34 - "Głupia śmiertelniczka"

4.1K 210 42
                                    

Obudziłam się, kiedy na zewnątrz słońce już mocno świeciło nawet przez zasłonięte zasłony. Poruszyłam zdrętwiałymi kończynami i zamarłam. Rozejrzałam się, aż mój wzrok padł na ciało wtulone we mnie. Orion nadal spał obejmując mnie ramieniem. Z lekko rozchylonymi ustami i ciemnymi włosami opadającymi mu na brwi. Jego wersja w nieładzie, kiedy jako książę zawsze wygląda nienagannie, teraz wygląda po prostu zjawiskowo.

- Orion. - szepnęłam cicho. Zacisnął mocno powieki, otworzył je i zamrugał kilka razy po czym spojrzał w moją stronę. Serce mi się rozpuściło, kiedy obdarzył mnie ogromnym rozmarzonym uśmiechem.

- To sen? - spytał zachrypłym głosem i pocierał dłonią moje ramię.

- Koszmar. Muszę jechać do domu się przebrać i jechać do Akademii.

- To naprawdę koszmar. - wzdycha i zakrywa sobie oczy wolnym przedramieniem na co cicho chichocze. - Poczekaj. Przygotuje się i pojedziemy.

- Nie musisz. - mówię, kiedy chłopak wstaje z kanapy. Kręcę głową i trę pięścią oko.

- Czekaj tu. - Machnął ręką i skierował się, chyba, do łazienki.

Westchnęłam zrezygnowana i przymknęłam oczy opierając się o oparcie kanapy. Prawdziwy książę. Tylko rozkazy i rozkazy.

- Kiedyś cię zabije. - szepnęłam i usłyszałam jego chichot, kiedy przechodził do drugiego pomieszczenia na co delikatnie się uśmiechnęłam.

Kiedy był gotowy wyszliśmy z pałacu i pojechaliśmy do mojego domu. Patrząc na ten budynek serce mi się ścisnęło. Czy ja naprawdę mogę nazwać go domem? Westchnęłam i weszłam do środka. Od razu w moją stronę skierowało się pełno oczu. Uśmiechnęłam się do nich łagodnie, żeby dać im znak, że wszystko dobrze. Weszłam na górę do swojego pokoju i przygotowałam się próbując pamiętać o wszystkim co miałam. Było to dość trudne pamiętając, że na zewnątrz czeka na mnie w samochodzie książę i nie chcę nadużywać jego dobroci.

Dobroci. Prychnęłam.

Jeśli tak można nazwać jego zachowanie. Chociaż wątpliwości miałam wcześniej. Teraz? Naprawdę nie wiem.

Wybiegłam z domu i niepewnie uśmiechnęłam się w stronę Melberwood'a wsiadając do samochodu obok niego, a wtedy kierowca ruszył.

Przyjechaliśmy do Akademii. Kiedy pomógł mi wyjść z samochodu przed szkołą, od razu poczułam jakby ktoś mnie zabijał wzrokiem. Podniosłam głowę i spojrzałam przez ramię Orion'a. W moją stronę gromami ciskała Marina. Miałam ochotę się uśmiechnąć najszerzej jak umiem. Wzrok jednak przeniosłam na chłopaka i to do niego się uśmiechnęłam, kiedy zaczęliśmy iść obok siebie po schodach do drzwi Akademii. Przechodząc tuż obok grupki w której była Marina. Weszliśmy do budynku, a wszystkie głowy zwróciły się w naszą stronę. Spojrzałam na Orion'a na którego ustach błąkał się uśmieszek przez co musiałam zagryźć dolną wargę, żeby znów się nie uśmiechnąć. Zatrzymaliśmy się na jednym z korytarzy i obrócił się w moją stronę.

- Nie mamy teraz razem lekcji. - poinformował.

- No, nie. - odparłam.

- Dasz radę? - spytał.

Zamknęłam oczy i wypuściłam głośno powietrze przez nos.

- Błagam, chociaż ty się nade mną nie lituj i nie widź we mnie słabego człowieka, który nie da sobie rady. - wysyczałam cicho.

- Nie myślę tak. - Położył dłoń na moim policzku przez co otworzyłam oczy i na niego spojrzałam. - Akurat myślę, że jesteś najsilniejszą osobą jaką spotkałem. Człowiekiem czy nie.

Randalyn: Więź Krwi ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz