41.

87 3 4
                                    

Pov. Nagito Komaeda

Weszłem do szpitala i od razu stwierdziłem, że przyjście tu nie było dobrym pomysłem. Od razu złapali mnie i gdzieś zaczęli prowadzić. Kazali zadzwonić po Hajime, a ja miałem to totalnie w dupie. Nie chcę z nim rozmawiać.

-Gdzie byłeś- spytała moja opiekunka. Nie odpowiedziałem.

-Nagito- powiedziała spokojnie chociaż wiedziałem, że wcale spokojna nie jest.

-W paru miejscach... W szkole... Na dachu szkolnym, bo chciałem skoczyć... Ale zrezygnowałem, bo uznałem to za nudne... Potem porwał mnie mój ojciec... Zerwałem z Hajime...- powiedziałem.

-Dlaczego z nim zerwałeś? Wyglądaliście na szczęśliwych- powiedziała.

-Krzywdzę go... Każda chwilą na tym świecie z nim go krzywdzi... Nie chcę żeby się tak czuł... Wolę żeby kochał kogoś szczęśliwe niż cierpiał że mną...- powiedziałem.

-Musisz do niego wrócić! Przecież to widać, że on cierpi jak nie ma cię przy sobie- powiedział.

-Ja nie chcę go krzywdzić... Jest dla mnie ważny ale ja nie mogę go wogóle widywać... Jak pozwolę mu żeby mnie widział... Żeby mógł ze mną rozmawiać... To on będzie cierpiał... Chcę żeby był szczęśliwy... Ale żeby nie musiał widzieć jak powoli znikam- powiedziałem sam nie rozumiejąc swoich słów. Rzuciłem się na swoję łóżko i wtuliłem się w miękką poduszkę.

-Zadzwonić do niego- spytała.

-Nie... Nie chcę go nawet widzieć- skłamałem. Szczerze mówiąc chciałem go zobaczyć ale powiedziałem to co powiedziałem i nie chciałem się przyznawać do kłamstwa. Mój honor by został zraniona. Chociaż czy ja mam jakikolwiek honor. Zrobiłbym wszystko wystarczyłoby mnie poprosić. Zostanę sługą za darmo. Dla zwykłej przyjemności. Zrobię wszystko by moje życie należało do kogoś. Sam nie umiem nim zarządzać więc zrobię wszystko żeby inni mną zarządzali. Po chwili wstałem i usłyszałem znowu strzelanie w kręgosłupie. Trochę mnie to zabolało ale bez żadnych problemów się wyprostowałem. Jak znaleźć sobie pana w jak najszybszy sposób? Najlepiej by było gdyby był to Hajime. Ale on nigdy by się na to nie zgodził. Chociaż może. Nie. Nie ma mowy, że się na to by zgodził. Wtedy usłyszałem krzyki z korytarza. Po chwili ktoś wbiegł do sali.

-Idźcie do wyjścia! Pali się- krzyknął jakiś gościu i wybiegł. Ja na początku nie chciałem ale po chwili postanowiłem jednak wyjść. Szedłem piętrami bez zbędnego spieszenia się. Wiedziałem, że nie mogę biegać i jakoś mi to nie przeszkadzało. Budynek był pusty, a ja widziałem tylko płonących żywcem ludzi. Jednak totalnie to olewałem. Po chwili wyszedłem z płonącego budynku. Przed budynkiem stała jakaś piątka dzieciaków. Jedna dziewczyna siedziała na wózku. Ja postanowiłem. Może to oni podpalili ten budynek. Jak tak to będę ich sługą. Zrobię wszystko co mi powiedzą. Podeszłem do nich i jak byłem wystarczająco blisko przyklęknąłem na jedno kolano. Poczułem krew w ustach ale nie przejąłem się tym. Jednak mój słaby organizm momentalnie stracił siły, a ja straciłem przytomność.

|time skip|

Otworzyłem oczy i usiadłem. Nie znałem tego miejsca. Uśmiechnąłem się. Nikogo nie było obok. Wstałem i lekko się chwiejąc podeszłem do drzwi. Były zamknięte.

-No to pora na mały Escape Room- powiedziałem i się zaśmiałem. Zacząłem uważnie przeszukiwać wszystkie szafki. Na początku myślałem, że naprawdę to jest jakiś Escape Room ale po jakimś czasie nic nie dało się już zrobić. Więc położyłem się na łóżku i patrzyłem w sufit.

|time skip|

Drzwi się otworzyły, a ja siedziałem i starałem się czymś zająć. W drzwiach stał jakiś niebiesko włosy chłopak.

