𝐒𝐂𝐄𝐍𝐀 𝐗𝐕

87 6 0
                                    

Maryna, Poeta

POETA
Elektryczność z oczu bije.

MARYNA
Zgrzałam się przy tańcowaniu.

POETA
Pani marzy o kochaniu —
co tam pani serce czyje.

MARYNA
Może pańskie serce zatem — —?

POETA
Umie pani strzelać batem — —?

MARYNA
Jak to, co to — tak przez kogo?

POETA
Tak w powietrze, a szeroko.

MARYNA
Co tam panu serce czyje; —
a umie pan kopnąć nogą — — ?

POETA
Tak przez kogo — ?

MARYNA
Nie tak srogo —
tak w powietrze, a wysoko.

POETA
Na co, po co?

MARYNA
Dla niczego.

POETA
To nic złego.

MARYNA
I nic z tego.

POETA
To zagadka?

MARYNA
Sfinks.

POETA
Meduza.

MARYNA
Może z tego pan odgadnie
nowoczesny styl harbuza;
tak jak ja odgadłam snadnie:
próżność na wysokiej skale,
w swojej własnej śpiącą chwale.

POETA
Zeus i Pan Bóg mieszka w niebie,
przedsię obaj są u siebie.
Psyche to najczulej pieści. —
O tym, gdzie kto śpi wysoko,
pani wie coś z głuchych wieści;
nie dosięgło jeszcze oko.

MARYNA
Rozumiem coś z wielką biedą;
nie dosięgło jeszcze oko,
nie zawlokłam się na turnie;
tak tam dumnie, szumnie, chmurnie.
Bałamuctwa w wielkim stylu,
które już przeżyło tylu,
różni więksi, mniejsi, niscy;
wszystko bardzo wyjątkowe,
bardzo dziwne, bardzo nowe,
tylko że tak robią wszyscy.

POETA
Słucham, co to za wymowa — ?

MARYNA
Słowa, słowa, słowa, słowa.

POETA
To uczucia tak się garną;
szkoda, żeby szły na marno.

MARYNA
Ale gdzie ta, ale gdzie ta.
Pan myśli, że ja zajęta?

POETA
Widzę, że pani pamięta,
jaka komu etykieta 
przylepiona i przypięta.

MARYNA
Szkoda, żeby szły na marno
te uczucia, co się garną:
Pan poeta, pan poeta.

POETA
Otóż to, to etykieta.

Wesele | 𝐒. 𝐖𝐲𝐬𝐩𝐢𝐚𝐧́𝐬𝐤𝐢Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz