Rozdział 24

330 14 2
                                    

Pov. Vanessa

6 grudnia

Nastał wreszcie dzień, w którym miasto przybierało świąteczny nastrój. Wokół, powieszono wiele ozdób i przystrajano także drzewa oraz pobliskie domki. Cieszyłam się, że te święta spędzę inaczej niż zwykle,bo w końcu nie w Warszawie, a na wsi z ciocią i Maeve. W ciągu kilku tych dni, dostałam od nich najlepszą opiekę na świecie. Razem z szatynką wybrałyśmy się w międzyczasie do fryzjera, gdzie zdecydowałam się na prawdziwą metamorfozę, która sprawiła, że poczułam się znacznie lepiej. Zaczęłam żyć na nowo.

Porzuciłam już stare kontakty z ekipą Matczaka, poza jedną osobą, która naprawdę po tym wszystkim, stanęła po mojej stronie i mogłam  liczyć na wszelką pomoc ; oczywiście mówię tu o Tadku. Nocami wygadaywałam mu się z tego,jak bardzo boli mnie fakt, że zgodziłam się jechać na ten cholerny koncert, a on tysiące razy przepraszał, że mnie tam zabrał, chociaż to i tak nie była jego wina. Bo przecież zawinił jego przyjaciel, z którym swoją drogą zerwał również kontakt.

W ten sposób przekonałam się, kto jest fałszywy, a kto godny zaufania.

- Wyglądasz nieziemsko Vansy. - wykrzyknęła nagle moja siostra, przebudzając mnie z chwilowego letargu.  Ocknęłam się po chwili, zerkając w lustro, znajdujące się przede mną.

Faktycznie, miała rację, sama planowałam to już od dłuższego czasu ale jakoś nie było okazji, a teraz
czułam się, jak całkowicie inna osoba.
Swoje długie, dotąd ciemne włosy, wycieniowałam warstwowo za ramiona, dzięki czemu, już to dodało mi uroku ale, by niewątpliwie oddało to przemianę, przefarbowałam je również na czerwono.
Teraz już rozumiałam, dlaczego większość dziewczyn po zerwaniu, decydowało się na zmiany.

Już nie byłam tą naiwną Vanessą, która chodziła z raperem.  Nie.  Teraz odrodziłam się na nowo i nie dam się więcej zranić, niech wie co stracił.

- Jestem z Ciebie taka dumna dzieciaku. - oznajmiła Maeve, wychodząc ze mną na zewnątrz z przewieszoną ręką na ramieniu. - Wreszcie zaczynasz żyć.

- Niezaprzeczalnie. - przyznałam opierając głowę o jej ramię. - Dziękuję za przygarnięcie mnie.

- Żartujesz? Jesteśmy rodziną, więc logiczne, że jako pierwsza wyciągnęła bym dłoń w Twoją stronę.

- To kochane. - przyznałam wtulając się do niej, kiedy objęła mnie ramieniem.
W spokoju zmierzałyśmy drogą powrotną w stronę jej domu, gdy nagle w oczy rzuciła mi się stojąca nieopodal taksówka.

- Spodziewasz się kogoś? - zerknęłam jej porozumiewawczo przez ramię,na co zaprzeczyła.

- Okej to dziwne. - stwierdziłam przystając na chwilę, kiedy w tym samym czasie zawibrował mi telefon w kieszeni.

- Nie odbieraj. - krzyknęła natychmiast Maeve, chowając nas za drzewem. Rzuciłam jej zdezorientowane spojrzenie ale wtedy, ktoś wysiadł z samochodu. Niestety z tej odległości nie byłam w stanie dostrzec nic konkretnego jedynie dwie sylwetki chłopaków, zmierzające w określonym kierunku.

- To chyba jakiś żart. - warknęłam ściszonym tonem, przenosząc wzrok na szatynkę.

- Znasz ich?

- Chciałabym nie. - zaczęłam zaglądać dyskretnie zza drzewa. - To znajomi Matczaka. - odparłam czując ścisk w żołądku. - Chyba, tak mi się wydaje.

- Nie ruszaj się, bo jeszcze Cię zauważą. - ostrzegła w chwili, gdy mój wzrok w dalszym ciągu podążał za nimi. Dopiero kiedy telefon przestał dzwonić, wyjęłam go z kieszeni.  Wyświetlacz ujawnił mi numer prywatny. Bardzo ciekawe.

Bombay Sapphire 💙💎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz