23 - "Czerwony śnieg"

4.4K 214 17
                                    

Wyszłam z auta pod szkolnym zamkiem. Droga do niego rozświetlona była czerwonymi pochodniami i ozdobiona najróżniejszym rodzajem czerwonych kwiatów odznaczających się na tle zaśnieżonego krajobrazu.

Dzisiaj Bal Czerwonego śniegu.

Odbywa się on na początku grudnia. W tym roku wypada prawie w pełnię dzięki czemu wszystko jest skąpane w księżycowym blasku i śnieg błyszczy rozjaśniając otoczenie.

Stanęłam na schodach i się rozejrzałam czekając na mojego partnera. Spojrzałam na zegarek i przeklęłam pod nosem. Jeśli mnie wystawił to..

- I gdzie twój partner, Quinn? - spytał zbliżający się do mnie książę przerywając moje myśli.

- A gdzie twoja partnerka, Melberwood? - odgryzłam się.

- Właśnie po nią przyszedłem. - Wystawił ramię w moją stronę na co się zaśmiałam bezdusznie.

- Nie wiem co jest nie tak z twoją pamięcią, ale idę na bal z twoim kuzynem.

No jasne, że to musi być jego wina. Przecież. Jak mogłam zapomnieć i być tak głupia. Ręce zaczęły mi się trząść ze złości i frustracji. Wszystko musi psuć i niszczyć mi każdy szczęśliwy moment mojego życia w tym miejscu.

- Którego jakoś nie widzę. - Podniósł jedną brew. - Chodź, Quinn, bo zaraz znów będziesz chora. Chociaż nie przeszkadza mi to jeśli będę musiał cię wyleczyć. 

- Następnym razem poproszę twojego kuzyna. - burknełam, ale podałam mu ramię, które objął z ogromnym uśmiechem. - Myślę, że on z chęcią mnie przytuli i ucałuje do snu.

- A myślisz, że on pozwoli ci ślinić swoją koszulkę? - Podniósł jedną brew zerkając na mnie i prowadząc po schodach.

- Myślę, że jeśli poprosze, to nie tylko to da mi poślinić. - Wyszczerzyłam się do niego i widziałam jak zaciska mocno szczękę. Szybko przekręcił głowę w moją stronę.

- Wyglądasz magicznie w tej sukience. - szepnął.

Spuściłam głowę by spojrzeć na swoją czerwoną suknie i czarną pelerynę na nią narzuconą, by ukryć swój rumieniec. Jak jego słowa mogą mieć tak magiczną moc na mnie.

- Dziękuję. - szepnęłam i odchrząknęłam.

Nawet mi nie przeszkadzało, że otworzył dla mnie drzwi. Wspólnie udaliśmy się do wielkiej sali gdzie odbywał się bal. Spojrzałam w jego stronę i jak oparzona zabrałam od niego rękę.

Mimo że Święto Krwawego Księżyca minęło, nadal mam w sobie uraz. Chociaż jestem wdzięczna, że mnie uratował w Nowym Orleanie i całą winę przejął na siebie, a ja nie miałam kłopotów. 

Spojrzałam na salę i zamarłam. Wyglądała niesamowicie. Wielka, jasna sala pogrążona w półmroku, przez okna której wpadało do środka światło księżyca. Pod sufitem wirowały czerwone płatki róż, tak jak i na podłodze, a między którymi błyskało światło świec. Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałam. Czerwone płatki na ziemi wznosiły się, kiedy osoby wirowały na parkiecie, a które kontrastowały z białymi stronami mężczyzn, gdzie kobiety miały na sobie właśnie krwistoczerwone kreacje. Już wiem skąd się wzięła nazwa "Czerwony śnieg".

Poczułam dłonie na ramionach od których przeszła na mnie elektryczność. Spojrzałam w bok na ubranego w biały garnitur Melberwood'a patrzącego na mnie. Biel idealnie kontrastowała z jego ciemnymi włosami, a złote dodatki wzmacniały kolor jego oczu.

- Mogę? - spytał wskazując na moją pelerynę.

- Tak. Dziękuję, Wasza wysokość. - wydukałam.

Randalyn: Więź Krwi ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz