Właściwe tory

432 47 32
                                    

Nie można tak ciągle liczyć na kogoś, że ten ktoś za ciebie zrobi wszystko, że weźmie za rączkę, poprowadzi na gotowe. Ty sam musisz w siebie wierzyć, sam próbować, nie oglądać się ciągle na innych. A że trzeba czasami zacisnąć zęby, no, to takie już jest życie. Samo nic nie przychodzi, wszystko trzeba zdobywać.

 

 

Musisz w końcu wyjść. Moja moc słabnie, udawanie ciebie przez tak długi czas odbija się na mojej sile. 

Głos Kuramy przebija się przez szum morskich fal. Dociera do mnie powoli i przypomina, że naprawdę długo tutaj jestem. Otoczony tym fikcyjnym krajobrazem, który jeszcze mi się nie znudził.

Zagryzam policzki. Wiem, że moje wakacje na tej zmyślonej plaży muszą dobiec końca. Kurama pomógł mi w niesamowity sposób, ale dalsze życie w tym kłamstwie do niczego nie prowadzi. Świat nie stoi w miejscu, ja też nie mogę.

— Dasz mi jeszcze dzień? Jutro obudzę się w Liściu, nie na tej plaży — proszę i obiecuję, na co Lis wzdycha, ale zgadza się.

Pocieram ramiona. Sam już nie wiem, ile tutaj jestem. Zaskakujące, że ten widok jeszcze mi się nie przejadł. Może tak powinienem żyć? Opuścić wioskę, znaleźć kawałek wolnej ziemi gdzieś nad morzem i spędzać każdy dzień w słońcu. Może to jest moje prawdziwe marzenie, o którym wcześniej nie wiedziałem?

Jednego jestem pewien. Nie mogę dłużej uciekać przed życiem, które czeka na mnie poza moim własnym umysłem.

Wystarczy tego.

   ✨


Powrót do rzeczywistości przypomina zderzenie z cegłą. Takie nieprzyjemne, kiedy ta cegła uderza nagle w twarz a człowiek w ogóle jej wcześniej nie zauważył, przez co potrzebuje chwilę, żeby w ogóle ogarnąć, co się stało. Tak też wyglądał poranek, kiedy po raz pierwszy od dawna, obudziłem się w moim średnio wygodnym łóżku, a nie na ciepłej plaży, skąpanej w słońcu. Z jękiem zauważyłem, że za oknem nadal panuje sroga zima a Kurama musiał oszczędzać na ogrzewaniu (co ja się dziwię, jak on nie czuje za bardzo zimna), bo pomimo dwóch kołder nie mogłem się rozgrzać. Przyglądałem się pomieszczeniu. Czyste, trochę zmienione z racji na nowego lokatora. Pojawiło się więcej ksiąg, sporo ziół a w kuchni Lis zawiesił suszone papryki nad blatem. Po skończeniu obserwacji otoczenia, wbiłem spojrzenie w okno. Śnieg sypał grubymi płatkami zbierając się na parapecie i powoli zasłaniając widok zza okna. Chyba nigdy nie mieliśmy tak długiej zimy w Liściu. Czy to normalne?

Dość koślawo i niezdarnie, wziąłem gorący prysznic. Spędziłem w kabinie sporo czasu, czując się okropnie dziwnie. Znowu poruszałem własnym ciałem, znowu byłem w mieszkaniu, które po wybuchowej babci Kurama musiał doprowadzić do porządku, bo nie nosi żadnych śladów mojego nieszczęśliwego wypadku.

Śniadanie okazało się podarunkiem. Chociaż przebywając w swoim umyśle nie czułem głodu, to czasami marzyło mi się zjedzenie czegoś, co nie będzie jedynie wyobrażeniem. Jajecznica nigdy nie smakowała tak dobrze, jak dzisiaj. Jakbym odkrył ją na nowo. Nastroiło mnie to pozytywnie, dało do myślenia, że może na tym muszę się teraz skupić : na poszukiwaniu wszystkiego, co da mi jak najwięcej radości. Tak długo zamykałem się na dbanie o siebie, że sam sobie pozwoliłem, aby zamienić się w słabeusza, który na złamane serce reaguje ucieczką.

A potem zacząłem ryczeć. Nagle uderzyła we mnie pustka. Nagle, to od czego tak uciekałem, przygniotło mnie i nie chciało odpuścić. Płakałem długo, aż nie mogłem już wyprodukować kolejnych łez. Po podłodze walały się zużyte chusteczki, Kurama coś tam mamrotał, że nie daję mu spokoju a sąsiadka z góry w końcu zaczęła uderzać w sufit, żebym się zamknął. Kusiło mnie, aby zawinąć się w kołdrę i już nie wychodzić, ale doskonale wiedziałem, że to nie jest rozwiązanie. Odpaliłem ogrzewanie na maksa, z obrazem zamazanym od nadmiaru łez ogarnąłem podłogę i czując, że na serio muszę wziąć się w garść, doprowadziłem siebie do porządku. Trzeba było zmierzyć się z rzeczywistością.

Gwiezdny Pył🌟 | SasuNaruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz