19 - "Aberian Horton"

4K 185 20
                                    

Kolejne dni odbywały się jakbym grała w filmie akcji. Zawsze coś się działo. I nie zawsze to było dobre. Więcej czasu też siedziałam z Henrym chadzając w czasie przerw po dziedzińcu i siedząc w bibliotece nad kolejnymi ciekawymi biografiami. Jak również musiałam go chronić przed "przypadkowymi" zamachami na jego osobę. A z każdym kolejnym było coraz gorzej. Czułam jednak nutkę satysfakcji i to sprawiało, że jeszcze bardziej zaczęliśmy się zbliżać do siebie. Komuś się to nie podobało.

Siedziałam na korytarzu przeglądając książki i robiąc notatki. Zbliżały się jedne z egzaminów semestralnych. Nadal mój smoczy temperament walczył z trzygłową hydrą. Nieskromnie mówiąc - Wygrywając.

Jest moim jedynym konkurentem. Inni nawet nie próbują się wychylać w naszej "Zimnej wojnie". Wszyscy już jednak wiedzą, że jest jakieś napięcie między mną, a nim. Między człowiekiem, a księciem. Chociaż nadal staram się go unikać jak tylko się da. Powoli zbliża się Święto Krwawego Księżyca.

Usłyszeliśmy krzyki. Spojrzałam na Verine i obie poderwaliśmy się z miejsca. Pobiegliśmy korytarzem i wybiegliśmy na trawnik środkowego dziedzińca gdzie zebrała się grupka uczniów. Rozejrzałam się i zamarłam. Zasłoniłam usta dłonią patrząc na ten makabryczny obrazek. Henry wisiał na szkolnym murze obwiązany srebrnym łańcuchem i cały we krwi. Zupełnie jak w jednej z biografii gdzie właśnie tak przetrzymywany przez dwa dni w słońcu i dwie noce spokoju był Horton. Co to za popaprana szkoła, że takie rzeczy w ogóle się dzieją!

Gorszy jednak był napis:

"Nadal jestem dla ciebie przystojny, Gianny?"

Mój strach jednak się ulotnił zmieniając się w gniew, bo znam to niezdarnie podrobione pismo. Jednak znałam jego właściciela przez wyraźne zakreślone G przy moim imieniu. I tylko jedna osoba mogła sobie pozwolić na takie zuchwalstwo.

Zacisnęłam mocno szczękę i się rozejrzałam. Wtedy go zauważyłam. A konkretnie złote oczy ukryte w ciemności. Czy on do reszty powariował?

Wbiegłam do zamku i po kręconych schodach na drugą kondygnacje wybiegając na zewnętrzny korytarz.

- Tyyy.. - Wskazałam go palcem. Obrócił się w moją stronę z szerokim uśmiechem.

- Słucham, Quinn? - spytał niewinne.

- Co to ma być. - Podeszłam do niego bliżej. Palcem jednej dłoni szturchnęłam go w pierś, drugą zaś wskazałam na dziedziniec.

- Nie wiem o co ci chodzi. - Wzruszył ramionami.

- To twoja sprawka.

- Uważaj na słowa. Oskarżasz księcia.

- To pokaż dłonie. - powiedziałam przechylając głowę w bok.

Zanim zdołał się wykręcić, czy zaprzeczyć, wzięłam jego ręce odwracając je środkiem do góry. Były mocno zaróżowione. Podniosłam wzrok patrząc w jego świecące oczy i zacisnęłam usta w cienką linię, kiedy na jego wpłynął szeroki uśmiech.

- Byłeś na tyle głupi, żeby nie założyć rękawiczek? - skarciłam go. Nawet nie wiem dlaczego się o niego martwiłam.

- Nie dziękuj, Quinn. - powiedział dumnie.

- Nie dziękuję ci! - wrzasnęłam.

- A powinnaś. Uratowałem cię od tego frajera. - prychnął.

- Jedynym frajerem jakiego znam jesteś ty. - warknęłam szturchając go palcem w pierś. Złapał mnie za nadgarstek przez co zamarłam.

- To w moim obowiązku chronić córkę ulubionego Lorda królowej.

- Ty nie musisz mnie bronić. Sama potrafię to zrobić. Widzisz, jestem człowiekiem w szkole pełnej wampirów i nadal żyje!

- Wyglądasz seksownie, kiedy się złościsz. - mruknął. - Twój puls jest wtedy taki melodyjny.

Ten gość ma rozdwojenie jaźni! Ja nie wiem jaki on ma w tym interes żeby uprzykrzać życie mi i swojemu kuzynowi. Coraz bardziej mnie wkurza.

- Odczep się ode mnie. - wyrwałam się i od niego odeszłam. - I on nadal jest przystojny! - dodałam.

- Ciesz się, że nie skończył jak Aberian Horton! - krzyknął jeszcze.

Zbieglam na dół i podeszłam do Henrego. Nadal był przywiązany, bo nikt nie odważył się dotknąć srebra. Ściągnęłam go i zmarnowany oparł się na moim ciele plamiąc moją białą koszulę od mundurka krwią.

- Znowu mnie ratujesz, kwiatuszku. - Zaśmiał się chrypliwie.

- Bo to moja wina i wiem przez kogo. - Przewróciłam oczami i spojrzałam w górę. - Idziemy do pielęgniarki.

Kiedy już nie było przy nim srebra, które wywołało już reakcje alergiczną, dwóch chłopaków pomogło mi go zabrać. Wlekli się za mną, kiedy przodem prowadziłam ich do gabinetu pielęgniarki. Zapukałam i po otrzymaniu zaproszenia otworzyłam drzwi przepuszczając ich przodem.

- Co was tu.. co się stało?! - Spojrzała na nas wszystkich.

- Nic ma'am - powiedział Henry. - Bójka o kobietę. - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się flirciarko. Przewróciłam oczami i założyłam ręce na piersi.

- Srebro ma'am. - wyjaśniłam.

- Usiądź. - powiedziała do Henrego. Dwóch chłopaków pomogło mu usiąść i machnął, że mogą iść. Uśmiechnęłam się do nich z wdzięcznością i wyszli.

Pielęgniarka otworzyła szafkę z medykamentami i wyciągnęła jedną z fiolek i strzykawkę.

- Potrzymasz mnie za rękę, Quinn? - spytał słodko Henry.

- Jesteś żałosny, Jalexon. - zaśmiałam się z niego, ale podeszłam i wystawiłam do niego rękę. - Taki duży wampir, a boi się małej igły? To ja jestem człowiekiem. - powiedziałam rozbawiona, a pielęgniarka prychnęła wbijając mu igłę w ramię.

- Nie boje się. - odpowiedział. - Ale chciałem cię potrzymać za rękę. - Podniósł moją dłoń i złożył pocałunek na jej wierzchu.

- No dobrze îndrăgostiți*. Po wszystkim. Możecie iść. Antyalergen niedługo powinien zadziałać. - Spojrzała na mnie. - Ty się dobrze czujesz?

- Hmm? - Zmarszyłam brwi. Popatrzyłam na siebie przypominając sobie o krwi. - A nie. To tego dużego dzieciaka. Mi nic nie jest, ma'am.

- W takim razie idźcie. Pewnie macie lekcje.

Kiwnęłam głową i pociągnęłam Henrego żeby wstał. Pożegnaliśmy pielęgniarkę i spóźnieni skierowaliśmy się do sali na lekcje.

- Wiesz - odezwał się, kiedy byliśmy blisko sali. - Niedługo jest Bal Czerwonego Śniegu i pomyślałem..

- Tak, pójdę z tobą. - powiedziałam widząc, że się stresuje i otwierając drzwi do sali. Miałam całkiem nadzieję, że mnie zaprosi.

Mój uśmiech od razu zniknął widząc chłodną minę nauczyciela. Byle tylko uspokoić serce.

- Proszę wybaczyć, sir - zaczął Henry. - Byłem pilnie u pielęgniarki i panna Quinn mi pomagała z dobrego serca. Jeśli kogoś ma pan karać to tylko mnie, sir.

No czy on nie jest słodki?

Spojrzałam na niego uśmiechając się. Nauczyciel spojrzał na nas oceniającym wzrokiem. Coś pojawiło się w jego Rubinowych oczach, kiedy widział na mojej białej koszuli równie rubinowe smugi.

- Już proszę nic nie mówić, tylko siadać. - rzucił nauczyciel odwracając się do tablicy.

- Oczywiście, sir. - powiedziałam.

Puściłam w końcu Henrego i usiadłam na swoje miejsce czując na sobie czyjś wzrok. Nawet nie musiałam się rozglądać. Bo był to jedyny złoty wzrok w tej sali przez co nie mogłam przestać się uśmiechać.

___

* îndrăgostiți (rum.) - zakochani.

Randalyn: Więź Krwi ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz