Rozdział 33

307 14 5
                                    

Pov. Michał

Marzec to był najwyższy czas, by odbudować wreszcie więzi z gombao.
Tak się akurat złożyło, że w tym samym czasie zbliżały się urodziny mojej kochanej Vanessy, której marzeniem było zobaczyć w końcu cały nasz skład. Jakoś tydzień przed tą datą, spotkałem się z chłopakami w mojej chacie, by wpierw wszystko sobie wyjaśnić, a potem planować dla niej imprezę. Oczywiście z początku, nie było łatwo wrócić do tamtejszych kontaktów szczególnie przez to, co się stało. Padło parę nieprzyjemnych słów ale tak musiało być, skoro później siedzieliśmy już wszyscy pogodzeni.
Czasem warto wykrzyczeć to, co leży na sercu, nawet jeśli nie będzie to miłe. Po prostu szczerość jest najważniejsza.

Nasz wielki powrót, opiliśmy jeszcze tego samego wieczoru na schodkach, rozmyślając przy tym nad urodzinami Vanessy.
Póki co jeszcze żaden z nich nie wiedział, że będę ojcem, bo chcieliśmy to na jakiś czas zostawić dla siebie ale i tak chłopaki mieli się o tym dowiedzieć już niebawem w szczególny sposób.
W końcu jestem Mata, zawsze zaskakuje i robię wokół siebie szum.

Wracając, ostatnio bardzo mi brakowało naszych wspólnych relacji z chłopakami. Nie mogłem uwierzyć, jak bardzo wtedy upadłem myśląc, że to się nie wyda i jakoś to będzie. Naprawdę bez nich nie potrafiłbym żyć. W porę zrozumiałem, że trzeba docenić przyjaźnie, bo te są niezastąpione. Rzeczy materialne kiedyś nam przepadną, a taka znajomość może przetrwać wieki.

Oparłem dłoń na trawie, wpatrując się przed siebie. To właśnie w tym miejscu udało mi się kilka dni temu odbudować związek z Vanessą. Teraz siedziałem tu z przyjaciółmi, z którymi trzymałem się od podstawówki. Piękniej być nie mogło.

Spędziliśmy tam jeszcze kilka godzin do północy, bo wtedy policja miała swój zwyczaj śledzenia tej dzielnicy, więc wolałem się im usunąć z drogi. Chłopaki również. Spontanicznie wybraliśmy drogę do mojego domu, gdzie miałem zamiar ich przenocować.
Na miejscu zastałem rodziców, którzy siedzieli w salonie z kawą w ręku.

- Michał, już wróciłeś? - spytała mama, wychylając się zza drzwi.

- Tak jestem a ze mną Szczepan, Tadek i Wyguś. - wykrzyknąłem, ustępując drogi chłopakom, dzięki czemu stali się widoczni.

- Dzień dobry, wieczór! - przywitali się zdejmując buty w korytarzu, podczas gdy ja szybciej wbiegłem do kuchni, by wziąć szklankę wody. Gdzieś w tle dobiegł mnie śmiech moich rodziców, którzy już wiedzieli, że nie jesteśmy trzeźwi.

- Oh chłopcy, tęskniłam za wami. - wtrąciła po chwili moja mama, kolejno ich uściskując. - Michałku, a gdzie Vanessa?

A jeśli o to chodziło to tak, sam im powiedziałem, a właściwie nie musiałem, bo sami to po mnie zauważyli. Taki już urok rodziców.

- U siebie, ale no właśnie sprawa jest. - ożywiłem się klaszcząc w dłonie, co spowodowało zaciekawione spojrzenia. - Jutro musimy ogarnąć ten dom na-

- Na imprezę urodzinową! - wtrącił Tadek, unosząc palec ku górze.

- Tak dokładnie. - przyznałem, patrząc na rodziców, którzy z kolei spojrzeli po sobie.

- Oczywiście synu, akurat tak się składa, że jutro już mamy plany, więc udanej zabawy. - odparł ojciec obejmując ramieniem mamę.

- Zajebiście, dobra to my z rana bierzemy się za robotę. - wskazałem na chłopaków, którzy kiwnęli głowami. - A teraz lecimy się przespać, dobranoc.

- Dobranoc chłopcy.

- Dobranoc.

Weszliśmy schodami na piętro, wybierając ten większy pokój, w którym mieściły się dwa łóżka. Usiadłem na jednym z nich jednocześnie z Tadkiem, który wtulił się w moje ramię.

Bombay Sapphire 💙💎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz