Rozdział 8

560 13 9
                                    

Pov. Vanessa

Z nieco lepszym nastawieniem, stawiałam kroki na schodach, prowadzących do domu Michała. W dalszym ciągu, trzymaliśmy się za ręce, idąc w milczeniu. Kiedy weszliśmy już na górę,chłopak zastukał w drzwi ,czekając na odzew.

A może jest jeszcze czas,by zrezygnować? Nie ,ty idiotko
opanuj się. Skoro twój chłopak to zaproponował,to musi to wypalić, prawda?

Kilka sekund później, otworzyła nam jego mama, uśmiechając się od progu. Odruchowo, zacisnęłam mocniej palce na jego dłoni.

- Dasz radę. - pogładził kciukiem moją dłoń, uśmiechając się w stronę starszej kobiety, która nas oczekiwała.

- Oo jak cudownie,że już jesteście. Cześć Michałku. - zwróciła się do syna, całując go w policzek. Uśmiechnęłam się lekko, wchodząc z nim do środka.

- Cześć mamo,to jest właśnie Vanessa. - zarzucił nasze splecione dłonie, na moje prawe ramię.

- Witaj skarbie, miło mi Cię wreszcie poznać! Michaś tyle o tobie opowiadał. - kobieta uściskała mnie,dzięki czemu połowa stresu,automatycznie opuściła moje ciało.

- Dziękuję bardzo, również miło mi  panią poznać. - odparłam sympatycznie,nadal będąc blisko blondyna,bo nie był to ten etap,w którym sama bym dała radę.

- Jaką tam znowu panią, mów mi Arletta słonko. - czarnowłosa posłała mi uśmiech, patrząc na naszą dwójkę.

Michał rzucił mi porozumiewawcze spojrzenie, pomagając ściągnąć  płaszcz. -  Zatem, miło mi Cię poznać Arlettko.

- I wzajemnie śliczności moje.  Michałku, możesz w tym czasie oprowadzić Vanessę po domu nim podam do stołu, niech poczuje się jak u siebie.

-  Świetny pomysł, chodź skarbie. - zsunęłam z nóg kozaki, chwytając blondyna za rękę. Przeszliśmy długim korytarzem, wchodząc na oszklone schody ,prowadzące na piętro. Wystrój domu był magiczny. Pierwsze w oczy, rzuciły mi się czarne drzwi na końcu korytarza.

- To twój pokój?

- Zgadza się,ale najlepsze na koniec. - pstryknął mnie lekko w nos, pokazując kolejno pomieszczenia. Na piętrze mieściły się dwie łazienki,jeden wolny pokój dla gości i gabinet, w którym chłopak tworzył swoje piosenki, coś na zasadzie małego studia. Opowiedział mi o początkach tworzenia, inspiracji i takie tam.

- Jestem z Ciebie taka dumna! Twoja trasa koncertowa i każdy wydany singiel, to coś niesamowitego. - uśmiechnęłam się, poprawiając mu grzywkę.

- Kocham Cię mała. - objął mnie w talii, skanując wzrokiem.

- Ja ciebie też. - nachyliłam się bliżej niego,stykając nasze czoła ze sobą.

- Dzieci, możecie już zejść na obiad! - z dołu rozległ się krzyk jego mamy, który przerwał naszą małą chwilę.

- Już idziemy. - zaśmiałam się, schodząc z nim na dół.

Przy schodach czekał już na nas jego ojciec,a mimo to, Michał nadal trzymał jedną z dłoni na moim pośladku,niczym się nie przejmując.

- Oo, nareszcie mogę Cię poznać. Ty zapewne musisz być Vanessa? - zagadnął, wyciągając dłoń w moją stronę.

- Tak, zgadza się. - wyciągnęłam do niego rękę, witając się. -

- Marcin Matczak,ojciec tego banana. - wskazał na chłopaka, stojącego tuż za mną. Parsknełam śmiechem, odchodząc z nim do salonu.

- Aż tak to Cię bawi? - spytał przy moim karku,widząc jak przykładam dłoń do ust,by powstrzymać chichot. - Zaraz tego pożałujesz maluchu.

- Zabieraj tę łapę. - syknęłam szeptem przez zęby, uśmiechając się w stronę rodziców Michała.

***
Siedzieliśmy przy stole, pełnym parującego jedzonka. Na blacie leżała tacka ze schabowymi,salaterka z mizerią i półmisek z ziemniakami. Prawdziwy polski obiad.

W dalszym ciągu,została we mnie jakaś cząstka stresu, ponieważ nigdy jeszcze nie byłam na takim rodzinnym spotkaniu. Niezaprzeczalnie, rodzice Michała byli wspaniałymi ludźmi,ale było to dla mnie coś nowego. Widząc moje zakłopotanie, blondyn złączył nasze dłonie pod stołem posyłając mi ciepły uśmiech.

Dopiero po kilku godzinach, rozluźniłam się przy żartach pana Matczaka. Atmosfera jaka panowała w ich domu, była nie do opisania. Ta rodzina,wspierała się na każdym możliwym kroku. Jego rodzice napewno musieli być dumni,że mają takiego zdolnego syna jakim jest Michał Matczak.

- Aż dziwię się ,że ten banan znalazł sobie taką wyjątkową dziewczynę jak ty. - zaśmiał się zerkając na nas. 

- Prawda? - parsknełam opróżniając kieliszek z winem. - On też jest cudowny.

Arletta i Marcin spojrzeli kolejno po sobie, śmiejąc się w głos.

- Dziękujemy za obiad i wspólnie spędzony czas,ale my musimy pogadać. - zwrócił się do mnie, odciągając od stołu

- Miło było! mam nadzieję,że do zobaczenia. - wykrzyknęłam jeszcze na schodach, znikając potem z Michałem.






Bombay Sapphire 💙💎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz