - Spadłam ze Skye. Moja wina. Nie zauważyłam deski leżącej na przeciwko nas i gwałtownie zahamowała.
- Tyle razy uczyliśmy ją, żeby tak gwałtownie nie hamowała! - Powiedziała wściekła matka, ponieważ była to suknia, w której miałam iść na bankiet. - Przez te twoje wycieczki, stała się strasznie rozbrykana. Zachowuje się jak źrebak, a nie jak dorosły koń! Powinien ją specjalista wychować!
- Nie ma mowy! Nie zrobicie jej tego! - powiedziałam zła. Wiem jak wygląda w zamku wychowywanie koni. Bicie. Sprawianie zwierzakom bólu, tak aby się oduczył.
- Ellie... - powiedziała delikatnie Rose.
- Nie, Rose... Wiesz, jak wygląda wychowanie zwierząt tutaj...nie pozwolę skrzywdzić Skye... - mówiłam przez płacz.
- Oj, Ellie... - ,,Mama" wzięła mnie w ramiona i mocno przytuliła. Głaskała mnie po plecach, rysując na nich nieznajome mi szlaczki. Wie, co mnie uspokaja. Zna mnie jak nikt inny.
Byłam zła. Nie mogą skrzywdzić Skye. Mimo że uważają ją za dorosłego konia, to z pola widzenia biologów to jeszcze źrebak! Nie raz mówili królowej, że nie jest jeszcze gotowa fizycznie do stania się dorosłym koniem, a co za tym idzie wyruszaniem w dalsze wyprawy. Ja to widzę. Widzę jak szybko się męczy. Ponadto Skye jest mądrym koniem i niezwykle obdarzona empatią. Mam wrażenie, że wszystko to co jej powiem ona to wysłucha i mimo, że nie potrafi mówić to postara się sprawić, abym była szczęśliwa. Co jej się udaje. Dzięki naszym wycieczkom.
Idę do swojej komnaty tą samą żmudną trasą co zawsze. Musiałam przejść przez zadaszoną część dworu. Zamek jest w kształcie litery ,,O". Sam środek był pusty jakby na podwórku, tam też znajduje się stadnina. Król i królowa zadbali, aby bliżej części mieszkalnej dworu było ciepło. Ściany są szczelnie ogrzewane a część pomiędzy zadaszoną częścią podwórka a tą dla koni, oddzielono przezroczystą ścianką trzymającą ciepło. Matka zadbała o komfort podczas przechodzenia z jednej części dworu do drugiej, gdzie nie będzie możliwe, aby obejść przez część mieszkalną. Jestem im wdzięczna za to, bo to oznacza że nawet w zimę mogę przyjść do boksu Skye i się z nią przywitać.
Kiedyś ten budynek wyglądał inaczej, Jeszcze za czasów dzieciństwa mojego ojca. Babcia Marry i dziadek Henry, czyli rodzice taty, podczas budowy zamku skupili się na oddzieleniu części rodzinnej od tej biznesowej. Tak naprawdę wtedy dwór dzielił się na trzy budynki. Największy sektor był ten dla rodziny królewskiej, czyli miejscem najmniej uroczyste, najmniej w stylu królewskim. W tamtej części rodzina królewska nie musiała nosić uroczystych sukni. To była sfera zamknięta, do której mogła wchodzić jedynie służba. Druga część była ogromna. Pierwsze piętro składało się z ogromnego pokoju z wielkimi szerokimi schodami, kierującymi się w górę, gdzie były łazienki i mniejsze pomieszczenia do indywidualnych rozmów. Trzeci najdalszy budynek był dla służby. Aktualnie matka z ojcem skupili się na równowadze między różnymi stanowiskami. Nieważne czy to był ktoś z rodziny królewskiej czy służba, każdy mieszkal w jednym budynku. Jedynie służba miała jeden pokój z dziesięcioma łóżkami, bo tyle jest osób. Z wyjątkiem Rose, którą wszyscy traktują za rodzinę i ona dowodzi resztą służby. Układa harmonogramy pracy, jak trzeba to kogoś postawi do pionu. Wujek Richard nie poparł ich decyzji. Długo wykłócał się z dawną parą królewską - swoimi rodzicami - o tron.
Według niego to on powinien zasiąść, przejąć panowanie.Smutno leżałam na łożu i patrzyłam bez emocji w sufit. Aktualnie nie obchodziło mnie, że dół sukni był brudny od błota. Teraz najważniejsza jest Skye.
Leżałam tak do czasu aż przyszła Rose.
~~~~~~~
Trzecia część ,,Ukrywać emocje"! Jak Wam się podoba? Coś zmienić? Macie jakieś preferencje co do zachowań bohaterów? Macie już jakiś swoich ulubieńców? Wiem że nie jest ich dużo bo zaledwie szóstka:Ellie Griswold - główna bohaterka
Hope Griswold- siostra Ellie
Królowa - matka Ellie i Hope
Król Arthur- ojciec Ellie i Hope
Rose (właściwie Rosegoth)- opiekunka Ellie, często nazywana przez nią ,,mamą"
Alexy Menchester - przyszły Król i mąż EllieMyślę, jednak że bohaterzy mają tak zróżnicowane charaktery, że łatwo jest zdecydować.
CZYTASZ
Ukrywać emocje
Roman d'amourOkładka: Beata Rosłan - strona autorska Życie na zamku nie jest łatwe. Mimo że mieszkasz jak księżniczka i można powiedzieć, że masz wszystko, zarazem nie masz nic. Ciągłe przybieranie masek pełnych sztucznych uśmiechów, bo przecież przyszła królowa...