Mija tydzień od ostatniego wyjazdu Krisa w sprawach służbowych. Siedem długich dni, od kiedy nikt mnie nie odwiedza, siedem nocy wycofania się męża.
Czy coś się stało? Pytam samą siebie, siedząc na tarasie i patrzę w dal na puste pola od Chabrowej. Czasami zapominam w tym miejscu, że mieszkamy w mieścinie tak blisko Krakowa. Widoki, jak na wsi, podobne jak te na Mazurach, które próbuję wydobyć z zakamarków wspomnień, by móc choć nimi się ogrzać.
Mąż?
Kris jest dobry, ale nie czuły. Spokojny, pogodny, ale nie ma w nim nic z uwodziciela, który jeszcze niespełna tydzień temu pozwolił mi na wtargnięcie pod prysznic i na poczucie namiastki namiętności w swoich ramionach, w ramach stawiania kolejnych kroków ku zdrowemu w relacjach związkowi. Zerkam na Stefanię i wprawiam w ruch jej kołyskę, a córka mlaska zabawnie, zaś Macchiato unosi pyszczek i patrzy jakby mnie pytał, czy coś się stało.
Przecież masz wszystko, Majka! Jest opanowany, spokojny, troskliwy. Nie, Majka, nie masz wszystkiego. Nie masz swojego Krisa. Wyzbył się potwora, ale i najwidoczniej innych uczuć.
Zblazowany? To nawet do niego pasuje. Znużony? Też. Osaczony? No nie, bo jak coś go osacza, to on kontratakuje. Więc co?! Myśl, Majka, bo go stracisz!
– Czemu uderzasz się książką w głowę zamiast ją czytać?
Zaskakuje mnie pogodnie wypowiedziane pytanie z ust męża. Odkładam więc lekturę i odchylam głowę, by móc na niego spojrzeć. Stoi opierając się bokiem o framugę i patrzy z zainteresowaniem.
– A nie słyszałeś, że jak walisz się książką w głowę, to litery wchodzą z poślizgiem do mózgu? – pytając, zmieniam kąt patrzenia wodząc za nim wzrokiem.
Kris siada na leżaku obok i wiąże nogi w kostkach.
– Coś cię dręczy – stwierdza i czeka na moją reakcję.
– A ciebie? – zerkam na niego z ukosa. – Czuję, że coś się podziało i z nieznanych mi przyczyn... – milknę, przymykając oczy.
– Dokończ – nakazuje.
Zerkam na niego. Zdenerwowanie?
– Nie ma iskierek – dopowiadam na fali odwagi. – Nie wiem, Kris – kręcę głową próbując wyzbyć się myśli. – Nie ogarniam, jakieś poziomy ku lepszemu, przekroczyliśmy, a teraz czuję się jakbyśmy byli poniżej zera.
Kris nie odzywa się, tylko przygląda. Może nie jest zły, ale nie uśmiecha się. Taki... poważny, jak nie on. Zerkam ponownie na śpiącą córkę w kołysce, uśmiecham się i wprawiam ją w ruch, co mamy w zwyczaju robić średnio co kilka minut.
Może to przeze mnie? Urodziłam córkę, fakt, Kris mnie dotykał, moje niezgrabne ciało, może to o to chodzi? Dotykał, weszło mu w pamięć? Może przez połóg, wiadomo... chciał, był nakręcony, ale przecież byłam w trakcie „czyszczenia się". Może... może... zwariuje zaraz!
– Powiesz mi, o czym myślisz?
Słysząc pytanie, nie odrywam wzroku od córki, jedynie co, spuszczam nieznacznie głowę, bo chociaż mąż jest jedyną osobą na świecie, której potrafię powiedzieć wszystko, z kwestii jego awersji, nie umiem się zwierzyć, nie przychodzi mi to naturalnie.
– Zastanawiam się – zaczynam melancholijnym głosem – czy jest szansa, że kiedyś przejdzie ci obrzydzenie – kończę z nutą zawodu.
Mąż zjeżdża pupą po leżaku tak, że teraz siedzi na jego rożku, lecz jest kilkanaście centymetrów ode mnie.
CZYTASZ
7. KRÓLESTWO Z PIASKU - Filar
Lãng mạnSiódma część cyklu "Z wyboru". Wieliczka. Drogi czytelniku! Witam Cię po raz kolejny i zapraszam do poznania dalszych losów spokojnej Majki Lechnio i Krisa Szymańskiego, chłopaka, który się pogubił. Z opowieści Gaju i Zoi, wiesz, że Maja Lechnio w...