𝐒𝐂𝐄𝐍𝐀 𝐗𝐕

34 5 0
                                    

Marysia, Ojciec

MARYSIA
Tatuś sie Weselem cieszą…

OJCIEC
Niech sie bawią, niech sie weselą;
tela tego, co te parę dni —
a potem, jak sie pobierą,
to już mnie do nich nic,
niech se ta na swoich żarnach mielą,
jako chcą — nie moje prawo.

MARYSIA
Ale tatuś nam pomogą z tą sprawą
grontów — do tej upłaty — ?

OJCIEC
Jo patrzę swego — jo niebogaty;
posłaś, toś posła;
cy tam za tego, cy za insego:
telo, co byś sie wyniosła 
na tamten świat. 

MARYSIA
Może byście byli więcej rad,
żebym za pana sie wydała,
jak mię to przed laty chcioł — ?

OJCIEC
Ten, co umarł; — ostał swat,
boś sie przez Wojtka swatała,
i swat ciebie wzioł.

MARYSIA
A ja swata pokochała,
a dzisiok, jak sie Jaga wydała 
i ja sobie moje przypomniała
o tym zmarłym przyjacielu,
jakem sie to ś nim poznała
na Hanusinym weselu —
zrobiło mi sie markotno,
nie wiem czego —
przecie wolałam mego —
chyba, że onemu samotno. 

OJCIEC
Ka twój mąż?

MARYSIA
Już legnoł, śpi,
zmęcony — a kazał mi tu być,
tom przyszła — a nie wiem, po co;
nic tu dla mnie, a tu ide,
że tu tańczą — jak przed laty:
kiedy do mnie przyszły swaty
i od chłopa, i od pana,
a ja byłam zakochana.

OJCIEC
Idze ku nim.

MARYSIA
Ino patrze:
jak te druhny coraz bladsze
z umęcenia, a kręcom sie,
nie ustanom, radujom sie.

OJCIEC
Potańcuj se.

MARYSIA
Ino patrzę…

OJCIEC
Płaczesz — — ?

MARYSIA
Tak się w oczach mgli,
wszystko widzę coraz bladsze.

Wesele | 𝐒. 𝐖𝐲𝐬𝐩𝐢𝐚𝐧́𝐬𝐤𝐢Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz