𝐒𝐂𝐄𝐍𝐀 𝐗𝐗

32 4 0
                                    

Dziennikarz, Zosia

ZOSIA
Ach!

DZIENNIKARZ
Aa! —

ZOSIA
Bardzo ciemno.

DZIENNIKARZ
Nie widno.

ZOSIA
Zmęczonam, wciąż w kółko, w kółko…

DZIENNIKARZ
I cóż? chłopy pani nie brzydną?

ZOSIA
Nie wiem — nie; — patrzę na ludzi
jak na przeróżnych ludzi.

DZIENNIKARZ
A tak się serduszko budzi.

ZOSIA
Patrzę i usypiam serce;
to ładne — to bardzo górne,
ale z tego co? — ja czuję,
muru głową nie przewiercę,
a jak widzę w lichej poniewierce
rzeczy górne i piękne, i czułe,
to mnie boli.

DZIENNIKARZ
A ten ból przechodzi.

ZOSIA
A pan ma swoją bibułę,
żeby ból każdy przeszedł.

DZIENNIKARZ
Epidemia.

ZOSIA
Pan nie wierzy, co nieprzewidziane?
A wie pan, ojczyzna to chemia; 
serce, jak się czego uczepi,
to dynamit.

DZIENNIKARZ
Coraz lepiéj,
jeszcze jeden taniec w kółko,
a edukacja skończona.

ZOSIA
Nie byłabym ja chłopu żona;
nikt mnie w śluby nie poprosi —
ale myślę, panie redaktorze,
że tam w tej wiejskiej komorze,
w półblasku kuchennej lampy,
że tam mój taniec coś znaczy.

DZIENNIKARZ
Gdy sama to pani uznać raczy… —

ZOSIA
Pan skąd się tu bierze?

DZIENNIKARZ
Ja się patrzę, lubię i nie wierzę,
za to wierzę w panią.

ZOSIA
Za co?

DZIENNIKARZ
Za tę minkę, oczy, gest.

ZOSIA
Podobam się?

DZIENNIKARZ
W tym coś jest.

Wesele | 𝐒. 𝐖𝐲𝐬𝐩𝐢𝐚𝐧́𝐬𝐤𝐢Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz