⪨ 23 ⪩

142 10 26
                                    

- Mamo? Tato? Gdzie jesteście? - spytałam, przedzierając się przez gęsty i ciemny las.

Odpowiedział mi jedynie podmuch zimnego i porywistego wiatru, który omal nie doprowadził do mojego potknięcia się o własne stopy.

- Proszę was, odezwijcie się! - wołałam, czując jak moje przerażenie narasta.

I wtedy nagle coś wyskoczyło z krzaków, znajdujących się po mojej lewej stronie.

- Aaaa - wrzasnęłam przerażona i rzuciłam się do ucieczki przed dziwnym stworem, który ruszył w pogoń za mną.

Biegłam tak szybko, jak chyba jeszcze nigdy w życiu, chcąc ocalić swoje życie, które w tamtej chwili wisiało na naprawdę cieniutkim włosku.

Niestety potwór również biegł bardzo szybko. Niemal od razu udało mu się mnie dogonić i pochwycić jego ogromnymi łapami z ostrymi pazurami, które wbijały się w moją skórę.

- Idziesz ze mną - wymamrotał ledwie zrozumiale, jakby nie bardzo znał mój język.

Nic mu nie odpowiedziałam. Byłam zbyt przerażona, a jednocześnie za bardzo zszokowana tym, że jeszcze nie zrobił mi żadnej dotkliwszej krzywdy.

Dziwna kreatura niosła mnie jeszcze przez kilka chwil, aż w końcu zatrzymała się i postawiła mnie na obrosłym mchem gruncie.

- Irie! - usłyszałam głos mojej kochanej mamusi.

- Mama? - spytałam zduszony głosem, odwracając się za siebie.

I faktycznie tam była. I tata też tam był. Chciałam do nich podbiec i wyściskać ich, pokazując im jak bardzo tęskniłam i bałam się o ich bezpieczeństwo.

Niestety nic takiego nie mogło się wydarzyć, gdyż stwór, który mnie tam przywlókł przytrzymał mnie w taki sposób, że nie byłam w stanie mu zbiec.

W dodatku obok moich rodziców również znajdowały się te monstra. A jakby tego było mało, to zupełnie znikąd pojawiło się ich jeszcze więcej.

- Powiedz papa mamusi i tatusiowi - zaszczebiotał potwór, znajdujący się najbliżej mnie.

Tym razem jednak jego głos zabrzmiał inaczej. Nie był już gardłowy i nieco warkliwy.

Należał on do pewnej dziewczyny, której nienawidziłam z całego serca, i do której zgonu zdolna byłam się przyczynić.

Jak zwykle chodziło o Harumi.

- Nie! Nie, odbieraj mi ich znowu! - pisknęłam błagalnie, choć sama nie wiem na co liczyłam.

Oczywiste było to, że mnie nie posłucha i ich nie oszczędzi.

Znowu musiałam patrzeć jak ich gardła zostają podcinane, a ja nie mogłam nawet trochę im w tym wszystkim ulżyć.

Ponownie obudziłam się z krzykiem.

Od dnia śmierci Kaia, Cole'a, Jaya, Zane'a i Wu miałam koszmary. Codziennie bez wyjątku. Zawsze kończyły się śmiercią kogoś mi bliskiego. A to moich rodziców, jak było tym razem, a to któregoś z moich przyjaciół.

Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że te osoby nie zostawały martwe tylko i wyłącznie w sferze moich koszmarów. Oni naprawdę nie żyli.

Ból po ich stracie był nie do opisania. Straciłam ich w tak krótkim odstępie czasu, że wciąż pozostawało to dla mnie pewnego rodzaju abstrakcją. Nie byłam w stanie pogodzić się z ich stratą. Nie chciałam tego robić.

The vision • Kai SmithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz