Rozdział 13

3.3K 87 6
                                    

Mimo że mieszkam z moimi braćmi dopiero trochę ponad tydzień to już zdążyłam zauważyć że są nieprzewidywalni, i zawsze postawią na swoje nie zważając na moje prośby bądź protesty.
Przedostatnia lekcja właśnie dobiegała końca, wiedziałam że po ostatniej lekcji któryś z braci na pewno zjawi się pod moją klasą żeby mieć przechytrzyć, zaprowadzić do auta i nie pozwolić jechać autobusem. Nie jestem jednak tak głupia, więc kiedy tylko zadzwonił dzwonek skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych

-Ej Li mamy jeszcze jedną lekcje, gdzie idziesz?- zatrzymała mnie Holly

-Muszę szybciej wrócić do domu.- odpowiedziałam pośpiesznie aby nie spóźnić się na autobus- do zobaczenia!- zawołałam kiedy odeszłam od niej kilka kroków.

Chociaż szkoła była dobrze chroniona wyjście z niej nie stanowiło większego problemu, wystarczyło podać nazwisko aby pilnujący wyjazdu ochroniarz przepuścił mnie otwierając bramę która podczas lekcji była zamknięta.
Kiedy już opuściła teren placówki udałam się na przystanek znajdujący się 5 minut od szkoły. Bogate dzieciaki czyli praktycznie wszyscy uczniowie należący do tej szkoły nie korzystały z autobusów, wyjątkiem byli jednak stypendyści, którym za dobre stopnie miasto fundowało naukę w tym liceum.
Chodź teraz niestety sama zaliczałam do grupy tych bogatych jeszcze miesiąc temu autobusy były dla mnie codziennością, przez ostatni prawie rok jeździłam nimi do mojego technikum a wcześniej do mojej podstawówki która mimo tego że znajdowała się w tej samej wsi i tak była oddalona od mojego domu o prawie 20minut piechotą, a nie ukrywam że jestem bardzo leniwa jeśli chodzi o codzienne spacery z ciężkim plecakiem o 7 rano.

Usiadłam na ławce widząc że autobus spóźni się kilka minut.
Myślałam gdzie teraz jechać najpierw kategorycznie zabroniłam sama sobie jechać do domu bo przecież wszyscy wiedzieli by że mnie nie ma ale wtedy przypomniało mi się że przecież najstarsi z braci wraz z tatą siedzą w Francji, więc nie mam się kogo obawiać.

Tak więc nie całe pół godziny później wysiadałam już na ostatnim przystanku trasy autobusu. Mieścił się on na tak zwanym totalnym zadupiu tak samo jak Willa mojego ojca. Szłam przez piękny i zarazem przerażający las już dobre 15 minut, a prócz drzew i od czasu do czasu pojawiających się małysz polanek na drodze nie spotkałam żywej duszy, od kiedy szłam nie minęło mnie nawet jedno auto.

W końcu moim oczom ukazała się wysoka czarna brama z wyrzeźbionym na środku dużym M, kiedy tylko strażnik mnie zobaczył od razu ją otworzył.
-Co panienka robi tu sama?- zapytał- nikt nie poinformował mnie że wróci pani bez braci u w dodatku piechotą.

- Tak wyszło- może była to nie miła odpowiedź zważając na to jakim tonem się do niego zwróciłam, ale mój dzisiejszy humor nie był zbyt dobry.

-Otworzę panience dom- powiedział strażnik i ruszył w stronę drzwi

Poszłam za nim, i ruszyłam w stronę swojego pokoju kładąc się na łóżko momentalnie zasnęłam.

Nate**
Siedziałem pod salą z matematyki którą właśnie miała Lèa, okłamując wcześniej profesora że ojciec kazał mi dziś wcześniej wrócić do domu, kiedy ten to usłyszał nawet nie próbował mi się sprzeciwiać. Ojciec wydawał na tą szkołę majątek i każdy wiedział że jakie kolwiek niezgodności w jakiekolwiek kwestii zawsze skończą się wygraną dla rodziny Martinez.

Dźwięk dzwonka rozbrzmiał na korytarzu, młodsze dzieciaki zaczęły powoli wychodzić z klasy, kiedy z sali wyszedł profesor i zaczął zamykać za sobą drzwi na klucz ogarnęła mnie lekka panika.

Specjalnie urwałem się z lekcji aby dopilnować tego małego skrzata żeby żaden jej głupi pomysł nie został zorganizowany czyli wracanie do domu przy którym nawet nie było przystanku, autobusem. Jak się okazuje ona jest mądrzejsza niż nam się wydaje.
Kiedy pan Hrington czyli nauczyciel matematyki powiedział że mojej siostry nie było na zajęciach od razu ruszyłem poinformować o tym moich braci.

Wychodząc do szkoły każdy schodził mi z drogi, byłem do tego przyzwyczajony bo nikt tu z nami nie zadzierał nie licząc kilu rycerzków którzy i tak koniec końców dostawali po mordzie. Dzisiaj jednak wyjątkowo każdy trzymał się odemnie z daleka, być może wynikało to z mojej do czerwoności wkurwionej twarzy.

-jest?- zapytał Dylan

-A widzisz ją tu kurwa?

Słyszałem ich ciche klnięcia i wszyscy wsiedliśmy do aut
-Gdybyś nie zabrał jej tego cholernego telefonu to byśmy wiedzieli chociaż gdzie jest- mruczał Shane

Nie żebyśmy byli jakimiś psycholami, aczkolwiek dla  bezpieczeństwa miła szpiegowską aplikacje w telefonie :)

-I co robimy?

-mamy nadzieję że nie jest na tyle zjebana, i pojechała do domu.

Tak też zrobiliśmy w ciszy jechaliśmy do domu a w moich myślach jak i zapewne Shane'a też malowały się najgorsze z najgorszych scenariuszy jak tracimy poraz kolejny naszą siostrę.
Moment kiedy Molly oznajmiła że zabiera Malucha i zabroniła nam się z  nią widywać było jak wbicie noża prosto w serce. Nikt z nas  nie chciał się na to zgodzić, Rodzice upierali się że to dla niej najlepsze, ale ja i moi bracia mieliśmy inne zdanie. Marzyliśmy żeby ją rozpieszczać i chronić przed światem, żeby wiedziała że ma w nas wsparcie i że wszystko może nam powiedzieć, żebyśmy znali jej każdą tajemnice, i żeby z każdym problemem przychodziła do nas.
Niby teraz jest czas to nadrobić ale teraz to już nie to samo, Lèa jest przyzwyczajona do innej rzeczywistości, nie ufa nam chodź byśmy nie wiem co robili, to co robimy dla jej dobra odbiera jako zabieranie jej wolności i możliwości decydowania samej o sobie, boi się nas i mimo że każdy z nas udaje sam przed sobą że tak nie jest to z tyłu głowy zawsze jest myśl że taka jest prawda.
Boli mnie fakt że prawie 16 lat z życia mojej małej siostrzyczki obserwowałem jedynie na zdjęciach.

-----------------

-----------------

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

DZIĘKUJĘ 💗💗

Siostra ze zdjęcia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz