XXXVII

179 18 5
                                    

-Sousa-

Salamon dał mi święty spokój, a ja zacząłem zauważać dziwne napięcie między Kubą, a Michałem. Przestali się przytulać, rozmawiać ze sobą. Skóraś cały czas patrzył w telefon, a Kuba stał sam, albo próbował rozmawiać z kim kolwiek. Coś było nie tak, ale co się stało? Nie mam pojęcia, ale może to tylko chwilowe. Poczułem, że ktoś mnie obraca i nawet nie zdążyłem się zorientować, w którym momencie moje usta zostały złączone z tymi Salamona. Próbowałem z początku go odepchnąć, ale to było silniejsze ode mnie i oddałem pocałunek. Nasi przyjaciele zaczęli wiwatować, bić brawa i gwizdać. Nasz pocałunek z początku delikatny przerodził się w brutalny. Każdy z nas chciał dominacji, ale ja oczywiście nie miałem szans. Oderwaliśmy się od siebie, gdy zabrakło nam tlenu.

- Jestem aż tak zły? - wydyszał i złapał mój podbródek tak, żebym zwyczajowo nie odwrócił wzroku.

- Nie aż tak - pociągnąłem go za koszulkę i znowu złączyłem nasze usta. On działa tak jak narkotyki, które kiedyś brał. Uzależnia w chuj.

- Jesteś mój? - kiwnąłem głową. Chłopaki już puścili piosenki weselne. - Zajebiście Sousa - uśmiechałem się do niego.

- Kiedy ślub!? - wykrzyczał Marchwiński. Przewróciłem oczami.

- W swoim czasie! - odkrzyknąłem, a Salamon mocniej mnie w siebie wtulił. Mój dzban.

~Zakochałem się w Skórasiu~ Skóraś x Kamiński ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz