18. Kris

773 112 245
                                    

– Qbek!

– Hamuj, łeb nisko! – zdąża powiedzieć, jak pada pierwszy strzał. Co jest do cholery jasnej! – Gaz na ostro!

– Skąd ty? – pytam zaskoczony, silnie skupiając zmysły na działaniu.

Jednak człowiek jak ma pecha, to i ma przejebane życie w tym zjebanym świecie. Pędzę na ostro, a z auta za nami, koleś w kominiarce, celuje przez opuszczoną szybę.

Ganiać się ze spluwami? No tego jeszcze nie było!

Do przejazdu kolejowego dolatujemy w ostatnim momencie, jak pociąg z Bochni zapieprza na węzeł krakowski. Ryzykuję i chociaż mój Tucson to zadbane bydle, podczas przelotu na torach, słyszę jak klekoczą wszystkie drążki.

W ostatnim momencie zjeżdżamy z przejazdu, pociąg śmiga tuż za naszą dupą, a auto, co planowało nam umilić dzisiejszy dzień, pozostaje w tyle bez możliwości kontynuacji pościgu.

Robię abarot i wyjaławiam bieg. Ustawieni przodem do przejazdu na nowo, czekamy, aż pociąg przejedzie. Czekamy... czekamy, kurwa... pociąg przejeżdża, samochodu zamachowców, brak. Fuck!

– Dzwoń do Fabiusów! – Qbekowi nieznacznie zmienia się głos, a więc nie tylko nazwanie żony „kurwą", potrafi wyprowadzić go z równowagi.

Nie zwalniam, stukam na panelu kierownicy, łączę się z Kornelem.

– Jeszcze myślę, Szymański, daj czas – odzywa się rozluźniony.

– Ale wszystko git? – Qbek wtrąca pytanie zamiast mnie.

– A co ma nie być? – Fabius pyta zaskoczony. – Zatrzymaliśmy się w Macku na żarcie. Trochę się ociągają, to o to chodzi?

Pomimo strachu i złości, uśmiecham się. Ktoś tu ma poczucie humoru w nienaruszonym stanie.

– Czekam na telefon. Do później.

Takie samo połączenie Qbek wykonuje do Gaju, ale zarówno Leszek jak i Inga, są wraz z Dzikim na Rożnowskiej.

Dlaczego znowu ja?

– To jawnie wskazuje na mnie, Qbek – warczę, przyspieszając auto.

– Też mi na takie wygląda – cmoka i myśli. – Ty, albo ja. To niecodzienne zjawisko, aby dwóch szefów siedziało w jednym aucie.

– Zaatakowaliby Gaju – pouczam go.

– Nie sądzę – uśmiecha się cynicznie. – Leszek to wprawny były wojskowy, lepszy ode mnie. Jego poziom opanowania w sytuacji zagrożenia, doprowadziłby akcję zamachowców do fiaska. Tym samym, zdradziłby ich plany. Ostrzeżeni, bylibyśmy czujni.

– Ty jakoś byłeś – prycham wkurwiony sam na siebie, bo ja usadziłem dupę i prowadziłem auto, a ten? Oczy dookoła głowy.

Do samej Rożnowskiej nie rozmawiamy na ten temat. Brama, podjazd, boczne wejście, kod do drzwi, kotara, na prawo po schodach i już lokalizujemy się w biurze. Dziki unosi głowę i uśmiecha się bezczelnie, widząc Gawrońskiego. Chyba ma ochotę coś powiedzieć, ale...

– Zostaliśmy zaatakowani. – I właśnie tym stwierdzeniem zamykam jego zamiary.

– Arczi rękoma braci? – Leszek zagaduje, przesuwając tyłek na kanapie.

– Bezcelowe, skoro dostali co chcieli – Qbek udziela mu odpowiedzi i siada obok. Przestępuję z nogi na nogę. Coś jest znów nie tak! – Fabiusowie byli bezpieczni. Bieżanów? – Unosi głowę i patrzy na mnie.

– A skąd ja mam wiedzieć? – Pytam z paniką w głosie, wskazując dłonią na siebie. – To ty masz łeb zamiast komputera, myśl! Kto?

– Dudkiewicz? – Leszek rzuca kolejnym nazwiskiem. Przez nerwy, wiążę dłoń w pieść i wsadzam ją sobie do gęby, zaciskam szczękę pozostawiając ślady na skórze.

7. KRÓLESTWO Z PIASKU - FilarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz