𝐒𝐂𝐄𝐍𝐀 𝐗𝐈𝐗

34 5 0
                                    

Poprzedni, Gospodarz

CZEPIEC
podszedł ku śpiącemu i szarpie go za ramię

Hej, hej, panie — — — !
Cóz to pon śpią, trzeba wstać,
trzeba się do czego brać.

GOSPODARZ
rozbudzony, z fotelu i z krzeseł, na których leży

Cóż — wyście tu — któż hałasi!?
Gdzież Hanusia? Hanuś!

CZEPIEC
przywierając drzwi do izby

Cicho,
nie potrza jej tu do rzeczy,
co chcę panu powiadać.

GOSPODARZ
Cóż mi kum do ucha skrzeczy,
o czym? — cóż z tą kosą, po co?

CZEPIEC
A tam ludzie sie szamocą
we wsi — tam sie garną, kupią;
może idą już — pon śpią!!
Zaspane ślipia.

GOSPODARZ
Co ty mnie tu — co wy, co to?

CZEPIEC
A spieszy mi sie z robotą,
juzem sie wycniół ze spania
i jestem gotów, i czekam
dalszego rozkazowania,
a pon sie nie wycniół i śpi.

GOSPODARZ
A wam co się z kosą śni — — ?!

CZEPIEC
Mnie sie nie śni, wstawaj pon;
boć kum pono rozkaz wzion
jakiś ważny, najważniejszy,
i papiry, czy tam co.

GOSPODARZ
Ja, papiery, rozkaz, czyj?

CZEPIEC
Myjze sie pon prędzej, myj —
niech po próżności nie stoję,
bo mi próżno mitręga i wstyd.
Pon mają pójść razem z chłopami,
a chłopi tu wsioscy już som
gotowi — i stoją tam!
Zbierają się kole studnie z gościeńca
i przywalą się tu do dziedzieńca,
jak się poszarzeje świt. 

GOSPODARZ
Zachodzę, zachodzę w głowę…

CZEPIEC
Tam w Krakowie już wszystko gotowe.

GOSPODARZ
Coście, kumie, coście, chłopie,
zbajczyli przez długą noc? —
Ja z Wami?

CZEPIEC
Wy z nami!

GOSPODARZ
A wy wszyscy z kosami…?

CZEPIEC
Jak się patrzy, ostrzem tak.

GOSPODARZ
Jakiś znak?

POETA
— — Jakiś znak?

CZEPIEC
Zbierajcie się, póki czas,
byśwa byli radzi z was,
a nie stójcie jak te ćmy
albo kpy;
co kto ma, do ręki brać,
na podwórze wyjść i stać;
tam już ludzie som,
co sie sami rwiom:
chłopi, tak! A chłopi, tak!

POETA
— Jakiś znak.

GOSPODARZ
Jakiś znak!

CZEPIEC
Panowie, jakeście som,
jeźli nie pójdziecie z nami,
to my na was — i z kosami!

GOSPODARZ
Wy, a jako — ?

POETA
Wiecież, kto my!?
Co wy o nas wiecie — nic.

CZEPIEC
O, pon, widno, niewidomy;
widać, że nie znacie nas.

PAN MŁODY
Widzę, żeście krwi łakomy;
jeno że na krew nie czas.

CZEPIEC
Hej, pan młody, hej, pan młody,
wyszczezyły mu się gody,
to mu ino w myśli wczas.

GOSPODARZ
A! wstydzę się waszych słów,
choć mi radość z waszych lic.

CZEPIEC
Wyście bo to żarnych świc
rozpalili z naszych lic.
Panie, a cy pon pamięta,
jak pon szeptoł nieraz w noc,
co mówiła Panna Święta,
jako w nas jest wielga moc,
jako że moc jest zaklęta,
że sie kiedyś opamięta…
Wyście to pożarnych świc
rozpalili z naszych lic.

PAN MŁODY
A wy zaraz w rękę nóż.

CZEPIEC
A cóż czekać, cy jo tchórz?

GOSPODARZ
Kumie, miarkujcie się w słowie.

CZEPIEC
A kiej słucho, niech sie dowie.

PAN MŁODY
Gębą toście bardzo harny.

CZEPIEC
Kręć pon ino próżne żarny,
poezyje, wirse, książki,
podobajom ci sie wstążki,
stroisz sie w te karazyje,
a jak trza sie mirzać z czego,
to pon w sobie szyćko skryje.

POETA
A przecież się nic nie dzieje.

CZEPIEC
A toć przecie wciąż mówicie,
jeśli rozumiem co z tego;
ponoć nawet pierwsi wicie:
to rzecz wielka?

GOSPODARZ
Jaka?!

CZEPIEC
Dnieje!!!

POETA
Dnieje, tak, to tam szaleje
ta majaka z chmur i mgły,
ta majaka, co sie wieje
ponad łan.

PAN MŁODY
ku oknu

Na liściach skry.
Opalowa rosa spływa;
przesiewa się w dyjamentach
z drzew, jak wiszar w skalnych pętach. —
Cud!

CZEPIEC
Pon ino widzisz pchły,
pchły, świecidła, rosę, ćmy,
a nie chcesz znać, co som my:
że w nas dnieje, dusa świci,
że zarucko kur zapieje,
że na nas czekają w mieście,
że nas tu jest ze dwiedzieście
z kosom, cepem, żelaziwem
i że to, to nie som sny.

POETA
Co on mówi? A to dziwne,
bo mi się to dziś marzyło:
jako dramat, jako sen.

PAN MŁODY
Co za temat! 

POETA
Chłopska krew
i ten jego pański gniew.

GOSPODARZ
Nas czekają? — Was czekają?
Zaraz — coś to — coś tu było,
co już o tym mnie mówiło —
lecz kto, jaki… 

CZEPIEC
Ktoś tu był,
co przejechał duże światy,
ponoś kajsi z Ukrainy;
przywiózł hasło cy papiry,
rozesłać kazał wiciny —
a są tu za progiem ludzie,
mogą świadczyć, jak z północka
słyszeli brząkanie liry.

POETA
do brata

Liry brzęki po północy,
jakeś ty leżał w niemocy,
ja słyszałem.

PAN MŁODY
Ja słyszałem
od podwórza, z tego sadu.

POETA
Z tego sadu, spod jabłonki,
ale sobie myślę: mrzonki —
może ktoś się ubrał w dzwonki?

GOSPODARZ
A był także jakiś taki —
był też inny — nie pamiętam —
ale mi coś świta —

CZEPIEC
Pany —
wyście ino do majaki;
niechże który wyjrzy w pole,
co sie widzi hań na dole,
kandy jest krakowsko ścizka. 

POETA
wychodzi

I stąd widzieć, bo to z bliska;
trza zobaczyć.

Wesele | 𝐒. 𝐖𝐲𝐬𝐩𝐢𝐚𝐧́𝐬𝐤𝐢Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz