6. Majka

692 108 134
                                    

Kochani ❤️ 

Rozdział Majki wyszedł mi na ponad 6k wyrazów. Przepraszam, ale został podzielony na dwa rozdziały i błagam, nie mówicie, że kończę jakimś Polsatem, albo innym TVN Turbo, czy 4FunTV 😂 Na pytanie, czy dojdzie do ślubu, proszę się nie kontaktować, milczę jak grób. 🤗 I wideł nie wyciągać, łopatą nie straszyć, ani czarną wołgą 🐈‍⬛ - ani czarnym kotem... Uf, zabezpieczona! No to, czas start - zapraszam do baletu 😈


☆*: .。. o(≧▽≦)o .。.:*☆☆*: .。. o(≧▽≦)o .。.:*☆

Słysząc przejeżdżające auta, za każdym razem odrywam głowę od smażenia ryby i rzucam ukradkowe spojrzenia przez okno. Wciąż go nie ma! Przenoszę wzrok na zegarek i nie mogę uwierzyć, że dopiero dwadzieścia minut po piętnastej skoro minęło co najmniej pięć godzin, a zegarek przesunął się raptem o dziesięć minut.

– Już jedzie – Kinga szepcze mi do ucha stając za mną.

– Ale kto, co? – udaję zamyślenie, a Kinia uśmiecha się jak chochlik. – Kinia, dosmaż rybę – rzucam polecenie i żwawo ruszam do toalety.

Kolejny raz rwie ze mnie, jakbym była w pierwszym trymestrze, a nie w drugim. Raz, dwa, trzy i właśnie spożyte śniadanie szlag trafia. To stres Majka, to nie przez ciążę. Martwisz się każdego dnia. O niego, stąd efekt, stąd decyzja o separacji.

Dociera do mnie dźwięk otwieranych drzwi zewnętrznych, radosne zawołanie Krisa „Wesołych Świąt", przez co uśmiecham się obmywając twarz. I w ostatnim momencie nachylam się nad muszlą klozetową, jak rwie mnie ponownie. Może to przez zapach smażonki?

– Wszystko w porządku? – dochodzi mnie głos narzeczonego z nutką troski.

– Uroki bycia mamą – prycham ocierając łzy, bo przez rwanie żołądka tracę kontrolę nad kanalikami łzowymi.

– Mogę pomóc?

– Lepiej wyjdź, to nic fajnego – odpowiadam uprzejmie próbując wstać, lecz Kris mnie łapie i unosi, przez co drżę bez kontroli.

– Nic ci nie zrobię – odpowiada smutno. – Obawiam się, że sama idąc na górę, jeszcze zemdlejesz, a ewidentnie potrzebujesz świeżego powietrza.

– Wiem, że nic mi nie zrobisz – szepczę zawstydzona, bo przecież ma rację, zadrżałam, po prostu nad tym nie panuję.

– Ale zanieść cię mogę jak księżniczkę? – uśmiecha się, a ja czując jego pogodne nastawienie, robię to samo.

– Wystaw mnie na pole, tam naprawdę zaczerpnę świeżego powietrza – proponuję wskazując dodatkowo głową.

Kris przenosi mnie na korytarz, a ja staram się nie wdychać zapachu unoszącego się z podgrzewanych i smażonych potraw. Na szybko zakładam kurtkę, owijam się szalikiem i nastaje ciemność.

– Ej! – rugam go, unosząc czapkę z nad oczu, bo ktoś tu się najwidoczniej ma ochotę bawić moim kosztem zasłaniając mi świat.

– Chodź już Lechnio – Kris rzuca luźno otwierając drzwi wejściowe, dzięki czemu czuję natychmiastową ulgę jak wpada świeże, rześkie powietrze.

Towarzyszy mi dziwne ciepło na sercu, jak narzeczony wręcz wymusza schodzenie ze schodów przy asekuracji, później podchodzi do bujanej ławki, odśnieża ją i sadza tyłek, aż unoszę brew.

– Pupa ci zmarznie – uprzedzam tupiąc po śniegu.

– Ważne, że nie tobie, siadaj – klepie dłonią udo. – Siadaj, bo drżę, że orła wywiniesz.

7. KRÓLESTWO Z PIASKU - FilarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz