Rozdział 44

82 4 0
                                    

– Myślisz, że wypali ta kolacja? – spytała Lee. Powiedziałam jej, kto może wpaść na kolacje dziś wieczorem. Sama na początku nie była zadowolona, że robię to za plecami chłopaków, ale gdy jej wszystko opowiedziałam, zmieniła zdanie.

Sama powiedziała, że każdy człowiek może się zmienić i odkupić własne winy. Trzeba dać mu szansę. Harry przyszedł do kuchni i zaczął nam przeszkadzać. Raczej bardziej przeszkadzał Lee, niż mi. Podchodząc do niego, dałam mu talerze, które miał zanieść i porozstawiać na stole w jadalni. Dałam o jeden talerz za dużo, na co Harry się zdziwił.

– Chyba się pomyliłaś. Dałaś mi o jeden talerz więcej.

– Nie jest prawidłowo. Będziemy mieli gościa.

– O przyjeżdża Damen?

Jedynie pokiwałam głową. Nie musi wiedzieć, kto tak naprawdę przychodzi. Gdybym powiedziała im prawdę, nie pozwoliliby na to i plan by nie wypalił. Kaden wszedł do kuchni, od razu podchodząc do mnie, dając mi buziaka w policzek.

Wzięłam do ręki sztućce i podałam je Kadenowi. Powiedziałam, żeby to porozkładali na stole i razem z Harrym udali się do jadalni.

Gdy wszystko było przygotowane, zasiedliśmy do stołu. Popatrzyłam na zegarek. Wybiła godzina, na którą miał być Scott. Mam nadzieje, że jednak przyjdzie.

Chłopaki już zaczęli sobie nakładać, a ja ze zdenerwowania wystukiwałam palcami jakiś rytm. Zadzwonił dzwonek. Zamroziło mnie. Boże, jednak przyszedł.

– Ja otworzę – powiedziałam i powoli wstałam z krzesła, ale syknęłam z bólu. Może już trochę czasu minęło, odkąd byłam w klinice, ale wciąż czasem przy wstawaniu wszystko mnie bolało. Kaden od razu wstał i chciał mi pomóc, ale zatrzymałam go ręką.

– Nie potrzebuje pomocy – powiedziałam. Pokiwał głową i usiadł z powrotem na swoje miejsce. Udałam się powoli na przedpokój i otworzyłam drzwi. Ujrzałam Scotta z bukietem róż.

– Ach jakiś ty słodki, dziękuje – powiedziałam, gdy podał mi róże.

– Nie ma sprawy. Jak chłopaki? Wiedzą, że przyszedłem?

– Nie? – odpowiedziałam, lekko podnosząc głos, że odpowiedź wydała się pytaniem, a nie odpowiedzią.

– Nie? – zdziwił się. – Zaprosiłaś mnie tutaj, nie mówiąc im o tym? Przecież oni mnie kurwa zabiją.

– Nie będą mieli czym, jeśli cię to uspokoi. Kazałam schować wszystkie bronię w biurze Kadena. Scott popatrzył się na mnie jak na głupka.

– I ty im wierzysz, że oni je wszystkie tam potulnie zanieśli? Kobieto oni są urodzeni ze spluwami przy nodze, nie ma mowy, że nie mają żadnego przy sobie.

– Przesadzasz! Będzie dobrze, obiecuje – powiedziałam, łapiąc go za ramie i idąc z nim do jadalni.

– Chłopaki gość przyszedł. Zabiję każdego z was, który teraz zrobi jakąś uwagę na jego temat, jasne?

Gdy chłopaki zobaczyli Scotta, od razu chcieli wstać, ale ich zatrzymałam.

– Powiedziałam, że macie się zachowywać. Kto was wychował? Małpy? To mój gość i macie to uszanować. Nie obchodzi mnie to, co o nim uważacie. On mnie uratował. Gdyby nie on, nie znaleźlibyście mnie już w tamtym miejscu.

Zabił nawet przy mnie gościa gołymi rękoma, bo chciał się do mnie dobrać. Tą właśnie kolacją chce mu podziękować za uratowanie mnie, a teraz Scott chodź, usiądziesz koło mnie – powiedziałam, kładąc kwiaty na blacie w kuchni.

Dangerous LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz