Dni mijają, ale już nie uciekam od rozmów z Kingą, Bartkiem, czy Luizą. Jedynie Kris pozostaje ze mną w kontakcie tylko tekstowym. To, co pociesza mnie najbardziej, według brata i szwagierki, Kris jest czysty. Trzyma się w pionie, szeregiem zarządza mądrze, z umiarem. Ale najwięcej wiadomości przychodzi wraz z Luizą, tylko w pechowy dzień.
Za chwilę zacznie się czwarty miesiąc azylu, mamy Wielki Czwartek, czwarty miesiąc roku. Dziś Lidka kończy swoją służbę zapowiadając, że zostanie z nami, bo nie lubi samotnych świąt, chociaż Michalina ma przyjechać po piętnastej, a Mat do nas dołączyć w Wielką Sobotę i przywieźć święconkę.
Właśnie się modlę nad lepieniem pierogów, zaś Lidka chichocze rozbawiona, twierdząc, że idzie mi coraz lepiej, jak rozdzwania się mój telefon, a ja łapy w cieście, co za pech!
– Weź odbierz i daj na głośnomówiący – polecam.
Lidka fuka coś w stylu „Do usług, szefowo", a ja przewracam oczami, bo już bez przesady. Szefem jest Kris, ja tylko żoną.
– Halo! – Lusi drze się w momencie jak ją Lidka przerzuca na głośnomówiący, przez co przymrużam oczy.
– Nie drzyj japy! – Lidka nachyla się do telefonu i sama wydziera na całe gardło, a ja chichoczę, wyobrażając sobie minę Luśki.
– Lusia mów, jesteś na głośnomówiącym. Mam łapy w cieście pierogowym.
– Ty im tam gotujesz? – przyjaciółka zachowuje się jak typowa córeczka szefa. Boże chroń mnie i Krisa przed takim losem.
– Nie im, tylko nam. Korona mi z głowy nie spadnie, nie posiadam takowej. – Tobie zapewne by spadła, dopowiadam w myślach.
– Dobra, nieważne – fuka urażona. – Weź umyj łapki i oddzwoń, czekam.
Rozłącza się bez pożegnania, więc faktycznie idę, myję dłonie pod czujnym spojrzeniem Lidki i oddzwaniam do przyjaciółki.
– Już – wzdycham, myśląc ile rzeczy bym zrobiła, zamiast gadać.
– Tak naprawdę Majka, to ja nie wiem od czego zacząć, bo Śródmieście i Ruczaj rozpoczęli...
– Stop! – zatrzymuję ją, gestykulując dłonią przy okazji, chociaż Lusia mnie nie widzi. – Ja w temat polityki się nie mieszam. I tak nie wiem, o czym mówisz.
– O Zoi! – piszczy. – Trwa śledztwo ile Gabryś wiedział o... – cmoka i zawiesza się.
– O czym? – furczę.
– O zbrodniach Śródmieścia dla Wieliczki i o samych zbrodniach... – przełyka głośniej ślinę. – Martyny Fabius.
– Kogo? – unoszę głos z zaskoczenia. – Luśka, to dziecinne jest, wiesz – stękam. – I to jeszcze w Prima Aprilis próbujesz mnie wkręcić!
– Pojebało cię? – piszczy urażona. – Ty myślisz, że jest mi do śmiechu? – dorzuca nieco łagodniej. – Dobrze słyszałaś, Majka – szepcze jakby zawstydzona, że na początku mnie okrzyczała. – Niewiele jestem w stanie im pomóc, niewiele wiem, mnie ojciec chronił przed wiedzą, przed całym światem zewnętrznym. Kris też próbuje pomóc...
– Kris próbuje wam pomóc? – spływa na mnie. kolejny szok
– Wszystkim zależy na bezpieczeństwie, a sytuacja z Zoją jest swoistą nauczką, że niepotrzebnie ufano, za długo, nie tym ludziom. Śródmieście miało kreta, kret uciekł, podejrzewają, że na Pomorze do jakiegoś kolesia, ale ja ci nie powiem do kogo, nie zapamiętałam.
– Wyżeł służył na Pomorzu dla Wieliczki – przerywam jej.
– Wiemy, Kris nam powiedział, ja nawet tego nie wiedziałam, że Wyżeł oficjalnie odsiadywał wyrok, a realnie się przemieszczał. – Kiwam głową, bo właśnie tak było. – Ale ja nie o tym, Majka. Dzwonię, by się dowiedzieć, czy jest coś, z pozoru mało istotnego, coś między wierszami, co Gabryś mógł ci przekazać, a ty tego nie wyłapałaś.
CZYTASZ
7. KRÓLESTWO Z PIASKU - Filar
RomantizmSiódma część cyklu "Z wyboru". Wieliczka. Drogi czytelniku! Witam Cię po raz kolejny i zapraszam do poznania dalszych losów spokojnej Majki Lechnio i Krisa Szymańskiego, chłopaka, który się pogubił. Z opowieści Gaju i Zoi, wiesz, że Maja Lechnio w...