-Szczerze mówiąc nie obchodzi mnie czy chcecie mnie zabić lub coś takiego... Czy macie moje tabletki- spytałem wprost.

-Te, które miałeś w kieszenie są w dobrze ukrytym miejscu... Nie wiedzieliśmy co to ale jak widzę są ci potrzebne- powiedział.

-Ale za te tabletki uznamy cię za naszego sługę- powiedział. Ja wstałem i przed nim uklękłem.

-Do usług panie- powiedziałem.

-Tylko wiecie, że jeśli nie przejdę operacji to długo służyć wam nie będę- powiedziałem dalej się uśmiechając.

-Jak niby operacja- spytał.

-Jestem chory... Te tabletki utrzymują mnie przy życiu... I szczerze mówiąc wolałbym już to życie zakończyć- powiedziałem. Po chwili wstałem i idąc za nim poszedłem w nieznanym mi kierunku. Po chwili miałem przed sobą te same dzieciaki co wcześniej.

-Siemka- powiedziałem ale po chwili zostałem przewalony i przyciśniety do ziemi. Osobą, która to zrobiła był rudy chłopak. Leżałem teraz przed nimi nie mogąc się ruszyć, bo jednak nie mam kompletnie siły.

-Jak mam wam służyć to potrzebuje tych tabletek, które mi zabraliście- powiedziałem.

-Co to za tabletki- spytała zielono włosa dziewczyna wciągając je nawet nie wiem skąd.

-Jestem chory... Mogę umrzeć jak ich nie wezmę... Poza tym powinienem przejść operację, która powinna uratować mi życie- powiedziałem. Tamten chłopak chyba zauważył, że dla nikogo poza sobą nie jestem zagrożeniem i mnie póścił.

-Dziękuje- powiedziałem i się uśmiechnąłem.

-Czyli musisz je mieć przy sobie- spytała.

-Tak... Inaczej mogę znowu stracić przytomność- powiedziałem.

-Masz- powiedziała i rzuciła w moją stronę opakowaniem. Wziąłem je i włożyłem do kieszeni.

-Macie jakieś specjalne życzenia co do mojego ubioru- spytałem wstając.

-Przydałoby się żebyś zaczął wyglądać jak człowiek- powiedziała.

-Kotoko! Daj mu jakieś ubrania- krzyknęła.

|time skip|

Strasznie to niewygodne. Mam na sobie sweter, a na nim skórzaną kurtkę. Dżinsowe spodnie i łańcuch, który strasznie dusi ale kazali mi się tak ubrać więc nie mogę się sprzeciwić. Nawet jak każdy z nich ma po dwanaście lat teraz jestem ich sługą. Usiadłem na kolanach na podłodze, a oni zaczęli coś między sobą rozmawiać. Nie wtrącałem się, bo po co. To nie moja sprawa co planują.

-Jak ty w ogóle masz na imię- spytał niebiesko włosy chłopak.

-Nagito Komaeda. Miło was poznać mimo, że nie znam waszych imion- powiedziałem starając się uzyskać tą wiadomość.

-Jestem Masaru Daimon dowódca Wojowników Nadziei! Nagisa Shingetsu, Jataro Kemuri, Kotoko Utsugi i Monaca Towa- krzyknął rudy chłopak wskazując na osoby, które posiadały dane imiona.

-A teraz twój pierwszy rozkaz! Upiecz nam ciasteczka- krzyknał.

-Potrzebuję do tego kuchni i składników... Gdzie mogę je znaleźć- spytałem.

-Nagisa pokaż mu- krzyknął.

-Nie rozkazuj mi- powiedział. Ja wstałem i się wyprostowałem. Po chwili poszedł w nieznanym mi kierunku, a ja za nim. Po chwili byłem w kuchni.

-Zajmij się pieczeniem, a ja se idę- powiedział. Ja skinąłem głową i zacząłem piec ciastka. Mam nadzieję, że im posmakują.
-----------------------------
Mam nadzieję, że wam się spodobało.
Dziękuję za przeczytanie.
To się rozpędziłam z pisaniem.
Łącznie z tym 1024 słów.

~Bajo~

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 16, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Komahina |Pomóż mi|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz