1. Baron / Kris

1.1K 117 300
                                    

Baron

Kończymy pakowanie ostatnich bagaży w combi Dzikiego, jak telefon ponownie wibruje niemiłosiernie w wewnętrznej kieszeni kurtki. Rozsuwam ją, ale komórka przestaje wibrować, więc wzruszam jedynie ramionami, ocieram kropelki potu z czoła. Przytulam matkę i przyszłą teściową, kolejny raz zapewniając je, że nic się nie dzieje. 

 – Bartek, ale na pewno mówisz mi wszystko? – matka skomle głęboko zaglądając mi w oczy.

– Na pewno, mamo – burczę. – Jesteśmy odrobinę nadgorliwi, niech pakt o nieagresji ruszy z miejsca. Nie jesteśmy wam wszystkim w stanie zapewnić bezpieczeństwa na raz. Nie możemy się osłabić, doprowadzając do rozproszenia żołnierzy. Wsiadajcie i bezpiecznej podróży.

– Ale na pewno? – matka ponownie pyta z paniką, przedłużając.

– Na pewno, no już – wskazuję jej głową otwarte drzwi. – Jedźcie, do zobaczenia w święta na ślubie.

Ostatnie zawahanie, ale wsiada. Dziki robi machnięcie głową, potakuję i daję znak, by dzwonili jak się sprawy mają. Gdy auto znika mi na skrzyżowaniu, wpadam do domu ogarnąć odrobinę syf jaki pozostał, bo mnie Kinga zbeszta, że jestem flejtuch. No jestem! Czasu nie mam, aby być czyściochem.

Przecieram ostatni fragment podłogi w wiatrołapie od błota, jak telefon zaczyna wibrować na nowo. Zero spokoju! Kinga?

– Aniołku, nie miałem jak... – próbuję się wytłumaczyć.

– Ma mam ma – jąka zanosząc się płaczem. Koniec, zblokowało ją.

– Podgórska? – pytam jednym słowem, by ułatwić jej ten proces.

– Ttta...

– Oddychaj aniołku – odpowiadam kojącym głosem. – Już wsiadam do auta, oddychaj, tak? Wdech pomalutku, wydech. I jeszcze raz – zagaduję biegnąc już do samochodu.

Z bólem serca rozłączam się z narzeczoną, bo wiem, że moje gadanie, by ją uspokoiło, ale na mnie działa rozpraszająco, gdy trasę na Podgórską robię z niedozwoloną prędkością.

Parkuję przed wjazdem, bo na podjeździe stoi Tucson i moja Mazda. Przechodzą mnie zimne dreszcze. Czyżby coś im się stało?

– Kinga! – krzyczę wpadając na korytarz. – Kinia, to ja! – dorzucam, przemieszczając się do otwartej kuchnio–jadalni i zamieram na widok Krisa. – Kinia! – pieję z paniką podbiegając do przyjaciela.

Kris leży na brzuchu z opuszczonymi spodniami na tyłek, raną na tyle głowy z której sączy się krew. Sprawdzam puls, biorę głębszy wdech, żyje! Na ziemi zaraz obok na prawo leży rozwalony laptop. Włamanie? Boże, gdzie Kinga i Majka do cholery!

Ruszam zostawiając kumpla i już mam wykręcać numer na pogotowie, jak telefon wypada mi z rąk. Podejmuję go z ziemi i klnę pod nosem zauważając popękany ekran. W dupie z nim!

– Anielice! – krzyczę wbiegając na górę.

Sprawdzam pokój Krisa, gościnny i Kingi. Słysząc szum w łazience, otwieram z impetem i mało co nie zderzam się z narzeczoną. Zza niej dochodzi mnie ów szum, wody z baterii prysznicowej. Kinga jest cała we łzach, z zawiniątkiem w ręku. Podaje mi, a ja rozkładam rozdartą sukienkę, porwane rajstopy i rozerwane majtki. Unoszę głowę, a narzeczona zanosi się szlochem i kiwa na potwierdzenie.

– On oon... – próbuje powiedzieć wskazując palcem na piętro niżej, ale nie musi. Już wiem „co on zrobił".

Przytulam ją z całych sił i pociągam na zewnątrz łazienki. Boże, co teraz? Co ja mam robić?

7. KRÓLESTWO Z PIASKU - FilarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz