⪨ 19 ⪩

169 13 36
                                    

  Na komisariacie pojawiliśmy się najszybciej jak tylko było to możliwe i bez marnowania ani chwili od razu wbiegliśmy do gabinetu komendanta.

Był on starszym mężczyzną z siwym wąsem.  Wystarczył jeden kontakt wzrokowy z nim, aby stwierdzić, że naprawdę zależy mu na bezpieczeństwie mieszkańców Ninjago.

Od samego początku wzbudził moje zaufanie. Uznałam to za dobry znak.

- Dzień dobry, panie komendancie - przywitał się Lloyd.

- Witajcie, Ninja - powitał moich przyjaciół mężczyzna, a po chwili przeniósł swoje spojrzenie na mnie i nieco zdezorientowany zapytał - A co to za jedna?

- To Irie. Nasza przyjaciółka, pomaga nam - przedstawiła mnie Nya.

- Bardzo mi miło pana poznać - powiedziałam o wiele ciszej niż chciałam.

- Mnie panienkę również. Przyjacielem Ninja są moimi przyjaciółmi - oznajmił, wyciągając do mnie rękę.

Uścisnęliśmy sobie dłonie, a po powitaniach naszedł czas na właściwy powód naszego pojawienia się na komisariacie.

- Jest pan pewien, że to Garmadon? - spytał się komendanta Zane.

- Tak, ale nie tak go zapamiętałem. Ten był jakby... inny. Jakiś taki zły do szpiku... Nie wiem. Dwudziestu ludzi próbowało go obezwładnić, ale niestety nie dali mu rady. Chciałem z nim nawet porozmawiać, ale... odniosłem wrażenie, że nie bardzo jest z kim, ani o czym porozmawiać - opowiedział wyraźnie zasmucony.

Było mi go żal. Był dobrym człowiekiem. Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości. W końcu zanim stwierdził, że Garmadon nie jest już tym samym Garmadonem, co jeszcze jakiś czas temu, to próbował z nim porozmawiać, przekonać go do zmiany postępowania.

A to wszystko było winą Harumi. Ciszy. Jadeitowej Księżniczki.

Nieważne pod jakim pseudonimem czy imieniem się kryła i tak wszystko niszczyła. Była potworem. A ja nie zamierzałam spocząć póki się nie zemszczę za to, do czego się dopuściła.

I nie chodziło tu tylko o moich rodziców. Chodziło o to wszystko, co zepsuła. O każdą bliską mi osobę, którą skrzywdziła.

Musiała za to zapłacić. Słono.

Albo nie.

Gorzko.

- Ale widział pan, gdzie poszli? Bo nie sądzę, żeby tak po prostu rozpłynęli się w powietrzu. Zostawili jakieś wskazówki? - chciała wiedzieć Nya.

- Szczerze, to zostawili furę potłuczonego szkła, posiniaczone plecy, poobijane kości i porządną porcję nie lekkiego wstydu... Przepraszam, ale nie potrafię pomóc. - Komendant spuścił głowę zawstydzony własną niedolą.

Biedny człowiek. Chciał jakoś zaradzić, a ta wstrętna żmija wszystko spieprzyła, pomyślałam.

Zabiję ją, przeszło mi przez myśl.

Przeraziła mnie ta myśl. Nie spodziewałam się takowej po sobie. A jednak, kiedy odczuwamy ogromy ból lub gniew jesteśmy zdolni do wszelkiego okrucieństwa.

- Zrobił pan ile mógł - pocieszał go Lloyd - A poza tym to mój ojciec i moja walka - dodał hardym głosem.

Postaw Lloyda w ogóle mnie nie zaskoczyła. Właściwie, bardzo możliwe jest to, że gdybym sama była na jego miejscu to zareagowałbym tak samo. 

- Naprawdę się na to piszesz, synu? - spytał się komendant.

- Samego go nie puścimy - odezwał się Kai.

The vision • Kai SmithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz