Rozdział 30

364 18 1
                                    

Pov. Vanessa

Na zewnątrz, zaczynało się robić nieco zimniej ale nie odczuwałam tego, przez stan w jakim obecnie trwałam. Ogarnął mnie błogostan, który sprawił, że już nie musiałam się o nic martwić. Spacerowaliśmy z Michałem ulicami Warszawy niczym się nie przejmując. Życie toczyło się dalej. Obiecałam sobie, że całkowicie odetnę się od przeszłości. Szczególnie teraz, bo nerwy i stres były niewskazane.

Tak bardzo brakowało mi naszych wspólnych, beztroskich chwil. Zresztą jemu też. Gdzieś tam w głębi serca, tęskniłam za całą nasza ekipą ale porobiło się nieźle i każdy potrzebował czasu, wiadomo. Póki co, byłam szczęśliwa z tego, co miałam.W pewnej chwili jednak, schyliłam głowę w dół przez natłok myśli, który mnie z nikąd dopadł. Zdarzało się tak wiele razy i nie potrafiłam już sobie z tym radzić. To coś w rodzaju choroby dwubiegunowej. Raz się śmiejesz, a raz płaczesz i czasem nawet tak kilka razy dziennie, a jakby tego było mało, dochodzi jeszcze do tego depresja. Nie twierdzę, że miałam tę chorobę, ale zdarzały się takowe objawy.

- Co cię trapi aniołku? - usłyszałam natychmiast szept chłopaka, który połaskotał moją skórę. Był dla mnie niezwykle czuły, jakby faktycznie przeszedł zmianę.

- A nic takiego. - mruknęłam apatycznie, wpatrując się kostkę chodnikową. Do cholery powinnaś być już szczęśliwa i przestać narzekać. Masz wszystko, więc czego ci jeszcze brakuje?! Tak krzyczało mi w myślach. Toczyłam bitwę, sama ze sobą.

- Hej, widzę. - przystanął, delikatnie unosząc pod palcami mój podbródek. - Co cię smuci misia? - przypatrywał mi się dopóki nie sprawił, że się uśmiechnęłam. Taką miał już charyzmę. Po prostu nie dało się przy nim nie rozczulić, kiedy wpatrywał się w ciebie, swoimi brązowymi oczami. Miałam wrażenie, że poznaję go po raz pierwszy, bo takiego Michała wcześniej nie znałam.

- No nic. - westchnęłam ciężej, wtulając się do torsu bruneta. W kącikach oczu wyczułam,jak wzbierają mi się łzy. Dlaczego nie mogło być jak dawniej? Jedyne czego teraz chciałam to powrotu naszej ekipy i zażegnania sporu pomiędzy nimi. Znowu chciałam ujrzeć ich wszystkich razem. Całą czwórkę, bo byli jak bracia. Tadek, Szczepan, Franek i Michał. Tworzyli team. - Po prostu, kiedyś było...inaczej. - odparłam wreszcie, zaciskając usta w cienką linię.

- Wiem. - przyznał mi, jakby wiedział o czym myślę. - Może to powróci. Kto wie? - szepnął jakby do siebie, mocniej mnie obejmując. - Nie przejmuj się skarbie. Głowa do góry, będzie tylko lepiej.

***

Po drodze wstąpiliśmy do restauracji, w której chłopak zamówił mi spaghetti i sok owocowy, a sam wybrał pizzę hawajską i colę. Skrzywiłam się, czując wokół siebie mieszankę przeróżnych zapachów.
Niestety takie już były uroki ciąży.
Wybraliśmy miejsca pod oknem, siadając naprzeciw siebie. W trakcie oczekiwania, Michał zaczął mi opowiadać o podróży w Dubaju, nagrywaniu klipu itp. Siedziałam z zainteresowaniem, słuchając jego opowieści. Miał w sobie coś przyciągającego i to nie tylko z wyglądu ale i charakteru.

Po około kwadransie, przynieśli nasze zamówienia, stawiając na środek stołu. Z ochotą wzięłam się za spożycie swojego makaronu, który był naprawdę dobry.

- I jak smakuje ci? - spytał obserwując,w jak szybkim tempie go pochłaniałam.

- A jak myślisz. - zaśmiałam się po chwili, odbierając mu kawałek pizzy. - To też wezmę.

- No ejjj. - zganił mnie, śmiejąc się w głos, kiedy spróbowałam zrobić równie groźną minę. - Jeśli chciałaś było trzeba powiedzieć.

Bombay Sapphire 💙💎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz