9. Majka

690 108 212
                                    

„Nie żałuję", nie jest synonimem „nie tęsknię". Dzień azylu uznaję za nowy początek tego, co dobre, właściwe i wolne od „potwora". Tak, wierzę w to, że przez świadomość, że może mnie stracić na zawsze, Kris nie odważy się sięgnąć po narkotyki. Dlatego tu jestem, w letniej rezydencji Gawrońskich na totalnym wygwizdowiu, w lesie, pół kilometra leśną drogą od szosy. Ogrodzenie pod napięciem, alarm antywłamaniowy, kamery wokół domu, pełen monitoring w rezydencji, kuloodporne okna, zasilanie podpięte pod normalną energię plus w razie czego przerzuca się na generator. Słucham i uszom nie wierzę, jak Michalina mi to wszystko opowiada.

– A tu, jest twój pokój – wskazuje na sypialnie usytuowaną na dole, tuż obok salonu i kuchni. – Z tego co mi szwagierka opowiadała, to jest jej sypialnia – chichocze przysłaniając usta – więc bądź grzeczna.

– Sama ze sobą mam baraszkować? – zerkam na nią wymownie.

– Aż dziw, że wybrałaś azyl, jak ramiona męża – wzdycha, po chwili zerka na mnie niepewnie i marszczy brwi. – Ty wybrałaś azyl, nie Kris? Bo jak on, to wracamy i dupę mu skopię.

– Ja, ja – odpowiadam uśmiechając się, bo jest bardzo zabawna.

– Ale też nic ci nie grozi? – dopytuje z nutą niepewności.

– Nic mi o zagrożeniu nie wiadomo – wzruszam ramionami i przechodzę dalej.

Pierwszego dnia jestem zajęta wypakowaniem się i jakoś dzień ucieka. Nocą, wiercę się na łóżku i nie mogę znaleźć pozycji. Brakuje mi Krisa, jego ramion.

Głupia, głupia, głupia! Po co ci ten azyl, skoro zaraz psychicznie się wykończysz!

Kolejne dni wyglądają podobnie. Czas ucieka mi na pisaniu własnej opowieści o szeregu Wieliczki z fabułą osadzoną w Chicago. Wtedy pojawia się druga osoba.

Jestem na etapie szykowania śniadania podczas gdy Michalina zażywa kąpieli po treningu. Tak, codziennie mamy trening na strychu. Miśka wstawia sobie ostro od bieżni po ciężary, a ja włączam stare polskie przeboje i uprawiam nigdy nie praktykowaną jogę z wersją dla ciężarnych.

– Din–dął! – dochodzi mnie kobiecy głos, sekundę później sam dzwonek. Już mam ruszać do drzwi, aby spojrzeć kto, lecz z łazienki głowę wyściubia Miśka.

– Nie otwieraj! – drze się na cały dom. Spuszczam głowę i chichoczę pod nosem.

– Nie miałam zamiaru! – odkrzykuję.

Wracam więc do szykowania śniadania i udaję, że kolejne tarabanienie do drzwi mnie nie dotyczy. Miśka wypada owinięta szlafrokiem, podchodzi do stojaka na kurtki i wyciąga ze swojej pistolet. Czy ona spodziewa się tu porywaczy?

– Hasło? – Miśka warczy nachylając się do drzwi.

– Jakie, kurwa, „hasło"? – kobieta brzmi na zaskoczoną i oburzoną jednocześnie. – Pojebało cię, to nie komuna.

– Bez hasła nie otworzę – zauważam, że Miśka się przekomarza, bo już chowa broń i chwyta za klucz, by go przekręcić.

– Skopię ci dupę, do chuja! – kobieta warczy, a ja szerzej otwieram oczy przez zastosowane słownictwo.

– Do cipy się mówi, panie admirale – Miśka odpowiada otwierają drzwi na oścież.

– Zamarzły mi jaja, wywłoko – kobieta fuka wściekle i wchodzi do środka. W końcu uśmiecha się serdecznie i mocno przytula Michalinę. – Jedno miasto, a nie widziałam cię z pięć lat.

– Chyba więcej – Michalina odpowiada spokojnie, bez nuty uśmiechu. – Chodź, zapoznam cię z panią Szymańską – dodaje zjadliwie.

– Królową? – kobieta zerka na mnie z nutą szyderstwa i odrazy.

7. KRÓLESTWO Z PIASKU - FilarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz