Śmierć I Łzy

566 72 39
                                    

-Głupia dziwka, mnie się nie pozbędziesz tak łatwo — powiedziała, po chwili wstając, a ja się przeraziłem, widząc jej twarz całą we krwi. Byłem zbyt słaby, bo coraz więcej krwi ze mnie leciało, ale nie poddam się tak łatwo, bo muszę chronić dzieci i siebie.

-A już myślałem — mruknąłem, widząc wystający krawat z szafki, więc szybko go wziąłem, na co zaśmiała się cicho, widząc moja broń. Nie miałem czasu podnosić pucharu, który i tak rozwalił się, bo był z plastiku.

-Co ty chcesz mi tym zrobić? Zabije cię i te bękarty, które masz w sobie. Wtedy na pewno będę żyć spokojnie z myślą, że ciebie się pozbyłam — warknęła dość głośno, biorąc nóż i biegnąc do mnie, a mnie na dosłownie chwilę zamurowało. Skąd ona o tym wiedziała do cholery jasnej!

Nie uniknąłem jej ciosu znów w to samo miejsce, na co rozpłakałem się z bólu. Zacisnąłem zęby z całej siły, odpychając ją i przekładając krawat do szyi, zaciskając go tak mocno, jak tylko mogłem. Powaliła mnie na podłogę, wierzgając się i piszcząc oraz drapiąc moje ręce i twarz. Widziałem jak chciała złapać nóż, ale nogą go kopnąłem, mocniej zaciskając krawat na jej szyi, aż jej twarz stała się fioletowa.

Sam nie wiem ile tak trzymałem, ale na pewno dość długo, bo ciało dziewczyny stawało się blade i nie biło od niej ciepło. Puściłem krawat i momentalnie się rozpłakałem z tego, że zabiłem kogoś, wręcz czułem się winny, że to wszystko moja wina. Spojrzałem na drzwi, które zostały wręcz wyważone przez Mitsuki która w ręce miała siekierę. A widząc mnie i martwą Toge widziałem na jej ustach delikatny uśmiech.

-Jebana suka chciała cię zabić, to w takim razie gdzie Bakugou? Nic ci nie jest Iuzku? O mój Boże ty krwawisz do cholery jasnej! Jedziemy do szpitala w tym mom...

-Ja ją zabiłem, ja zabi...

-A nie przejmuj się nią, należało jej się to, zobacz co ona zrobiła z twoim życiem Iuzku. Teraz musimy znaleźć tego sukinsyna i mu nagadać, bo ja sama zaraz nie wytrzyma, ale najpierw muszę cię opatrzeć. Oby nic się nie stało dzieciom, moje kochane wnu...Kurwa mac!

Mitsuki upadła na ziemię trzymając się za brzuch, z którego zaczęła lecieć dość duża ilość krwi. Trzymała się mocno za brzuch i spoglądając na mnie, a raczej za mną, odwróciłem się widząc nikogo innego niż Dabiego, który uśmiechał się do mnie, trzymając dość duży pistolet wycelowany w Mitsuki.

-Cześć kochanie stęskniłeś się za swoim tatusiem? Bo tatuś bardzo się stęsknił za swoją małą dziwką — powiedział, odpalając papierosa i śmiejąc się cicho. Co tu się odwala! Przecież on umarł z tego, co mi mówiła Mitsuki, jak i Bakugou, bo sami go zabili.

-Ty jebany parszywcu, nawet nie próbuj się zbliżać do Iuzku, bo cię zabije! - krzyknęła Mitsuki wyciągając pistolet w torebki i mierząc z podłogi do Dabiego który zaśmiał się cicho — mimo że nie czuje swojego dołu, moja góra jest sprawna. Gdzie ten nieudacznik pieprzony! 

-Mówisz o Bakugou? On raczej już nie kontaktuję z rzeczywistością. Jest tak zmanipulowany przez wywar, który podawała mu Toga, że robi to, co mu ktoś karze. Mniejsza z tym, nie mam czasu na pierdoły ty Iuzku idziesz ze mną a ty leż i umieraj w męczarniach. 

Złapał mnie za rękę, podnosząc mnie i przerzucając mnie przez ramię, coś mrucząc. Byłem w takim szoku, że nie wiedziałem, co mam robić teraz czy bronić się, czy uciekać. Jedynie słyszałem krzyki Mitsuki, która wręcz wydzierała się i płakała szczelając do Dabiego. Podniosłem wzrok po dość głośnym huku i widząc Mitsuki, która leży patrząc się na mnie nieobecnym wzrokiem, a krew wypływała jej z ust i z dziury obok serca. 

Potem nawet nie wiem, co się działo, bo zemdlałem ze zbyt dużego stresu. 

******

-Co ty mu zrobiłeś! - krzyknąłem głośno widząc Izuku całego we krwi aż poczułem ogromny gniew na Dabiego i Kaia. 

-Nie histeryzuj tak, to tylko nic niewarta dziwka, jest takich jak on pełno na świecie. Znajdziesz sobie kogoś znacznie lepszego — powiedział, uśmiechając się do mnie, na co wręcz Poczułem, jak puszczają mi nerwy po tym, co dalej powiedział — No to co? Przelecimy go teraz, póki jest nieprzytomny? Ja pierwszy, bo nie lubię po kimś.

Nie wiele myśląc, uderzyłem go z pięść w twarz tak, że aż poleciał na ścianę, odbijając się od niej. Spojrzał na mnie, a krew leciała mu z usta, jak i z nosa, na co prychnął, spoglądając na mnie. Byłem wręcz wściekły na to, jak on mógł tak potraktować i powiedzieć tak o Izuku. Nawet przez myśl by mi nie przyszło tak mówić o tak pięknej i cudownej Omedze.

-Jeszcze raz go tak nazwiesz, a obiecuje ci, że cię zabije. Nie będzie mnie obchodzić to, co Kai ze mną zrobi, bo nie pozwolę, byś tak obrażał tej Omegi! - warknąłem dość głośno a Dabi delikatnie się uśmiechnął, wycierając krew z nosa i odpalając papierosa.

-A więc to on ci się podoba? - spytał, na co nic nie odpowiedziałem, a jedynie odwróciłem się do niego plecami, poprawiając ciało Iuzku. Widocznie zemdlał, przez co czułem, wręcz jak moje serce boli, na ten okropny widok. Wziąłem kilka bandaży i wodę utlenioną z szafki starając się opatrzeć jego rany.

Dabi coś jeszcze mówił, ale ja go nie słuchałem, byłem skupiony na tym, by zszyć jego rany i opatrzeć go dokładnie. Nawet nie poczułem, kiedy kilka łez wypłynęło mi z oka i poleciały na twarz Izuku, która swoją drogą była przepiękna. Zagryzłem wargę, delikatnie całując jego czoło i po zrobionym opatrunku przykryłem go kocem. Uprzednio również zrobiłem mu coś do jedzenia i picia, by nie był głodny i spragniony. Miejmy tylko nadzieję, że nie będzie na mnie zły za to, że pomagam Kaiowi i Dabiemy w tym wszystkim. 

Do następnego :)

Niania II | BakuDeku • TodoDekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz